Jak powszechnie wiadomo, Janusz Korwin-Mikke to skończony geniusz, który wszystko wie i na wszystkim się zna, a w dyskusjach nie tyle wygrywa, co masakruje przeciwników (zwłaszcza lewaków). Aż wstyd przyznać, że przez lata blogowania nigdy się tym geniuszem bliżej nie zająłem – a zatem czas to nadrobić. Przyjrzyjmy się, co ciekawego Krul ma do powiedzenia w felietonie opublikowanym we wczorajszej Angorze (tekst niestety niedostępny w sieci) i jak to się ma do rzeczywistości:
Popatrzmy najpierw na daty. W 1814 roku odbył się Kongres Wiedeński. Zamknął on Epokę Feudalizmu. (…) Od 1815 roku zapanował w Europie otwarty kapitalizm.
Skoro już patrzymy na daty, to kongres odbył się w latach 1814-15, ale to drobiazg. Ważniejszym problemem jest, co ma kongres wiedeński do kapitalizmu? Rozmowy dotyczyły przecież wyłącznie kwestii geopolitycznych, a nie gospodarki. Żadne inne wydarzenia roku 1815 także nie dają podstaw do mówienia o „zapanowaniu kapitalizmu w Europie” – przeciwnie, mało które państwo można było wtedy choćby od dużej biedy uznać za kapitalistyczne, przed większością była jeszcze bardzo daleka droga, a taka Rosja pozostała krajem w dużej mierze feudalnym do samej rewolucji bolszewickiej. Nie ma tu więc żadnej mowy o „zamknięciu epoki feudalizmu” – nawet gdyby chcieć wyznaczyć jakąś symboliczną datę, to raczej dopiero gdzieś w połowie stulecia.
Pod koniec XIX wieku uznano, że wiemy już wszystko. To wtedy (bez żadnej Unii Europejskiej) można było bez paszportów i dowodów osobistych (tak!!) jeździć po całej Europie (i nie tylko…), to wtedy towary jeździły bez ceł, to wtedy średnia długość życia wzrosła z 20 do 50 lat, to wtedy dokonano prawie wszystkich wynalazków, które nas teraz otaczają – nawet komputer wymyślił Karol Babbage w 1886 roku. Elektrownie, radio, pociągi, samochody – to wszystko XIX wiek. Piękna Epoka.
Z paszportami nie dało się palnąć większej bzdury – druga połowa XIX wieku to właśnie okres ich upowszechnienia na całym kontynencie (wcześniej stosowała je tylko Rosja i Turcja) i narastającej paranoi wokół nich. W powieściach z epoki można czasem poczytać o udrękach związanych z oczekiwaniem na paszport, nierzadko wielodniowym, normą był bowiem paszport ważny tylko kilka miesięcy i wymagający ciągłego przedłużania, zwykle za wysokimi opłatami i uzależnionego od widzimisię urzędników. Co jak co, ale jeżdżenie po całej Europie łatwe wtedy nie było.
W kwestii ceł ewolucja postępowała wprawdzie w odwrotnym kierunku – przez całe stulecie ich stawki systematycznie spadały – ale zaczynały z bardzo wysokiego pułapu (w wielu krajach rzędu 50-70%, a importu niektórych ważniejszych towarów często w ogóle zakazywano) i dopiero pod koniec stulecia zaczęły osiągać wartości jednocyfrowe. Jednak i tak generalnie wyższe niż współcześnie, a o handlu bez ceł nie było nawet mowy – to nam dała dopiero ta wstrętna socjalistyczna UE.
Co do średniej długości życia – 20 lat to było w neolicie, a w XIX wieku wzrost faktycznie nastąpił, ale z 32-33 do 47-48 lat.
Co do Babbage’a wreszcie, to był geniusz, jakiego świat nie widział – nie dość, że wymyślił komputer, to jeszcze zrobił to piętnaście lat po swojej śmierci! Jeśli w XIX wieku takie rzeczy były możliwe, to zaiste musiała to być piękna epoka…
Mówiąc serio, nie mam pojęcia, co autor miał na myśli. Babbage pracował nad maszyną różnicową w latach 1822-31, nad drugą jej wersją w latach 1847-49, koncepcję maszyny analitycznej stworzył w 1837, a jej uproszczone prototypy powstawały w 1843 i 1853 – cokolwiek byśmy tu uznali za „wymyślenie komputera”, żadna z tych dat nie mogła się zmienić w 1886 w wyniku prostej literówki (czy raczej „cyfrówki”); nie znalazłem też żadnego szczególnego wydarzenia związanego z komputerami w tym roku, w 1868 czy 1866 także nie. Najprawdopodobniej zatem Krul wziął sobie datę z choinki, jak i prawie cały omawiany akapit.
Gdy dzięki kapitalizmowi to Wielkie Bogactwo powstało, socjaliści zyskali poklask hasłem „Po co dalej harować – skoro można teraz żyć spokojnie i bezpiecznie?”. (…) A jak raz zaczęto wydawać – to wydaje się do tej pory. Coraz więcej. Jak pieniądze się skończyły – zaczęto żyć na kredyt. I tak już żyjemy 100 lat.
