Cichy Fragles

skocz do treści

Lemowa kolekcja – przewodnik (17-24)

Dodane: 24 marca 2009, w kategorii: Literatura

« Tomy 1-5
« Tomy 6-10
« Tomy 11-16


Wyborcza już jakiś czas temu zapowiadała kontynuację Lemowej kolekcji, ale dopiero w ostatniej chwili zdradziła listę książek, które się w niej znajdą. Listę dość zaskakującą – biorąc pod uwagę, że wśród pierwszych szesnastu tomów znalazły się prawie wszystkie najlepsze tytuły, spodziewałem się, że kontynuacja będzie miała mniej tomów niż część pierwsza (osiem? dwanaście?), a tymczasem będzie nawet o jeden tom dłuższa. Na dodatek nie ma tu takich tytułów jak „Okamgnienie” czy „Bomba megabitowa”, które – jako dosyć popularne – uważałem za pewniaki; nie ma również żadnego z wywiadów-rzek, co by mnie nie zdziwiło, bo „Świat na krawędzi” był przeciętny, a „Tako rzecze… Lem” genialne, ale i bardzo długie – skoro jednak pojawiły się takie cegły, jak „Dialogi” czy „Fantastyka i futurologia”, to brak rozmów Beresia z Lemem jest dla mnie niezrozumiały.

Niezrozumiałe jest też dla mnie pojawienie się takich tytułów, jak „Summa technologiae” czy wspomniane „Dialogi” – dzieła to bowiem grube, ciężkie w lekturze i z powodu upływu dziesięcioleci w dużym stopniu zdezaktualizowane. Niemal wszystkie dziedziny nauki, tak szczegółowo tam opisane, zrobiły od chwili napisania wspomnianych książek ogromne postępy – wiele odkryć i technologii, które Lem dopiero zapowiada, dziś już mamy dawno za sobą, bądź też wiemy, że jego ówczesne przewidywania okazały się błędne. Ogólnie rzecz biorąc, dobór tytułów sugeruje, że wydawcy postanowili wycisnąć twórczość Mistrza do ostatniej kropli, publikując niemal wszystko, co im w ręce wpadło – tym bardziej zatem dziwią braki, o których wspomniałem wcześniej. Na trzecią kolekcję już na pewno tytułów nie wystarczy (chociaż kto wie, kilka tomów suplementu jeszcze by się dało uzbierać), a przynajmniej „Tako rzecze… Lem” zdecydowanie zasługiwało na wznowienie.


17. Pokój na Ziemi

Przedostatnia powieść Lema – i szczerze mówiąc, jedna ze słabszych. Tytułowa wizja pokoju na Ziemi, osiągniętego dzięki powszechnemu rozbrojeniu, wydaje się co najmniej naiwna, a i fabuła pozostawia sporo do życzenia. Po kolei jednak: państwa wprawdzie się rozbroiły, ale nie do końca – wszelki sprzęt wojskowy został przeniesiony na Księżyc, gdzie każde państwo dostało własną strefę o nieprzekraczalnych granicach. Postęp technologiczny sprawił, że sprzęt ten dorównuje inteligencją ludziom i jest zdolny do ewolucji – tak więc na Księżycu trwa bezkrwawy wyścig zbrojeń, w dodatku poza jakąkolwiek kontrolą z Ziemi (kolejny wątpliwy pomysł – czemu wszyscy mieliby się na coś takiego zgodzić i czemu roboty bojowe miałyby, nawet w kolejnych generacjach, respektować podział na strefy?), co oczywiście nie może się dobrze skończyć. Na Księżycu zaczyna się dziać coś dziwnego, wysyła się tam zatem człowieka na przeszpiegi.

