Cichy Fragles

skocz do treści

BookRage dla wolności

Dodane: 28 kwietnia 2014, w kategorii: Literatura, Net

Na BookRage trwa sprzedaż już ósmego pakietu, a ja jestem dopiero na trzecim – albo oni te pakiety za szybko wypuszczają, albo ja za wolno czytam. Pakiet, przy którym jestem, był edycją specjalną, z której dochód miał pomóc sfinansować wydanie esejów Ebena Moglena na papierze – co się udało, ale nie powiedziałbym, żeby z poniższych autorów akurat on na to najbardziej zasługiwał.


Wolność w chmurze i inne eseje (Eben Moglen)

okładka

Pierwszy z esejów nosi tytuł „manifest.com.unistyczny”, ale de facto manifestami są prawie wszystkie – autor co i rusz uderza w podniosłe tony i wielkie słowa, a rzetelną argumentację zastępuje demagogicznymi hasłami, co można by zrozumieć na wiecu, ale na pewno nie w eseju. Co do samej treści – Moglen to radykalny wolnościowiec, ale nie z tych od Korwina, bo dość krzywo patrzy na własność prywatną i chętnie atakuje kapitalistów. Wolność, o którą mu chodzi, to przede wszystkim wolność informacji, niebezpiecznie ograniczana przez prawa własności intelektualnej, które chciałby zlikwidować. Mało tego, jeden z jego postulatów to „zniesienie wszelkich form własności prywatnej w sferze idei” – autor niestety nie precyzuje, jak to hasło rozumieć w praktyce.

W ogóle z konkretnymi propozycjami tu słabo, aczkolwiek jedna z nich jest ciekawa: „Freedom box” to pomysł na mały, przenośny serwer reprezentujący swojego właściciela w sieci, pozwalający łatwo się z nim komunikować bez pośrednictwa serwisów społecznościowych, oparty na wolnym oprogramowaniu i kosztujący grosze, dzięki czemu każdy mógłby go sobie kupić i podpiąć gdziekolwiek do gniazdka, gwarantując sobie prywatność i bezpieczeństwo danych („jeśli ktoś będzie chciał do nich zajrzeć, niech przyjdzie z nakazem sądowym, żeby przeszukać twoje mieszkanie”). Wszystko fajnie, tylko czy ktoś poza garstką geeków faktycznie by czegoś takiego używał? I co po tej całej prywatności, jeśli przeciętny użytkownik i tak będzie z tego wchodzić na Facebooka, by dobrowolnie informować cały świat o wszystkim co robi? Nie wykluczam, że po rozwinięciu i dopracowaniu pomysłu coś może z tego będzie, ale optymizmu autora co do jego rewolucyjnego potencjału nie podzielam.

BTW: w życiu nie widziałem książki z tak kuriozalnymi przypisami, zajmującymi prawie jedną trzecią całości i w większości wyjaśniającymi tak niesłychanie tajemnicze pojęcia jak „burżuazja”, „deja vu”, „software”, „Bill Clinton”, „Bill Gates”, „GMail”, a nawet „Windows”. Wydawca musiał mieć bardzo niskie mniemanie o czytelnikach…

Ocena: 4-


Wywłaszczeni (Daniel Bensaïd)

okładka

Jeśli poglądy Moglena na własność intelektualną wydają się radykalne, to po lekturze kolejnej książki z pakietu zaczynają wyglądać na zupełnie umiarkowane. Bensaïd to komunista pełną gębą, otwarcie się tak nazywający i ostro krytykujący samo pojęcie własności prywatnej, nie mówiąc już o kapitaliźmie, który jest dla niego złem ultymatywnym. Nic więc dziwnego, że i tu zaczyna się od Marksa – pierwszy tekst, stanowiący prawie połowę książki, to omówienie jego publicystycznej walki z rządem Nadrenii o prawo własności lasów. Sprawa z połowy XIX wieku okazuje się mieć wiele wspólnego z dzisiejszymi konfliktami wokół prawa autorskiego – tak wtedy, jak i teraz, spór dotyczył zakresu i sensu własności, granicy między prywatnym i publicznym, zasadności ścigania dyskusyjnych naruszeń własności (czy zbieranie chrustu w prywatnym lesie to kradzież i czy znikoma szkodliwość tego czynu jest warta karania go? czy spacer po lesie narusza jakieś prawa jego właściciela?). W obu też przypadkach prawo, początkowo bardzo liberalne, systematycznie zmieniało się na korzyść posiadaczy…

Im dalej jednak autor odchodzi od sprawy Marksa, tym bardziej jedzie po bandzie, a rzeczowy esej stopniowo zmienia się w antykapitalistyczną agitkę. Tu i ówdzie znajdą się ciekawe spostrzeżenia, ale pod coraz grubszą warstwą ideologii. W dodatku mocno to przegadane i ciężkie w lekturze, a czasami tak chaotyczne, że ciężko się połapać, co właściwie autor miał na myśli. Pierwszy tekst warto przeczytać (i za niego plus w ocenie), pozostałe już niespecjalnie.