Życie na kredyt to praktyka stara jak sam kredyt i nie wiem czy w ostatnich kilku stuleciach dałoby się wskazać bodaj jedno państwo, które by się obywało przez jakiś dłuższy czas bez zaciągania znaczących długów – pomijając może niektóre potęgi naftowe. Ale to tak na marginesie. Podstawowe pytanie: co to znaczy, że „pieniądze się skończyły”? Komu? Jakie? Czyżby według Korwina cała Europa od stu lat żyła z przejadania niezmierzonych bogactw zgromadzonych w XIX wieku? Tylko w jaki sposób, skoro pierwsza wojna światowa zniszczyła te bogactwa i zadłużyła wszystkich po uszy, niektórych doprowadzając do bankructwa? Gdzie tu sens, gdzie logika?
BTW: wzrost gospodarczy w cudownym kapitalistycznym XIX wieku był generalnie wolniejszy niż w socjalistycznym XX, nawet pomimo braku takich wstrząsów jak wojny światowe czy Wielki Kryzys…
Więc Właściciele Europy (i Ameryki…) łapczywym okiem patrzą na kraje, gdzie ludzie harują – i się bogacą. Na Chiny. Na Rosję. Bo przecież Federacja Rosyjska niby w Strasznym Kryzysie – ale w roku 2014 będzie miała w budżecie 120 miliardów złotych nadwyżki; niedużo – ale… wszystkie kraje okupowane przez Unię Europejską mają deficyty. Rosja ma też (mimo niskich cen ropy) 180 mld dolarów nadwyżki eksportu nad importem.
Gwoli ścisłości, rosyjska nadwyżka budżetowa ma wynieść (przynajmniej według Putina, za którego wiarygodność bym nie ręczył) równowartość niespełna 80 mld złotych, a nie 120. Fakt, nadal całkiem nieźle – dopóki nie odejmiemy od tego wydatków banku centralnego na ratowanie kursu rubla. Jak dotąd wyniosły one, bagatela, jakieś 200 mld złotych. Wzrost długu publicznego w tym roku to już prawie kolejne 100 mld, a o odpływie kapitału lepiej nawet nie mówić. Tak, Rosja jest w kryzysie i wkrótce faktycznie może tam się zrobić strasznie.
Nadwyżka handlowa to z kolei 130-140 mld, nie 180 – też nieźle, ale z czego ten korzystny bilans wynika? No cóż: ponad 60% rosyjskiego eksportu to ropa i gaz, a pozostałe surowce (m.in. żelazo, aluminium, nikiel, złoto…) odpowiadają za kolejne 20%. Gdyby więc nie bogactwa naturalne, Rosja zamiast nadwyżki miałaby deficyt w okolicach 200 mld. Dolarów. Złotówek po obecnym kursie byłoby aż 700 miliardów…
Tak według Korwina wygląda kraj, w którym „ludzie harują i się bogacą”. Dodajmy jeszcze, że w rankingach wolności gospodarczej i korupcji Rosja leży hen, daleko za ostatnim krajem UE, a pod względem warunków prowadzenia biznesu wyprzedza tylko Cypr i Maltę. Trzeba mieć naprawdę niezłe poczucie humoru, żeby stawiać nam takie państwo za wzór do naśladowania.
Albo po prostu być skończonym ignorantem – i to drugie wydaje mi się bardziej prawdopodobne. Rzadko zdarza się Korwinowi tak efektownie dawać ciała jak powyżej, ale pojedyncze błędy merytoryczne, liczby brane z sufitu i prymitywne manipulacje znajduję praktycznie w każdym jego felietonie, nawet bez sprawdzania w Google. A gdyby chciało mi się wszystko sprawdzać, pewnie mógłbym pisać taką notkę co tydzień…
Tak wyglądają standardy intelektualne guru polskich libertarian, cieszącego się opinią skończonego geniusza, et caetera, et caetera. Jak to możliwe, że tego geniusza doceniają tylko gimnazjaliści?
Komentarze
Jeśli już krytykujesz felieton [FELIETON, mówię!] za niedokładność, samemu wypadałoby zachować minimum obiektywizmu. A tymczasem:
Sąd umotywowany i wyważony, jak nie wiem co.
A cóż takiego symbolicznego wydarzyło się „gdzieś w połowie stulecia”?
O dowodach osobistych ani słowa, bo i po co odnosić się do myśli przewodniej, skoro można doczepić się do oderwanego od całości szczegółu, udowadniając tym samym z góry założoną tezę, prawda?
Znać szkołę „GW”. Przyznać rację tak, żeby wyglądało to na porażkę oponenta.
Czy mi się wydaje, czy pisałeś wyżej coś o rzetelności? Nie, likwidacja ceł to NIE jest wymysł UE. To EWG, która z UE ma zasadniczo wspólną tylko genealogię i nic więcej.
Czyli: furda, że tendencja się zgadza, ale czepienie się szczegółu pozwoli nam stworzyć wrażenie, że nie zgadza się nic.
Tzw. trzecia prawda góralska. Życie na kredyt może i jest starą praktyką, ale rozhulało się dopiero właśnie w XIX w. i odchodzeniem od złota; wcześniej bywało, ale było ono krótkie i szybko kończyło się bankructwem realnym, nie papierowym.
Porównanie do Polski wyszło Ci średnio. Sensowniej byłoby, gdybyś – chcąc wycenić „realną siłę gospodarki” – przeprowadził symulację, porównując np. Rosję bez surowców do Polski z PKB okrojonym tylko do generowanego rodzimym kapitałem, bez kolonijnych filii zagranicy.
Jak widać, przyganiał kocioł garnkowi.
Może dlatego, że „w krainie ślepców jednooki jest [nomen omen – t.] królem”? Może dlatego, że przeinaczanie szczegółów jest i tak grzechem lżejszym, niż kanał powszedni mainstreamu?
