Cichy Fragles

skocz do treści

Szkoła óczy

Dodane: 5 września 2012, w kategorii: Przemyślenia

Na polskim przerabiałem lektury, żeby się nauczyć przerabiania lektur, i pisałem wypracowania, żeby się nauczyć pisania wypracowań. Jedno i drugie niemal wyłącznie na przykładach starodawnych dzieł, które może i były w swoim czasie wybitne i przełomowe, ale dla człowieka urodzonego pod koniec XX wieku – zwykle nienadające się do czytania. Niestety, literatura według autorów kanonu lektur skończyła się na drugiej wojnie światowej, a potem powstawały już tylko utwory o tej wojnie traktujące, więc o omawianiu czegoś ciekawszego można było zapomnieć.

Na historii zakuwałem, zdawałem i zapominałem, bo i na co mi pamiętać te wszystkie daty, skoro istnieją encyklopedie – zresztą, co mnie obchodzą jakieś wojenki sprzed wieków, których znaczenie dla dzisiejszego obrazu świata jest przyzerowe. Za to o historii dziejącej się na naszych oczach nie było mowy bodaj ani razu, bo jakże to tracić czas na dyskusję o wojnie w byłej Jugosławii czy wejściu Polski do NATO, kiedy powstanie listopadowe jeszcze nieomówione. Tu również program się kończył na drugiej wojnie światowej.

Na fizyce, chemii, biologii i geografii takoż zakuwałem, zdawałem i zapominałem, bo rządziła Teoria, której praktyką się nie kalało – przypadki przeprowadzenia jakichś doświadczeń mógłbym dosłownie na palcach policzyć, nawet jeśli litościwie zaliczymy demonstrację papierka lakmusowego jako doświadczenie. Dobrze, że chociaż przekazywana nam wiedza nie kończyła się na drugiej wojnie światowej.

I tak dalej. Nad resztą przedmiotów nawet nie chce mi się znęcać – dość powiedzieć, że poza matematyką (którą lubiłem) i angielskim (który jako jedyny przedmiot odznaczał się bezdyskusyjną przydatnością), żadnego nie wspominam pozytywnie czy choćby neutralnie. Niemal zawsze miałem poczucie ogólnego bezsensu jak wyżej – wkuwanie wiadomości w 99% ani mnie nie interesujących, ani do niczego niepotrzebnych, a zresztą i tak w 99% natychmiast zapominanych. Całymi latami, w najbardziej kreatywnym okresie życia, kiedy mógłbym zamiast tego rozwijać swoje zainteresowania albo chociaż beztrosko się obijać.

Podobno całe to marnowanie czasu miało mnie przynajmniej nauczyć ciężkiej pracy. Nie nauczyło – jak byłem leniwy, tak pozostałem.

Tak więc zgadzam się z Kaczyńskim (!), że gimnazja należy zlikwidować. Z tym, że to samo powinno spotkać także licea (podstawówka może zostać, bo przekazuje rzeczywiście podstawową wiedzę, bez której trudniej byłoby się obejść), a w zamian wprowadził jakąś nową formę edukacji. Nie wiem jaką, ale nie ma się co bać eksperymentować – obecna jest bowiem kuriozalnym XIX-wiecznym przeżytkiem i tak czy siak kwalifikuje się tylko do zaorania. Gorzej nie będzie.

Jeśli ktoś sądzi inaczej, niech spojrzy na efekty tych lat zakuwania – ofiary naszego systemu edukacji uzyskały średnią 12.4 poprawnych odpowiedzi na 22 pytania typu „czy rośliny mają geny”. W teście, gdzie pytania były zero-jedynkowe, więc 11 punktów uzyskałaby statystyczna małpa. Innymi słowy, po dwunastu latach edukacji przeciętny Polak wyprzedza małpę o niecałe półtora punktu. Czy można wątpić, że potrzebujemy rewolucji?


Komentarze

Podobne wpisy