W zeszłym tygodniu dowiedzieliśmy się, że wiceminister obrony nie jest funkcjonariuszem publicznym, a napisany przez niego w ramach obowiązków służbowych raport, za który państwo wypłaciło fafnaście odszkodowań, nie jest oficjalnym dokumentem. Już wtedy metaforyczny nóż mi się w kieszeni otworzył, ale powstrzymałem się od publicznego komentarza. I słusznie, bo dziś wypłynęło coś jeszcze mocniejszego:
Gdy jesienią 2007 r. PiS przegrał wybory i Macierewicz odchodził z SKW, z jej siedziby wywieziono dokumentację WSI, tłumacząc, że jest potrzebna Komisji Weryfikacyjnej WSI, która do czerwca 2008 r. działała przy prezydenckim Biurze Bezpieczeństwa Narodowego pod przewodnictwem Jana Olszewskiego. Wcześniej jej szefem był Macierewicz.
Nowe kierownictwo SKW odkryło jednak, że oprócz akt WSI wywieziono też komputerową bazę agentury.
Pod nadzorem podwładnej Macierewicza – szefowej Biura Ewidencji i Archiwów SKW kpt. Agnieszki W. – dane te bezprawnie skopiowano na kilka twardych dysków. W ten sposób opuściły one bezpieczne komputery, których zgodnie z pragmatyką służb nie miały prawa opuścić. Także osoby bez odpowiedniej autoryzacji uzyskały możliwość łączenia prawdziwych nazwisk z pseudonimami i operacjami.
(…)
Prokuratura prowadziła śledztwo kilka lat, aż w 2013 r. po cichu je umorzyła. Powód? Niska szkodliwość czynu.
(…)
W związku z działalnością SKW pod rządami Macierewicza kontrwywiad złożył 10 zawiadomień o przestępstwie. Dotyczyły m.in. nielegalnego kopiowania dokumentów dla Komisji Weryfikacyjnej, wywiezienia ich poza siedzibę SKW, niedopuszczenia SKW do kontroli materiałów przechowywanych w BBN. Wszystkie postępowania zostały umorzone.
Pamiętajcie, drodzy czytelnicy – jeśli trafi się Wam okazja, by ukraść ściśle tajne dane, za które obce wywiady z pewnością hojnie zapłacą, nie wahajcie się, to przecież zupełnie nieszkodliwe. Jak wszystko, co w swojej – tfu! – karierze politycznej zrobił Macierewicz.
Być może nie trzeba być niespełna rozumu, żeby zostać w Polsce prokuratorem – ale to z pewnością pomaga.
Komentarze
Przeczytaj sprostowanie prokuratury, a następnie zweryfikuj źródła.
Gazeta Wybiórcza nie jest rzetelnym źródłem, szczególnie zaś ujęło mnie jedno z Twoich podkreśleń, zwłaszcza że jest właśnie jednym z przedmiotów sprostowania.
No super, to jeszcze lepsze niż „niska szkodliwość”.
?!
Mam rozumieć, że na podstawie doniesień prasowych jesteś w stanie lepiej orzekać, co jest zabronione przez prawo, a co nie, a co ma niską szkodliwość społeczną?
Jeśli nasze prawo nie zabrania udostępniania ściśle tajnych materiałów kontrwywiadu nieuprawnionym osobom lub kwalifikuje to jako czyn o niskiej szkodliwości społecznej, to by znaczyło, że żyjemy w wariatkowie. Niby argumentów za taką tezą i bez tego nie brakuje, jednak ciągle bardziej jestem skłonny wierzyć, że to raczej z prokuraturą jest coś nie tak.
Po blisko ćwierćwieczu po upadku komunizmu i rzeczywistości opisywanej przez Michnika i spółkę jestem skłonny podważyć każde słowo opublikowane przez Wybiórczą. Po prostu im nie wierzę, ich wiarygodność jest dla mnie absolutnie poniżej zera.
To by tłumaczyło zaangażowanie prof. M. w sprawę S. (Google). Teraz jak dostanie wyrok będzie walił ściemę, że to zemsta polityczna.