Kolejny wyważony i umotywowany osąd w tekście potępiającym argumenty z d* wyjęte. Sam nie napisałbym lepszej puenty.
Nie, nie za niedokładność. Za pisanie bzdur. Niedokładnością w tym tekście jest stwierdzenie, że kongres wiedeński odbył się w 1814, reszta to już po prostu błędy, półprawdy i całe kłamstwa.
Nie istnieje żadno prosto mierzalne kryterium bycia państwem kapitalistycznym, więc co miałem napisać? Dziesięć akapitów tłumaczenia, na czym polega kapitalizm i które państwa pod jakimi względami łapały się pod to pojęcie w 1815, a które nie?
Nic. Ale w połowie wieku rynkowe reformy szły już pełną parą i systemy niektórych państw z grubsza zaczynały pasować do oczekiwań Krula. W 1815 ni cholery.
A co dowody osobiste w tej myśli zmieniają? Fakt, nie było ich wtedy – ale co to ma do kwestii paszportów?
Hę? Gdzie ja mu niby przyznałem rację w tym zdaniu?
UE jest bezpośrednią kontynuacją EWG i ma z nią wspólne wszystko, co w takiej sytuacji można mieć. Ale OK, dopuściłem się niedokładności, niech będzie.
Czyli gdyby napisał, że długość życia wzrosła ze 100 do 140 lat, też byś powiedział, że niepotrzebnie się czepiam, bo tendencja się zgadza?
Które to bankructwo sprowadzało się często do stwierdzenia „nie mamy pańskich pieniędzy i co nam pan zrobi?” – zwłaszcza w przypadku mocarstw, których nie miał kto zmusić do wywiązania się z czegokolwiek. Taka Hiszpania w XVI i XVII wieku bankrutowała średnio co trzydzieści lat, co nie przeszkadzało jej być niezmiennie czołową światową potęgą. We Francji istniała wręcz teoria, że państwo co najmniej raz na sto lat powinno zbankrutować, żeby się pozbyć obciążeń. A opieranie waluty na złocie wcale nie przeszkadzało w jej psuciu – obniżało się zawartość kruszcu w monetach i interes się kręcił.
A co to jest „rodzimy kapitał”? Czy firma z obcym udziałem 30% jest jeszcze rodzima, czy już nie? A taka z 40, 50, 60% obcego kapitału? Jak to w ogóle wyodrębnić – i po co, skoro ten obcy kapitał jest normalnym elementem gospodarki, a jego udział nie jest darem od losu (jak surowce), tylko wynika z umiejętności przyciągania inwestorów?
Że niby libertarianie to ślepcy? Cóż, przez grzeczność nie zaprzeczę…
Brałeś pod uwagę różnicę kursu między dniem napisania a przeczytania? :>
Co widać nic a nic nie przeszkadza Ci w dzielnym obalaniu tezy, że kapitalizm zaczął się w którymśtam roku :D
Widzisz drzewo, nie widzisz lasu; mowa jest o wolności osobistej. Ot, takie głupstwo: zameldujesz się w hotelu bez dowodu osobistego dłużej, niż na godzinę?
O odkryciach Snowdena nie wspomnę, bo jest to oczywiście pochodną rozwoju – ale zauważ, że jakiś czas temu istniało zwierzę pn. tajemnica bankowa.
Itd, itp.
W takim razie passus „W kwestii ceł ewolucja postępowała wprawdzie w odwrotnym kierunku – przez całe stulecie ich stawki systematycznie spadały – ale zaczynały z bardzo wysokiego pułapu (…)” musiałem odebrać wbrew Twoim intencjom, choć raczej prawidłowo semantycznie.
Nie, nie ma, zresztą już kiedyś Ci to tłumaczyłem. EWG powstała jako strefa wolnego handlu. UE z definicji projektowana była jako superpaństwo.
Reductio ad absurdum. Nie napisał, więc po… co drążyć temat?
O właśnie. To powinno oznaczać normalne bankructwo. Dzisiejsi bankruci mówią np. „nie mamy pańskich pieniędzy, ale jesteśmy TBTF, więc nas dofinansujcie z podatków”. Polecam link – gdyby działał JAKIKOLWIEK wariant standardu złota, wszystko już dawno rozleciałoby się w drobny mak, więc nie porównuj.
Jakiś link? Tutaj stoi co innego: „Z kolei Hiszpanie są liderami pod względem liczby bankructw. Od uzyskania niepodległości w 1476 r. osiągali stan niewypłacalności sześć razy w 18. i siedem razy w 19. wieku.” Ani słowa o XVI czy XVII wieku.
Solid – czas życia bez psucia [choć generalnie wiki tl;dr] – ok. 700 lat.
Suweren – w Holandii 150 lat, w GB różnie, w zależności od metodologii mierzenia.
Denar – 100 lat bez psucia.
„Gold-backed” dolar od 1900 r. do zamknięcia nixonowskiego złotego okna w 1971 przez 70 lat stracił ledwo 50% parytetu.
A teraz podasz zapewne kilka porównywalnych przykładów walut papierowych, prawda?
Masz na myśli zwolnienia podatkowe dla takich prac HiTech, jak centrum logistyczne Amazona, montownie zagranicznych fabryk czy hipermarkety? A może masowo umykają mi jakieś centra, poza outsourcingiem księgowym, w których owe magiczne „umiejętności przyciągania inwestorów” wykraczają poza stworzenie SSE?
