W 1989 miałem osiem latek, osiem i pół, sięgałem czułkami ponad stół i oczywiście niezbyt się interesowałem polityką. Coś tam spod tego stołu słyszałem, że solidarność się wałęsa – ale niewystarczająco, żeby rozumieć o co chodzi, więc historycznych wyborów nie zauważyłem.
Nie mogłem jednak nie zauważyć efektów.
Żeby co młodsi czytelnicy mogli z grubsza pojąć, o czym mowa, krótki rys historyczny. Otóż za komuny nie było nie tylko komórek i internetu (szok! jak ludzie wtedy żyli?), ale nawet prawdziwej telewizji – mieliśmy do wyboru raptem dwa programy, jedynkę i dwójkę. Z tego względu ówczesne telewizory zwykle nie miały nawet numerków do zmiany kanałów, tylko prosty przełącznik – w górę program pierwszy, w dół drugi i koniec. Na obu programach niewiele zresztą było do oglądania, zwłaszcza dla ośmiolatka – codziennie o siódmej wieczorem Wieczorynka (czyli bajki typu Reksio czy Bolek i Lolek, przez całe pół godziny), w sobotę również półgodzinne „5-10-15” (liczby symbolizujące zalecany wiek widzów – tak, naprawdę dawali program dla pięcio- i piętnastolatków jednocześnie), a w niedzielę Teleranek (który zwykle przesypiałem, bo wcześnie rano puszczali, jak sama nazwa wskazuje). I zasadniczo tyle, kwestię jakości pominę.
Czujecie klimat?
No to wyobraźcie sobie teraz pojawienie się w tym krajobrazie telewizji satelitarnej – kilkadziesiąt kanałów, w tym parę specjalnie dla dzieci, z kreskówkami Warner Bros, Disneya i co tam tylko kapitalistyczny świat miał do zaoferowania, wszystko takie fajne, że na Reksia żal już było nawet patrzeć. Szare życie ośmiolatka nagle stało się piękne, kolorowe i bogate, a przed telewizorem można było siedzieć cały dzień (gdyby oczywiście rodzice nie odganiali) i ani trochę się nie nudzić. Nawet reklamy nie przeszkadzały, bo pokazywali w nich takie wypasione zabawki, o jakich wcześniej nam się nie śniło…
I tak właśnie było ze wszystkim, droga młodzieży. Jedzenie, ubrania, meble, samochody, prasa – wszędzie tam, gdzie po półwieczu budowania najlepszego z systemów gospodarka planowa dawała nam kilka opcji na krzyż, albo w ogóle tylko jedną (sery na przykład były dwa – biały i żółty), kapitalizm niemal dosłownie z dnia na dzień dorzucał ich dziesiątki, do wyboru do koloru, a najmarniejsza z nowych opcji bez trudu spychała w cień najlepszą z dotychczasowych. I nawet nie trzeba było stać po te cuda w kilometrowych kolejkach, jak po wszystko za komuny, bo odwieczne problemy z zaopatrzeniem zniknęły, jak ręką odjął.
Zwracam się w tym wpisie do młodzieży, ponieważ z upływem czasu naturalną koleją rzeczy mamy coraz więcej ludzi, którzy PRL-u pamiętać nie mogą – więc dość łatwo im wmówić, że w sumie to wtedy było z grubsza tak jak dziś, albo i lepiej. Przekonałem się o tym dobitnie, dyskutując kilka miesięcy temu z chłopaczkiem, który zupełnie serio twierdził, że transformacja to porażka i guzik mamy a nie dobrobyt, bo jego nie stać na buty za tysiąc dolarów. Chłopaczkowi w głowie nie postało, że za komuny tysiąc dolarów stanowiło prawie równowartość rocznej pensji i na palcach nóg jednej stonogi dałoby się policzyć Polaków, którzy byliby w stanie wyłożyć taką forsę na buty…
Zapamiętajcie sobie zatem, droga młodzieży, że nie było lepiej. Nie było nawet porównywalnie. Było dużo, dużo gorzej, pod każdym względem, a minione 25 lat to okres największego boomu gospodarczego w dziejach Polski. Jeśli uważacie, że teraz jest źle, to zaprawdę powiadam wam – nie chcecie wiedzieć, z jakiego poziomu startowaliśmy.
Komentarze
Żywność wtedy też składała się z trocin, spulchniaczy i MOM-u?