Człowiekiem tym jest nie kto inny, jak znany już z wielu opowiadań międzygwiezdny podróżnik Ijon Tichy. Ta podróż, choć niedaleka, kończy się jednak wyjątkowo nieprzyjemnie – księżycowe roboty przeprowadzają u niego kallotomię, czyli rozszczepienie mózgu na dwie niezależnie działające półkule. W efekcie Tichy ma niemałe problemy z normalnym funkcjonowaniem (każdą połowę ciała kontroluje inna półkula), a na domiar złego nie jest w stanie zdać raportu ze swojej misji. Za porozumiewanie się odpowiada bowiem lewa półkula, a wspomnienia z Księżyca najwyraźniej zachowała tylko prawa – „najwyraźniej”, ponieważ nie wykazuje ona chęci do współpracy. Wykazuje natomiast agresję (także wobec „lewego” Tichego) i złośliwość, co nie ułatwia sprawy…

Wszystko to brzmi ciekawie – i faktycznie można się trochę pośmiać z problemów „rozdwojonego” bohatera, ale na tym w zasadzie koniec. Fabuła jest mętna i ewidentnie sklecona na siłę, a oryginalnych wizji przyszłości, z których Lem słynął, niewiele tu znajdziemy, choć tematyka (wyścig zbrojeń) stanowi nie lada pole do popisu. Cóż, nikt nie tworzy samych arcydzieł.

Ocena: 4


18. Biblioteka XXI wieku. Golem XIV

Pierwszy z wymienionych w tytule utworów to niejako kontynuacja „Doskonałej próżni”, czyli zbioru fikcyjnych recenzji, który już opisałem w pierwszej części przewodnika. Drugi z nich to wykład superinteligentnego komputera o człowieku i ewolucji. Wykład brzmiący chwilami raczej jak kazanie niż odczyt naukowy. Golem beszta bowiem ludzi za ich pychę i przekonanie o własnej wyższości nad innymi formami życia, a ewolucję wyśmiewa jako partacza idącego po linii najmniejszego oporu i działającego na zasadzie „jakoś to będzie” (widać tu pewne zarysy koncepcji „samolubnego genu”, którą Dawkins sformułował dopiero parę lat później).

Trzeba przyznać, że Lemowi nie brakowało tupetu, gdy to pisał – już sama próba wcielenia się w istotę inteligentniejszą od człowieka, to nie lada zuchwałość, a co dopiero nadanie tej istocie imienia wyraźnie się kojarzącego z nazwiskiem autora – Lem nawet nie ukrywał, że był to zabieg jak najbardziej celowy. Czy ten tupet był uzasadniony? Trudno orzec. Napisanie przez człowieka tekstu wykraczającego poza możliwości ludzkiego rozumu jest oczywiście niemożliwe (choć ustawy produkowane przez nasz parlament sprawiają niekiedy takie wrażenie) i taki zamysł nie mógł się powieść, ale trzeba przyznać, że wykład całkiem nieźle to udaje – a sam w sobie jest po prostu ciekawy i bardzo zgrabnie napisany. Może nie na nadludzkim poziomie, ale na pewno dla inteligentnego czytelnika.

Ocena: 5-


19. Sex Wars

Wbrew tytułowi nie jest to powieść pornograficzno-militarystyczna, lecz zbiór esejów – i to nie o seksie, a na wszystkie możliwe tematy, od rozważań nad asymetrią między dobrem i złem, przez wywody o geopolityce, aż po prozę Sienkiewicza, strukturę świata baśni czy filozofię Derridy. Krótko mówiąc: życie, wszechświat i cała reszta, bez żadnej myśli przewodniej ani żadnego porządku. Trudno tu zatem coś dodać – może poza tym, że jest to (pomimo chaosu tematycznego) najlepszy zbiór esejów Lema, jaki czytałem. Nie ma tu luźnych a niekonkretnych dywagacji, jakie charakteryzowały niektóre późniejsze zbiory (chociażby „Okamgnienie”), lecz konkrety, sięganie do sedna sprawy i wysoki poziom intelektualny – krótko mówiąc, Lem-eseista w wysokiej formie.