Miałem na myśli poziom [np. etyki] wśród mainstreamu, ale oczywiście każdy czyta, co chce.
@lRem
Przyznaję, że o tym nie pomyślałem;-). Ale nie, akurat w zeszłym tygodniu rubel był w miarę stabilny.
@torero
Brak ostrego rozgraniczenia nie oznacza, że każda możliwa data jest sensowna. Obiektywnej granicy między starożytnością i średniowieczem też nie ma, co nie znaczy, że można ją datować na rok 1200.
W felietonie jest mowa o jeżdżeniu bez paszportów i tego się czepiam, a nie żadnej wolności osobistej. Nie zasłaniaj mi drzewa lasem.
W XIX wieku, gdybyś był kobietą, w wielu krajach nie zameldował(a)byś się w ogóle. Tyle w kwestii wolności osobistej.
EWG miała własny parlament (od 1962), Trybunał Sprawiedliwości (od 1957) wspólną politykę rolną (od 1962) i fafnaście pomniejszych instytucji typu fundusze rozwojowe. A cła zlikwidowali dopiero w 1968. Strefa wolnego handlu, jasne.
Co by się rozleciało, to by się rozleciało. Wszystko tak czy siak opiera się koniec końców na wiarygodności dłużników, a problem TBTF w ogóle nie zależy od istnienia lub nieistnienia standardu złota.
PDF ze szczegółowymi opisami od dwudziestej strony – w sumie aż dziewięć bankructw w omawianym okresie, czyli nawet więcej niż wyczytałem wcześniej gdzie indziej.
Jak waluty papierowe poistnieją tysiąc lat, to rekordy stabilności też się pewnie znajdą – póki co trudno cokolwiek porównywać, skoro waluta niepowiązana z kruszcem funkcjonuje raptem od stulecia.
Mam na myśli masę powodów, dla których kapitał zagraniczny woli nas niż np. Ukrainę. Wierzę, że przynajmniej niektóre znasz lub się domyślisz.
Etyki, dobre sobie. Mówimy o gościu, który kupił sobie działkę, żeby rżnąć państwo na KRUS-ie i jeszcze się tym chwali.
Gdyby rzecz traktowała tylko o jeździe bez paszportów, po kiego grzyba byłaby wzmianka o dowodach? Najwyraźniej wyrośliśmy w odmiennych szkołach interpretacji tekstu…
Argument z gatunku „ad Murzynum”…
Zadaniem TS jest m.in. wykładnia prawa. Jaki był zakres prawa wspólnotowego w czasach EWG, a jaki jest teraz? Chcesz porównywać budżety, realny zakres władzy, ingerencji w gospodarkę, dotacji, subwencji i całej otoczki socjalnej? Kpisz sobie?
Gdzie? W UE?
Najmniej od 150 lat, nie od stu, to po pierwsze [a nie mam teraz możliwości sprawdzenia, czy nie od początku XIX w.]. A po drugie, przez te 150-200 lat żadna ze znanych walut papierowych nie opartych na złocie ani się nie zbliżyła do stabilności „tamtychże”, co czyni Twój argument o krótkim czasie eksperymentu niepoważnym i niczym nie popartym. Zastanawiałem się przez moment, czy nie skontrujesz mnie przypadkiem deutschemarką, ale Wiki podaje: „However, it should be remembered that „hard” is relative only if it is compared to other currencies, as in its 53 year history, the purchasing power of the German mark was reduced by over 70%.”. Cóż za pech…
A widzisz, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Jako osoba nie chcąca karmić się iluzjami wolę nie porównywać się do Ukrainy [btw. porównanie z Bangladeszem wyszłoby Ci jeszcze lepiej, ale doskonale rozumiem instytucję asa w rękawie, więc się już nie czepiam], ale z Zachodem, dokąd dziwnym trafem wyjechało jakieś 2 miliony nierozumiejących naszej przewagi.
:O Czyżby KRUS zdelegalizowano? Czyżbyś twierdził, że prawo [współ]forsowane ręcyma Twojej Partii jest niemoralne?
FYI: podasz może jakiś przykład w miarę nieegzotycznego systemu etycznego, w którym stoi czarno na białym, że płacenie państwu w świetle prawa podatków niższych, niż można, jest niemoralne?
btw: JKM prawdopodobnie uważa, że podatki przez niego płacone z naddatkiem [przemnożone przez liczbę osób] przy odpowiedniej organizacji państwa wystarczyłyby na funkcjonowanie państwa minimum. Jeśli uważasz, że państwo minimum to utopia, jestem pewien, że organy z chęcią powitają Twoje wpłaty podatku w wysokości np. 80% Twojego wynagrodzenia na zbożne cele wykraczające poza rzeczone „państwo minimum” – no, może nie w formie bezpośredniej nadpłaty, ale dla Ciebie jestem gotów poszukać paru NGOs…
Nie wiem, co to za szkoła uznaje, że ze zdania „można było jeździć bez paszportów i dowodów” nie wynika, że można było jeździć bez paszportów. Na pewno jednak nie chciałbym mieć z nią nic wspólnego.
Przecież sam dopiero wywodziłeś, że wcale nie chodzi o paszporty i dowody, tylko o swobody osobiste – no to grzecznie podjąłem ten temat. Gdzie tu „ad Murzynum”?
To Ty sobie kpisz. Jeśli EWG miała być tylko strefą wolnego handlu, bez żadnych ambicji (super)państwowych, to budżety, subwencje, ingerencje i tak dalej, powinny były być zerowe, a instytucje przeze mnie wymienione nie powinny istnieć. Nie zamydlaj mi więc oczu wysokością budżetów.
