Cichy Fragles

skocz do treści

Jeszcze jeden wpis rocznicowy

Dodane: 4 czerwca 2014, w kategorii: Polityka

W 1989 miałem osiem latek, osiem i pół, sięgałem czułkami ponad stół i oczywiście niezbyt się interesowałem polityką. Coś tam spod tego stołu słyszałem, że solidarność się wałęsa – ale niewystarczająco, żeby rozumieć o co chodzi, więc historycznych wyborów nie zauważyłem.

Nie mogłem jednak nie zauważyć efektów.

Żeby co młodsi czytelnicy mogli z grubsza pojąć, o czym mowa, krótki rys historyczny. Otóż za komuny nie było nie tylko komórek i internetu (szok! jak ludzie wtedy żyli?), ale nawet prawdziwej telewizji – mieliśmy do wyboru raptem dwa programy, jedynkę i dwójkę. Z tego względu ówczesne telewizory zwykle nie miały nawet numerków do zmiany kanałów, tylko prosty przełącznik – w górę program pierwszy, w dół drugi i koniec. Na obu programach niewiele zresztą było do oglądania, zwłaszcza dla ośmiolatka – codziennie o siódmej wieczorem Wieczorynka (czyli bajki typu Reksio czy Bolek i Lolek, przez całe pół godziny), w sobotę również półgodzinne „5-10-15” (liczby symbolizujące zalecany wiek widzów – tak, naprawdę dawali program dla pięcio- i piętnastolatków jednocześnie), a w niedzielę Teleranek (który zwykle przesypiałem, bo wcześnie rano puszczali, jak sama nazwa wskazuje). I zasadniczo tyle, kwestię jakości pominę.

Czujecie klimat?

No to wyobraźcie sobie teraz pojawienie się w tym krajobrazie telewizji satelitarnej – kilkadziesiąt kanałów, w tym parę specjalnie dla dzieci, z kreskówkami Warner Bros, Disneya i co tam tylko kapitalistyczny świat miał do zaoferowania, wszystko takie fajne, że na Reksia żal już było nawet patrzeć. Szare życie ośmiolatka nagle stało się piękne, kolorowe i bogate, a przed telewizorem można było siedzieć cały dzień (gdyby oczywiście rodzice nie odganiali) i ani trochę się nie nudzić. Nawet reklamy nie przeszkadzały, bo pokazywali w nich takie wypasione zabawki, o jakich wcześniej nam się nie śniło…

I tak właśnie było ze wszystkim, droga młodzieży. Jedzenie, ubrania, meble, samochody, prasa – wszędzie tam, gdzie po półwieczu budowania najlepszego z systemów gospodarka planowa dawała nam kilka opcji na krzyż, albo w ogóle tylko jedną (sery na przykład były dwa – biały i żółty), kapitalizm niemal dosłownie z dnia na dzień dorzucał ich dziesiątki, do wyboru do koloru, a najmarniejsza z nowych opcji bez trudu spychała w cień najlepszą z dotychczasowych. I nawet nie trzeba było stać po te cuda w kilometrowych kolejkach, jak po wszystko za komuny, bo odwieczne problemy z zaopatrzeniem zniknęły, jak ręką odjął.

Zwracam się w tym wpisie do młodzieży, ponieważ z upływem czasu naturalną koleją rzeczy mamy coraz więcej ludzi, którzy PRL-u pamiętać nie mogą – więc dość łatwo im wmówić, że w sumie to wtedy było z grubsza tak jak dziś, albo i lepiej. Przekonałem się o tym dobitnie, dyskutując kilka miesięcy temu z chłopaczkiem, który zupełnie serio twierdził, że transformacja to porażka i guzik mamy a nie dobrobyt, bo jego nie stać na buty za tysiąc dolarów. Chłopaczkowi w głowie nie postało, że za komuny tysiąc dolarów stanowiło prawie równowartość rocznej pensji i na palcach nóg jednej stonogi dałoby się policzyć Polaków, którzy byliby w stanie wyłożyć taką forsę na buty…

Zapamiętajcie sobie zatem, droga młodzieży, że nie było lepiej. Nie było nawet porównywalnie. Było dużo, dużo gorzej, pod każdym względem, a minione 25 lat to okres największego boomu gospodarczego w dziejach Polski. Jeśli uważacie, że teraz jest źle, to zaprawdę powiadam wam – nie chcecie wiedzieć, z jakiego poziomu startowaliśmy.


Komentarze

Podobne wpisy