– Nie mamy tu pozwolenia na samobójstwa. To miejsce jest halal. Koszerne, rozumiesz pan? Jeśli chciałbyś pan tu wykitować, przyjacielu, to najpierw niestety musiałbyś się całkiem wykrwawić.
– Nie jem wieprzowiny z takich samych powodów, dla których wy, Anglicy, nigdy naprawdę nie zadowolicie kobiety.
– A to niby dlaczego? – zapytał Archie, przerywając ucztę.
– To kwestia naszych kultur, przyjacielu.
Samadowi przytrafiły się dzieci, tak jak przytrafia się człowiekowi zakaźna choroba. Owszem, spłodził dwoje z nich z ochotą – z najwyższą ochotą – ale nie był przygotowany do dalszego ciągu.
– to tacy mili ludzie – i n t e l e k t u a l i ś c i – powiedziała szeptem, jakby mówiła o jakiejś egzotycznej, tropikalnej chorobie.
– To pieprzona zaraza, te dwa staruchy. Żyją tylko dlatego, że są zbyt skąpi, żeby zapłacić za pieprzoną kremację.
Poszukując nowych pomysłów, przeczytał w dziale mody swej gazety, że czarne kobiety wydają pięciokrotnie więcej od białych na środki upiększające i dziewięciokrotnie więcej na pielęgnację włosów. Przyjąwszy, że jego żona jest reprezentatywną białą kobietą, Paul King aż dostał ślinotoku z wrażenia.
Rozdałam wszystkim maluchom balsaminę w doniczkach i powiedziałam, żeby troszczyły się o nią przez tydzień tak jak tatuś albo mamusia troszczą się o małe dziecko. Każdy musiał zdecydować, w które z rodziców się wcieli. Winston postanowił być tatusiem. Po tygodniu zatelefonowała jego matka z pytaniem, dlaczego kazałam Winstonowi podlewać roślinkę pepsi i stawiać ją przed telewizorem.
Właściwie Irie nie poczuła się obrażona. Trochę popłakała w poduszkę, ale szybko jej przeszło.
Zdradzał ją tylko z trzema innymi (…) i to samoograniczenie było jego wielkim osobistym sukcesem.
Jak to się często zdarza racjonalistom, Marcus odsunął na chwilę swój racjonalizm w obliczu tak jawnego cudu.
– Joyce, on nie ma żadnych zaburzeń, on jest po prostu muzułmaninem. Jest ich miliard. Nie mogą mieć wszyscy zaburzeń emocjonalnych na tle niedopieszczenia.
Powieść obyczajowa o losach trzech rodzin – jednej pochodzącej z Bangladeszu, jednej angielsko-jamajskiej i jednej stuprocentowo angielskiej, a przy okazji stuprocentowo idealnej (do czasu). O problemach tej pierwszej z odnalezieniem się w odmiennej kulturowo i religijnie Wielkiej Brytanii, o przepaści między pokoleniami, o zderzeniach różnych systemów wartości, o tożsamości i tak dalej. Fabuły streszczać nie będę – nie ma tu bowiem jakiegoś głównego wątku, zamiast tego kilka równorzędnych, przeplatających się ze sobą, a dzieje się tak dużo, że streszczenie zamieniłoby się w długą wyliczankę drobnych wydarzeń – to one bowiem stanowią trzon fabuły, nie te kilka wielkich, wyznaczających tylko punkty zwrotne.
Słowem – nie ma wyjścia, musi to być nudne jak cholera;-).
Ale nie, wręcz przeciwnie – choć to ponad 500 stron, czyta się bardzo szybko, bo autorka (choć to jej debiut) pisze znakomitym językiem, pełnym złośliwego angielskiego humoru z okolic Pratchetta i Adamsa, co – mam nadzieję – widać w przytoczonych cytatach. Trzeba też pochwalić kreację postaci – mimo dużej ich liczby, w zasadzie wszystkie mają jakąś osobowość, a szczególnie starannie została dopracowana psychologia głównych bohaterów (co prawda z bohaterami tak jak z wątkami – głównych jest przynajmniej kilkoro). Dodajmy, że Zadie Smith sama jest imigrantką z Jamajki, więc dylematy większości postaci z pewnością zna z doświadczenia, ale umiejętność ich oddania w sposób zrozumiały dla ludzi z zewnątrz i tak wypada docenić.
Minusem jest natomiast pewna monotonia całości i niepotrzebnie udziwniona, trochę niepasująca do reszty końcówka, w której mnożą się sceny symboliczne, jakby autorka nagle uznała, że za mało to ambitne i za lekkie, więc przynajmniej pod koniec trzeba się wspiąć na wyżyny i (choćby na siłę) pokazać trochę literatury przez duże „L”. Niepotrzebnie, efekt – jak dla mnie – odwrotny do zamierzonego, zamiast finałowego „Wow!” pozostaje wrażenie sztuczności i poczucie, że coś tu nie gra. Mimo to, debiut więcej niż obiecujący. Polecam i czekam na więcej.
Ocena: 5-
Komentarze
Cieszę się, że Ci się podoba. Ja z kolei jestem bardzo zadowolony z „Kamiennej tratwy”.
No, to się nazywa udana wymiana:-).
nazwa jest udana, a dodatkowo książkę czyta się naprawdę super