Mówimy o rekordach stabilności, a Ty linkujesz do waluty państwa istniejącego przez cztery lata? Dobry dowcip, naprawdę.
Bynajmniej. Rekordy mają to do siebie, że zdarzają się raczej rzadko, a początki mają to do siebie, że zwykle są trudne.
Jako osoba biorąca pod uwagę kontekst, wolę porównywać się z Ukrainą, która w 1989 była z nami na równym poziomie, niż z Zachodem, który był wtedy kilka razy bogatszy i siłą rzeczy jeszcze trochę zejdzie, zanim się z nim zrównamy.
Twierdzę, że non omne, quod licet, honestum est. O przekrętach stuprocentowo zgodnych z prawem można by niejedną książkę napisać, więc argument o legalności niespecjalnie do mnie trafia, gdy mowa o etyce.
Ja koniec feudalizmu wiązałbym raczej ze zniesieniem pańszczyzny, ale wtedy wyszłoby na to, że Mikke omylił się znacznie bo zniesiono ją w latach 60. XIX wieku (w Królestwie Polskim najpóźniej), choć pewne skryte formy trwały aż XX wieku. Kongres nie miał nic do tego.
Uch, sorry za tak późny komentarz, taki zapieprz, że nie ma kiedy załadować… ad rem:
Więc może jeszcze raz: JKM pisze o dowodach i paszportach; jak dla mnie chodzi po prostu o zakres wolności osobistej. Ty czepiłeś się paszportów, zupełnie omijając kwestię dowodów. Na moje zarzuty, że czepiasz się szczegółu, rozmyślnie ignorując ogólną wymowę pewnych faktów [jak np. zupełnie nie odnosząc się do kwestii dowodów, ergo w ogóle nie odnosząc się do szerszej kwestii wolności osobistej, a jedynie wytykając – prawdopodobnie słuszny zresztą – babol], uciekasz w jakieś łamańce erystyczne, stawiając przy okazji chochoła.
Więc może inaczej: w XIX w., brak możliwości zameldowania się „w wielu krajach” w hotelach przez kobiety nie stanowił aż tak rażącego przykładu braku wolności po prostu z racji innych wzorców kulturowych. Kto wie, być może za 50 lat dzisiejsze paragrafy z KW np. o moralności publicznej, będą uważane za niesamowity przeżytek i relikt tępoty umysłowej [a wyznawcy moderny Tobie podobni – za reakcyjne skamieliny…], podczas gdy dla nas są one w zasadzie konsekwencją pewnego systemu społeczno – etycznego. Podobnie i tamto.
Skoro [prawnie i technicznie] była wg Ciebie możliwa dalsza eskalacja uprawnień EWG, to PO CO powstała w ogóle UE? Zabawa małpy z brzytwą?
A co to ma do rzeczy? Miałoby, gdyby przez te cztery lata waluta zachowywała pozory stabilności i tylko upadek państwa przerwał jej tryumfalną stabilność. Nie zachowywała.
Autokorekta:
„Pierwsze doświadczenie kolonii z pieniądzem fiducjarnym miało miejsce w okresie pomiędzy 1690 a 1764 rokiem. (…) W późnych latach pięćdziesiątych osiemnastego wieku Connecticut doświadczyła wzrostu cen o osiemset procent, obie Karoliny o dziewięćset procent, Massachussets o tysiąc, a Rhode Island o dwa tysiące trzysta procent”. [G.E.Griffin, „Finansowy potwór z Jekyll Island”]
W zasadzie więc nie 150 lat, tylko lekko ponad dwukrotnie tyle. W 1751 r. Anglicy zakończyli monetarną samowolkę kolonii, która powróciła z początkiem wojny secesyjnej i znów się zaczęło: w 1775 całkowita podaż pieniądza w koloniach wynosiła 12 milionów dolarów (…) w 1779 – 125 milionów dolarów.
W 1775 kolonijna jednostka monetarna, nazywana kontynentalem, była warta jednego dolara w złocie (…) W 1779, zaledwie cztery lata po jego emisji, był warty mniej niż centa i całkowicie wypadł z obiegu. [op.cit.]
Powtórzę, że trwałość państwa nie ma nic do rzeczy; gdyby Twoja teza była słuszna, nawet przez czas trwania tych państw waluta wg Twojej tezy winna być stabilna. W dalszym ciągu czekam na przykłady, w porównaniu z pierwotnie podanymi 150 latami masz teraz trochę więcej czasu w zapasie.
I tylko emigrantów szkoda.
A czy „GW” podała Ci do wierzenia, dlaczego zły jest KRUS, a dobry – a przynajmniej obojętny moralnie, a przynajmniej ja nie słyszałem narzekań – podatek liniowy 19%? Który z wielkich etyków biblioteczki „GW” ustawił etyczną granicę przychodów z uod z przekazaniem praw autorskich 50% w wysokości 85k? A może jakiś autorytet moralny wypowiedział się, dlaczego niemoralnym jest ubezpieczenie się w KRUS, a moralnym – i to, horrendum, wobec wszechpolskiego ciągu na równość wobec prawa – ograniczenie podstawy wymiaru składek na ZUS, w tym roku do 118.770 zł?