Ocena: 5


20. Człowiek z Marsa. Opowiadania

Wczesne opowiadania Lema. Recenzja


21. Mój pogląd na literaturę

Zbiór esejów o literaturze. Recenzja


22. Astronauci

„W roku 2003 zakończone zostało częściowe przelewanie Morza Śródziemnego w głąb Sahary i gibraltarskie elektrownie wodne dały po raz pierwszy prąd do sieci północno-afrykańskiej. Wiele już lat minęło od upadku ostatniego państwa kapitalistycznego. Kończył się trudny, bolesny i wielki okres sprawiedliwego przetwarzania świata. Nędza, chaos gospodarczy i wojny nie zagrażały już wielkim planom mieszkańców Ziemi.” – za ten fragment, otwierający drugi rozdział powieści, mocno się Lemowi dostawało przez długie lata. Taka plama już w debiucie… Inna sprawa, że powieść i tak nie była jak na tamte czasy (rok 1951) wystarczająco prawomyślna – od ówczesnych recenzentów dostało się Lemowi m.in. za to, że bohaterowie, choć żyją w szczęśliwych komunistycznych czasach, mówią sobie per „pan”, zamiast „towarzyszu”.

Ale mniejsza o politykę, bo nie o tym powieść traktuje. Oto przy okazji „sprawiedliwego przetwarzania świata” odkryto w lodach Syberii pozostałości po meteorycie tunguskim – jak się okazało, był to pozaziemski statek kosmiczny, a analiza dziennika pokładowego, zapisanego na wielkiej taśmie magnetycznej (przypominam – powieść napisana w 1951) wykazała, że przybył on z Wenus, najprawdopodobniej w charakterze zwiadu przed planowaną inwazją. Pytanie tylko, czemu na planach się skończyło – minęło już przecież prawie sto lat od katastrofy, a tu nie tylko inwazji, ale w ogóle żadnych kolejnych wizyt nie zanotowano. Cóż począć – Ziemianie budują statek kosmiczny (o wdzięcznej nazwie „Kosmokrator”) i wysyłają astronautów na Wenus, żeby zbadali sytuację.

Jak się okazuje, pod warstwą wenusjańskich chmur kryje się krajobraz bardzo malowniczy, ale podejrzanie pusty i martwy. Bohaterowie znajdują rozliczne ślady tamtejszej cywilizacji (bardziej zaawansowanej technologicznie niż nasza), ale samych mieszkańców ani widu ani słychu. Z czasem dociera do nich okrutna prawda – na Wenus miała miejsce wojna światowa, która skończyła się zagładą wszystkich mieszkańców planety. Doceniając przesłanie (wówczas jeszcze dalekie od banału, bo zimna wojna wraz z wyścigiem atomowym dopiero się zaczynała), nie można jednak nie wytknąć autorowi niekonsekwencji – skoro Wenus była podzielona na zwalczające się obozy, to jaki sens miałaby inwazja na Ziemię, wymagająca przecież zaangażowania sporych środków, potrzebnych na miejscu? Można oczywiście przyjąć, że niedoszli sprawcy tej inwazji byli tak pewni zwycięstwa, że szykowali kolejne podboje jeszcze przed rozprawieniem się z miejscowymi wrogami, ale brzmi to niezbyt wiarygodnie.

Generalnie jednak debiut Lema należy ocenić bardzo pozytywnie. Można się śmiać z wtrętów ideologicznych czy opisów przyszłościowej technologii (tyleż szczegółowych co nietrafionych), ale to tylko pojedyncze minusy, które nie powinny nam przesłaniać plusów: bogatej wyobraźni autora, oryginalnej wizji wenusjańskiej przyrody i (resztek) cywilizacji, wreszcie przemyślanej fabuły, która nie jest tu (jak w niektórych innych powieściach Lema) tylko tłem dla futurologicznych wywodów autora. Daleko tu jeszcze do szczytu możliwości, który miał być osiągnięty dopiero w następnej dekadzie, ale widać już wielki potencjał twórczy – choć wówczas na pewno nikt się jeszcze nawet nie domyślał, co z tego potencjału będzie.

Ocena: 4+


23/24. Fantastyka i futurologia

Zbiór esejów o SF. Recenzja


Tomy 25-33 »


Komentarze

Podobne wpisy