„Nie ogarniam tego gadania, że za komuny w sklepach był tylko ocet. Może w jakichś malutkich sklepikach osiedlowych, ale na pewno nie w Tesco”.
@quest
Z czego składała się PRL-owska żywność, chyba lepiej nie wiedzieć. Standardy jakości (o higienie nie wspominając) przy jej produkcji były przecież podobne jak w innych działach gospodarki…
Znałem kiedyś firmę robiącą flaki. Smród przy tym oczywiście jest niemożebny, więc pracownicy dostawali deputat spirytusowy do spożycia w trakcie. Trwało to czas jakiś, potem wpadł sanepid i inne takie i rabanu narobili. Deputat się skończył, trzeba było robić na trzeźwo, wydajność spadła grubo niżej połowy, firma otarła się o bankructwo. Nie żeby to miało jakiś związek z tematem, ale ciekawie się opowiada w towarzystwie ;)
Ło matko!? Jakie Tesco, Torero? Wtedy były jedynie normalne sklepy (owe sklepiki, „Sam-y” i „Supersam-y”.:-)))))
Pierwszy hipermarket Tesco w Polsce został otwarty we Wrocławiu w 1998 roku.
Z tym octem to faktycznie przesada, ale trzeba było wiedzieć kiedy, gdzie, jaka dostawa i stosownie wcześniej ustawić się w kolejce. Mleko też było, nawet pod drzwi przynosili, ale w sklepach tylko rano.
P.S. Właśnie przekazałam moim bardzo już dorosłym córkom ich książeczki zdrowia dziecka na pamiątkę. A tam, oprócz n.p. wpisów o szczepieniach, stosownie potwierdzone pieczątkami wpisy o zakupie: śpiochów, skarpetek, butów czy rajtuzek. Nie dość, ze trzeba było to „upolować”, to jeszcze limit był…:-)))))))
Pomyślności.
@ikka133: w moim poprzednim komentarzu chciałbym szczególnie zwrócić Twoją uwagę, bez wątpienia zajętą sprawami dużo istotniejszymi, na cudzysłowy, nieśmiało sugerujące cytat [chwilowo bez źródła, ale co mi tam] :)
Pomyślności również.
Ja z kolei słyszałem o gościu, który za komuny pracował w fabryce konserw – i jak kupował konserwę, przede wszystkim sprawdzał czy data produkcji nie wypadła w poniedziałek. Dlaczego? Ponieważ w każdy poniedziałkowy ranek, gdy w jego fabryce włączano maszyny do mielenia mięsa, rozlegał się przeraźliwy pisk szczurów, które powłaziły do nich przez weekend…
O, a w temacie notki znalazłem przed momentem ciekawy wspominek u Sierpa.
a ja mam 29 lat i tez PRLu nie pamietam no bo jak, chyba to moj rocznik byl tym pierwszym ktory woggole nie pamietal tamtych czasow, ale czy jawiem czy bylo tak zle? owszem kompow nie b ylo, neta tez, nanecie od 98r juz sie wychowyalismy co nie ktorzy, fakt najxczewciej byl tylko najpierw w szkole. ale lepsze tonz nic, jednak nieuazam ze bylo za PRLu gorzej, pamietam za to jeszcze ostatnie echa normalnego dziecinstwa, nie to co dzisiaj jest,chociaz mloddiezy w asadzie lej nei mamy, bowystarczy spojrzec na idiociale amerkanskie, angielskie dziecaki czy inne z zachodu i mamy taki mkro swiat a la huxley. pamietam jak sie wychoddzilo n caly dzien na podworko az doweiczora lub godzin typu 22, albo az sie niezglodnialo.owszem juz wtedy tv z wielomakanalami sie wdarlo w swiadomosc dzieciakow mego pokolenia z polowy i konca lat 80. jednak mielismy jeszcczze luksus taki ze starsi o kilka lat bawili sie z nami i abierali nas wszedzie, nawet jak masowo pojawily bsie atari, pegausy, no ja mialemnes-a wtedy, choc malo to praktyczne bylo, nie moglem sie za barrdzo sie wmienic dyskietkmi, ale nie wazne. podsumowujac chociaz nie wyobrazam sobie zycia bez komputerow, to chcialbym aby moje dzieci, chociaz w polowie kiedys wychodzily na swiezepowietrze jak ja, wiec mysle ze PRL ie byl tez aztaki straszny, poza tm za te afery gospodarcze kila osob gdyby dostlo czape od baksika teraz po ambergold toby wielu sie odechcialo oszustw.