Brzmię może kpiąco, ale pytania są jak najbardziej poważne. Chętnie poznałbym bowiem źródło Twojej moralności podatkowej i jakieś JASNE granice, nakazujące płacić Ci podatki wyższe od możliwych. Jakie systemy etyczne – oczywiście poza lekturą „Gazety Wyborczej” – pomagają Ci w ustaleniu moralnej kwoty podatku należnego?
torerologika: „napisał, że banany są okrągłe, ale tak naprawdę pewnie miał na myśli owoce w ogóle, a owoce przecież zwykle są okrągłe, więc czego tu się czepiać”. A ja tu niby uciekam w łamańce erystyczne, bo komentuję to, co autor faktycznie napisał, a nie to, co sobie dośpiewałem.
Podobnie jak niewolnictwo na południu USA. I co w związku z tym? Czy ograniczenie wolności podparte jakąś normą kulturową przestaje być ograniczeniem wolności?
UE to właśnie ta dalsza eskalacja. Przecież to nie jest nowa organizacja, tylko EWG po rebrandingu.
No popatrz – stworzona na poczekaniu waluta państwa toczącego wojnę o przetrwanie, nie była stabilna. Kto by pomyślał.
Jakiej mojej tezy? Ja nie powiedziałem, że papierowa waluta musi być równie stabilna jak kruszcowa. Ba, nawet nie przesądzam, że może (choć faktycznie nie widzę przeszkód), bo to dopiero czas pokaże. Stwierdziłem tylko, że dowodzenie czegokolwiek na podstawie porównywania rekordów „all time”, w sytuacji fafnastokrotnej różnicy w długości okresów, jest nonsensem.
Cóż – ludzie tak jakoś mają, że generalnie migrują z państw biedniejszych do bogatszych, a nie z wolniej do szybciej się rozwijających.
Granicą jest – w tym przypadku – korzystanie z luk prawnych. Wyznaję bowiem dość niepopularny pogląd, że wyłudzanie ulg podatkowych jest tak samo naganne jak wyłudzanie zasiłków. To drugie z pewnością potępiasz jednoznacznie i do głowy by Ci nie przyszło pytać, dlaczego ktoś miałby brać mniej niż może – prawda?
Niczego takiego nie napisałem. Jeśli nie potrafisz zbić moich argumentów niczym poza ZDW analogiami, może lepiej darować sobie do niczego nie prowadzące porównania?
Tak. A teraz ja: czy społeczna niezgoda na ekshibicjonizm jest wg Ciebie ograniczeniem wolności?
Łżesz jak pies.
Żadna nie była. Rozumiem, że ironizujesz, bo przekopywanie się przez 300 lat w poszukiwaniu kontrprzykładu nie udało się i wszędzie nic, tylko „stworzone na poczekaniu waluty państw toczących wojnę o przetrwanie”?
btw. We wszechświecie równoległym [a może nawet prostopadłym] waluty złote obowiązywały tylko w imperiach miłujących pokój i sprawiedliwość społeczną. Hahahahaha.
Zawszeć to jakiś kroczek do consensusu. Ale czy nie dał Ci do myślenia fakt, że okres faktycznie i krótszy, ale przykładów nie ma proporcjonalnie mniej, tylko w zasadzie w ogóle?
O, można spytać, czym uzasadnisz tę opinię?
To stwierdzenie niczego nie wnosi do dyskusji. Zdefiniuj w takim razie lukę prawną i czym ona się różni, wg Ciebie, od zwykłego przepisu prawa.
Owszem, ale różnica tkwi gdzie indziej. Unikanie nadmiernego opodatkowania jest odbieraniem swojego, [nadmierny] zasiłek jest – w zasadzie, przynajmniej ja to tak rozumiem – wyciąganiem łapy po cudze.
Argument „napisał o paszportach, ale tak naprawdę chodziło mu pewnie o wolność, więc nieważne, że z paszportami palnął bzdurę” jest według mnie tak nonsensowny, że zbija się sam, więc nie wiem, co ja tu mam jeszcze do roboty – poza uświadamianiem Ci tego faktu.
Nawet nie wiem, jak skomentować tak, hmm, oryginalny pogląd.
Każdy zakaz jest z definicji ograniczeniem wolności (co oczywiście nie znaczy, że każdy zakaz jest zły).
Zejście na ten poziom przyjmuję za przyznanie się do porażki.
Jak już mówiłem, początki zawsze są trudne, to raz. Dwa, że współczesna ekonomia, zwłaszcza tempo wzrostu gospodarczego, ma się nijak do starożytnego Rzymu czy XVII-wiecznej Holandii, więc trudno to mierzyć jedną miarą.
Obserwacjami. Widziałeś kiedyś masową migrację z bogatszego kraju do biedniejszego? Oczywiście motywowaną ekonomicznie, a nie prześladowaniami czy wojną.
Tym, czym bug i feature. Nie wiem, co tu jest do tłumaczenia. Hakera okradającego system bankowy chyba nie będziesz usprawiedliwiać, mówiąc „on robi tylko to, na co system pozwala”.
Rozumiem, że jeśli dzięki jakimś trikom okantujesz spółdzielnię, płacąc mniej czynszu niż powinieneś, to też nie będzie to kradzież, tylko „unikanie nadmiernego oczynszowania” i „odbieranie swojego”. Makes perfect sense. Państwu na pewno robi ogromną różnicę, czy dostanie o sto złotych za mało, czy też wyda o sto złotych za dużo.
Ja też spróbuję jeszcze raz: czy wg Ciebie fakt pisania o paszportach [i dowodach, które omijasz z uporem maniaka] jest wg Ciebie tylko [pseudo]erudycyjną wzmianką, czy może jednak próbować być argumentem na rzecz jakiejś szerszej myśli?