Ocena: 3+


Wprowadzenie do historii cyfrowej (Marcin Wilkowski)

okładka

Tu dla odmiany żadnych agitek, ani słowa o Marksie i niewiele o własności intelektualnej – jak bowiem sam tytuł wskazuje, mamy do czynienia z pracą naukową, a nie publicystyką. Praca traktuje o korzyściach, jakie historyk może odnieść dzięki wykorzystaniu internetu i związanych z nim technologii w swoich badaniach – związek tematyczny z resztą pakietu jest zatem mocno wątpliwy i trudno nie odnieść wrażenia, że książka została w nim umieszczona na siłę, byle powiększyć liczbę pozycji. Abstrahując jednak od tej kwestii, trudno o jakieś zastrzeżenia co do treści – autor niewątpliwie ma pojęcie o sieci, problematykę z nią związaną przedstawia przystępnie, a styl ma lekki i czyta się gładko. Dla historyka, który jeszcze nie dogonił XXI wieku, powinna to być zatem pożyteczna lektura.

Ocena: 4


W obronie wolności (Sam Williams)

okładka

A to z kolei biografia… nie, nie Marksa, tylko Richarda Stallmana. Gdyby ktoś o nim nie słyszał – Stallman to m.in. założyciel Free Software Foundation i projektu GNU, twórca Emacsa i GCC, współtwórca licencji GPL – słowem, jedna z ikon ruchu wolnego oprogramowania. A przy okazji, jakże by inaczej, wyjątkowy dziwak (na ekscentryka podobno za biedny), socjopata i nieuznający kompromisów fanatyk, którego radykalizm i konfliktowy sposób bycia doprowadził w końcu do osamotnienia nawet w bardzo przecież otwartym środowisku hakerów. Powiedzieć „nietuzinkowa postać”, to nic nie powiedzieć.

Biografia takiego oryginała siłą rzeczy nudna być nie może, tym bardziej, że przy okazji poznajemy kawał historii wolnego oprogramowania (i przy okazji komputeryzacji w ogóle), od lat 70-tych aż po rok 2000. Historii z punktu widzenia jej bohatera mocno niejednoznacznej – z jednej strony prawo, w latach 70-tych bardzo liberalne, systematycznie szło (i nadal idzie) w kierunku coraz ostrzejszych ograniczeń, z drugiej strony ruch wolnego oprogramowania przeszedł drogę od prowizorki do potęgi, do czego Stallman walnie się przyczynił, z trzeciej jednak strony on sam poniósł porażkę, z niekwestionowanego guru zmieniając się w outsidera, docenianego za zasługi, ale już nie słuchanego.

Rzadko czytam biografie, jakoś nie lubię tego gatunku, ale ta akurat przypadła mi do gustu. Powiedziałbym nawet, że to najlepsza książka w pakiecie – no, może ex aequo z ostatnią.

Ocena: 4+


Jeśli nie jesteś płacącym klientem, jesteś towarem (Wojciech Orliński)

okładka

Przydługi tytuł jest przez autora uzasadniony tym, że dużo więcej ludzi przeczyta tytuł książki niż jej zawartość, więc trzeba w nim jak najlepiej przekazać główne przesłanie. Przesłanie, które w lekkim rozwinięciu brzmi: w kapitaliźmie nie ma nic za darmo, zatem jeśli nie płacisz Facebookowi czy Google’owi pieniędzmi, to płacisz prywatnością, wytwarzanymi treściami albo czymkolwiek innym, co da się pozyskać od użytkownika za darmo i wymienić na pieniądze. W rozwinięciu nieco większym najlepiej to wyraża genialny rozdział pt. Facebook niczym obora, którego lekturę gorąco polecam.

Nie, ten link do bloga to nie pomyłka – książka składa się w całości (poza przedmową) z blogonotek autora, nawet z zachowanymi linkami (czytnik średnio się nadaje do ich odwiedzania, autor jednak tłumaczy, że „nie można ich całkiem pominąć, bo słowo z hiperlinkiem to nie zawsze to samo, co słowo bez niego”). Jako jego stały czytelnik mogłem więc sobie odpuścić płacenie powyżej średniej, żeby dostać tę pozycję – ale przecież dzięki jej zakupieniu awansowałem na tym blogu z towaru do płacącego klienta, więc przynajmniej WO może mi dzwonka na szyi nie zawiesi. Co innego niestety Zuckerberg, Brin i Page – aż tak daleko idących wniosków z lektury nie wyciągnąłem, żeby się z nimi rozstać, bo zwłaszcza z Google nie sposób, a zapłacić im nawet nie mam za co. Jak żyć, panie redaktorze?

Ocena: 4+

Inne tego autora: Co to są sepulki


Podsumowując, pakiet niestety poniżej oczekiwań, ale dwie ostatnie pozycje zdecydowanie go ratują. Z uwagi na tematykę bardzo by tu jeszcze pasowała „Wolna kultura”, której brak trochę mnie dziwi – co prawda jest ona darmowa tylko do użytku niekomercyjnego, ale czy autor (notabene przyjaciel Moglena) nie zgodziłby się na małe odstępstwo w szczytnym celu?

Druga dziwna sprawa – pakiet „wolnościowy”, a na pięciu autorów aż trzech marksistów (dwaj pierwsi i WO). Ciekawe, prawda?


Komentarze

Podobne wpisy