Na dobrą sprawę kłócimy się tu o pietruszkę, tj. definicję wolności. Zdajesz się utożsamiać ją z całkowitą anarchią i sobiepaństwem, ja bardziej traktuję ją jako „wolność kończącą się w okolicach Twojego nosa”, łącząc ją bardziej z kontekstem kulturowym właśnie. Ale to zupełnie inna, kolejna wielopiętrowa dyskusja.
O właśnie, tutaj wychodzi inne pojmowanie definicji.
W kwestii tłumaczenia Ci paru elementarnych rzeczy – i owszem. Niestety.
Ależ nie potrzeba do tego żadnych zaawansowanych miar i dzielenia włosa na czworo. Przykładów nie umiesz znaleźć, i już.
Ludzie po prostu uciekają do większych możliwości, inaczej nie emigrowaliby masowo na początku XXw. za ocean, w większości nie znając języka. „Większe możliwości socjalu” zachodniego czy dzisiejszy drenaż mózgów powinniśmy po prostu kompensować ultraliberalną gospodarką, żeby z jednej pensji zostawało na opłacenie czegokolwiek poza kredytem hipotecznym. Nie zostaje – i poczytaj sobie, ile Polek rodzi na Wyspach chociażby, a ile tutaj.
Analogia ZDW. Te parę przykładów, które podałem, to NIE SĄ backdoory na modłę „lub czasopisma”, tylko akty prawne, o których wie każdy, kto zechce się zainteresować [czy się interesują i swoją wiedzę czerpią tylko od Kraśki, to zupełnie inna sprawa…]. To NIE JEST poziom VATu prętów zbrojeniowych czy innych modnych ostatnio afer.
Czy prowadząc firmę za furtkę w systemie uznałbyś np. system odliczania kosztów i ochoczo płaciłbyś podatek od całości przychodów?
Naprawdę staram się Ciebie zrozumieć, ale nie bardzo ogarniam, gdzie leży granica pomiędzy etycznością odliczenia kosztów [abstrahując od całej idei podatku dochodowego…] a niemoralnością powyższych przykładów. Serio serio. A może granicy nie ma i płaciłbyś jednak podatek od całości przychodów, a wszystkie kolejne rządy, konserwujące patologiczny system odiczeń, uważasz za bandyckie?
Zrównujesz stosunek administracyjnoprawny z cywilnoprawnym, a dobrowolnie zawartą umowę z rygorem podatkowym? Robi się coraz ciekawiej…
Odnosiłem się do konkretnego zdania, a nie do wydumanej szerszej myśli. I nie wiem, co ta ewentualna myśl może tu zmieniać. Nie wiem też, co niby powinienem napisać o tych dowodach? Pochwalić Krula, że akurat w tej kwestii udało mu się nie pomylić?
Ja bym raczej powiedział, że mi chodzi o wolność samą w sobie, a Tobie o – nazwijmy to – wolność akceptowaną społecznie. Problem z Twoim podejściem polega na tym, że po jego przyjęciu porównywanie poziomu wolności w różnych epokach czy kulturach traci sens. Skoro bowiem zakaz uzasadniony kulturowo nie jest ograniczeniem wolności, to jaka jest różnica między Polską i Arabią Saudyjską, albo średniowieczną Europą?
Przykładów nawet nie szukam, ponieważ – jeszcze raz powtórzę – nie mówimy o prosto porównywalnych sytuacjach.
Które w ~90% wynikają z większej zamożności państwa, a w ~10% z innych czynników. Jeśli w UK zarobki są parokrotnie wyższe niż w Polsce, to nie bardzo jest jak tę różnicę przeskoczyć.
Poczytaj sobie, skąd ta rzekoma różnica się wzięła.
Ja się nie czepiam Twoich przykładów, tylko Korwina udającego rolnika. Nie wmówisz mi, że to odpowiednik korzystania z odliczeń od kosztów.
Nie widzę różnicy z etycznego punktu widzenia.
Cóż, owa „wydumana” wg Ciebie myśl to dla mnie po prostu leitmotiv felietonu. I na tym zakończmy, bo najwyraźniej jeden drugiego nie przekona.
Będziesz miał zapewne używanie, ale… wg mnie niewielka. Ale nie jest to aż taka „tragedia” i taki „szok”, jak z pozoru mogłoby się wydawać. Po pierwsze dlatego, że poczucie wolności definiowane jest w sporej części przez świadomość; sam nie zdajesz sobie zapewne sprawy – hipotetycznie, rzecz jasna, wobec np. alternatywy postępu za parędziesiąt lat – jak bardzo nie jesteś wolny, nie mogąc na Rynku Głównym bezkarnie wychędożyć cielaczka. Tak samo średniowieczny człowiek patrzył na świat przez pryzmat swoich pojęć, wiary, etc. I tak samo mi nie przeszkadza np. penalizacja [przynajmniej potencjalna] uczuć religijnych, bo takie zachowania pozostają poza MOIM rozumieniem przestrzeni wolności / niewoli.
Nawiasem mówiąc, poza Twoim rozumieniem wolności pozostaje wiele z moich paradygmatów i świat się jakoś nie wali, więc dlaczego mniej lub bardziej dosłownie domagasz się wzajemności?
Drugim nawiasem mówiąc, wynika z tego jeszcze jedna konkluzja: nie jestem przeciw „Arabii Saudyjskiej” [i nie wiem, jak można za jednym, nomen omen, zamachem przytaczać ją jako zaprzeczenie wolności i nie widzieć nic niepokojącego w tendencjach zaprowadzenia jej u nas] dlatego, że to zaprzeczenie wolności – tylko dlatego, że NIE JEST to MOJA cywilizacja. Co do wolności – mają taką, do jakiej dojrzeli. Dopiero, gdy dojrzeją do kolejnego levelu, a władza nie nadąży, pojawi się prawdziwy dysonans.
Zdecyduj się: albo jesteśmy tym tygrysem europejskim [a wtedy te perspektywy są i warto inwestować swoje życie, a nie tylko siedzieć tu, bo się nie chce wyjechać], albo… albo jednak nie.
Poczytaj odpowiedź od 01kotek01 tamże.
W jakim sensie „odpowiednik”? Możliwość po prostu jest i już, bez niej najprawdopodobniej Partia nie miałaby upragnionej większości, nawiasem mówiąc. O możliwości wszyscy trąbią, nie zamierzają jej zmieniać, nie wie o niej chyba tylko ostatni dekiel, jest to całkowicie legalne, więc o co cho? Zdaje się, że uważasz Lud za suwerena, więc NAPRAWDĘ nie rozumiem, gdzie popełniam błąd. Bo przecież to prawo uchwalili przedstawiciele Ludu.
Słowo daję, Cichy, nie rozumiem tego Twojego tupania nóżką. Sarkazm sarkazmem, ale naprawdę nie ogarniam. W przepisach o KRUS idzie tylko AFAIK o zwolnienia podatkowe, ogólnodostępne, w miarę jasno określone… Jedyna różnica, jaką widzę, to ta, że przeciwko KRUSowi jest Adam Michnik, a przeciw innym sposobom płacenia mniejszych podatków – nie.
[nie rozumiem notabene, jak można być demokratą, a sprzeciwiać się prawu ustalonemu jak najbardziej demokratycznie… ale to nie mój problem]
Różnica polega na tym, że nie chcąc przewracać do góry nogami swojego życia, państwa zmienić raczej nie mogę. Spółdzielnię mieszkaniową – i owszem. Ergo moja relacja z państwem jest dużo mniej dobrowolna, niż ze spółdzielnią. No i jeszcze różnica definicyjna – spółdzielnia per se nie może mi na ogół niczego nakazać.
Jeszcze a propos wolności: nie ma czegoś takiego, jak wolność absolutna. Spróbuj zażartować z Holokaustu, zrobić model albo wyrazić się ostrzej o „mniejszościach”. Kontrprzykładowa „Arabia Saudyjska” zapewne na to pozwala, choć oczywiście nie jestem pewien.
Patrzcie, jaki relatywizm, nie poznaję kolegi. OK, trochę racji w tym jest, ale idąc tą drogą – dziecko trzymane od urodzenia w piwnicy przez rodziców-zwyrodnialców, też może się uważać za wolne, bo ma całą piwnicę dla siebie i niespecjalnie sobie potrafi wyobrazić, że poza nią jest coś więcej. Coś tu jednak, przyznasz, zgrzyta. A zniewolenie kulturowe to do pewnego stopnia podobny mechanizm w większej skali – znamienne, że im bardziej restrykcyjne normy, tym silniejsza wiara w ich bezalternatywność i tym większy strach przed czymkolwiek, co mogłoby je podkopać.
Inna rzecz, że tym podejściem sam sobie kopiesz dołek – przecież takie wymogi, jak dowód osobisty w hotelu, też są powszechnie uznawane za rzecz najnormalniejszą w świecie i praktycznie nikt poza korwinistami nie widzi w tym zniewolenia, dlaczego więc mielibyśmy to traktować jako ograniczenie poważniejsze niż te panujące w XIX wieku?
Powtarzam – jeśli na Wyspach przeciętna praca daje parę polskich średnich krajowych, to żadne perspektywy tego nie przeskoczą. Raz, że parę średnich krajowych siłą rzeczy mogą zarabiać tylko niektórzy, a dwa, że łatwiej wydać kilka stówek na samolot do Londynu, niż zasuwać ileś lat zanim te perspektywy się ewentualnie zmaterializują.
Imigracja z Pakistanu czy Bangladeszu nie zaczęła się dziesięć lat temu, tylko dużo wcześniej, więc imigrantki stamtąd zdążyły się bardziej zestarzeć niż Polki – założenie o tym samym wieku się zatem nie broni.
O wielu pomniejszych exploitach w rozmaitym sofcie też powszechnie wiadomo, a autorom często nie chce się ich załatać – i co z tego? Czy włamywanie się do WordPressa przez dziurawy plugin staje się z tego powodu etyczne?
Poparcie dla ustroju nie oznacza poparcia dla każdej decyzji podjętej w jego ramach.
Od jakiego poziomu dobrowolności uczciwość zaczyna obowiązywać? Czy jeśli ktoś nie jest w stanie zmienić pracy bez przewracania życia do góry nogami, daje mu to prawo do kantowania pracodawcy?
Korwin, żeby daleko nie szukać, od lat żartuje z Holocaustu i jedzie po mniejszościach, a mimo to włos mu z głowy nie spada – mało, jeszcze ma felieton w wysokonakładowej Angorze, co i raz gości w telewizji, nawet do Europarlamentu ktoś go wybrał. Zaiste, ciężki los. Tymczasem w Arabii Saudyjskiej….