Pod jednym względem terroryści przegrali – karykatury z Charlie Hebdo, które wcześniej widziało kilkadziesiąt tysięcy ludzi, po ataku zobaczyło co najmniej kilkadziesiąt milionów. Zdarzyły się oczywiście media, które żadnego rysunku nie przedrukowały, czy to z powodu poprawności politycznej, czy to z powodu niechęci do obrażania uczuć religijnych, ale większość okazała solidarność z ofiarami i słusznie rozpropagowała to, co mordercy chcieli zniszczyć.
Owszem, pismo często jechało po bandzie, prezentując humor z okolic naszego „NIE” albo i ostrzejszy, ale to w zaistniałej sytuacji bez znaczenia – wolność słowa obejmuje także wolność obrażania i nie wydaje mi się, by można było oddzielić jedno od drugiego. A choćby i się dało, nie może to być żadną okolicznością łagodzącą dla masowego mordu.
Pod innym jednak względem terroryści mogą mówić o sukcesie – raz jeszcze udało się umocnić stereotyp muzułmanina-terrorysty i dodać argumentów tym, którzy uważają islam sam w sobie za zło, a jego wyznawców najchętniej przegoniliby z Europy.
Niezręcznie mi stawać w roli obrońcy religii, w dodatku tak zacofanej i nietolerancyjnej, a takim jak ja wolnomyślicielom wrogiej – ale uczciwość nakazuje zwrócić uwagę, że muzułmanami byli nie tylko terroryści, ale i zamordowany przez nich policjant, jak również pracownik sklepu z koszerną żywnością (tu się z kolei kłania stereotyp muzułmanina-antysemity), który ukrył kilkunastu klientów przed napastnikiem. I nie jest to przypadek, jako że muzułmanów żyje we Francji około pięciu milionów, czyli prawie 10% społeczeństwa…
„OK, nie każdy muzułmanin to terrorysta, ale każdy terrorysta to muzułmanin” – odpowie ktoś, cytując popularne hasełko z netu. I powielając kolejny stereotyp. Według statystyk Europolu (PDF) w roku 2013 na terenie Unii Europejskiej miały miejsce 152 akty terroru. Kto ich dokonywał? Na pierwszym miejscu… nie, nie islamiści – separatyści baskijscy: 84 ataki. Na drugim miejscu… nie, też nie islamiści – skrajna lewica: 24 ataki. Dalej statystykę zaciemniają Brytyjczycy, którzy nie uwzględniają w statystykach motywacji terrorystów, więc 35 ataków na terenie ich kraju wpadło w komplecie do kategorii „not specified”, ale autorzy raportu przejrzeli te przypadki i doliczyli się – uwaga – dwóch ataków dokonanych przez islamistów. Co, i owszem, stanowi wzrost w porównaniu z wcześniejszymi latami.
Oczywiście atak atakowi nierówny – separatyści zwykle unikają ofiar w ludziach, bo zdążyli zauważyć, że w ten sposób tylko szkodzą swojej sprawie; islamiści bądź tego nie rozumieją, bądź mają to gdzieś, więc jak już atakują, to z rozmachem i koniecznie z ofiarami śmiertelnymi, co daje efekt paradoksu lotniczego – nieliczne duże ataki są zauważane znacznie lepiej niż masa pomniejszych.
Warto jednak zauważyć, że separatyści nie zawsze unikali ofiar – sama tylko ETA zabijała w latach 70-tych i 80-tych po kilkadziesiąt osób rocznie (w szczytowym 1980 aż 92 trupy). Czy ktoś wtedy mówił, że baskijskość to zło i źródło terroru, a Basków należałoby przepędzić z Europy? O ile wiem, nie. Podobnie nikt myślący nie utożsamiał IRA z Irlandią, Czerwonych Brygad z Italią, czy RAF z Niemcami – że ograniczę się tylko do najbardziej znanych organizacji terrorystycznych, jakie parę dekad temu budziły uzasadnione przerażenie w Europie. A przecież zwłaszcza IRA i ETA cieszyły się dość szerokim poparciem (przynajmniej jak na organizacje mordujące ludzi), natomiast bojówki komunistyczne mogły liczyć na wsparcie sowieckiego supermocarstwa…
No ale Baskowie, Irlandczycy czy komuniści, nie byli „obcy”, nie było ich dokąd wygonić (muzułmanów zresztą coraz częściej też, bo niby dokąd miałby się wynieść człowiek urodzony we Francji czy Holandii, który nie ma żadnego innego obywatelstwa?), więc pozostawało tylko rozwiązanie problemu cywilizowanymi metodami – i to się przecież udało: żadna z ww. organizacji nie stanowi już poważnego zagrożenia, jedynie ETA jeszcze nie całkiem zdechła, ale o powrocie do dawnej „świetności” może tylko marzyć. A jednocześnie Baskowie mają się znacznie lepiej niż w latach 80-tych i ciągle pozostają w Hiszpanii.
Wszystko to w żadnym razie nie znaczy, że bagatelizuję problem islamizmu – niewątpliwie jest to rak, którego trzeba konsekwentnie zwalczać – ale uznając islamistów za reprezentację wszystkich muzułmanów, tylko tego raka umacniamy i sprzyjamy jego wrastaniu w zdrową tkankę. Im silniejsze animozje między muzułmanami a resztą, tym łatwiej terrorystom o nowych rekrutów, którzy te animozje wzmocnią jeszcze bardziej – i tak dalej, aż do ogólnej katastrofy. Upadek ETA zaczął się właśnie od upadku przekonania, że oni kogokolwiek poza samymi sobą reprezentują – i od tego też trzeba zacząć w przypadku islamistów.
Komentarze
Mam wrażenie, że ryzykujesz błąd myślowy zakładając bezkrytycznie, że dla islamistów „ich sprawa” to jakakolwiek próba przeforsowania zakazu obrażania Mahometa czy coś w ten deseń; patrząc w ten sposób, sprawa Hebdo to faktycznie „błąd”.
Dla pełniejszego obrazu warto jednak spojrzeć na to z szerszej perspektywy, wykraczającej poza paradygmaty Zachodu: a co, jeśli sprawcy to nie „jednorazowi dżihadyści”, ale kolejne ogniwo w sianiu terroru? Hipotetyczny „zakaz karykaturowania” oznaczałby tylko „zakaz karykaturowania” i nic więcej, a konsekwencje ustępstw możliwych do wytargowania wobec zastraszonego społeczeństwa są dużo większe [bezkompromisowe i niebywale odważne marsze poparcia stawiam w rankingu skuteczności i celowości na równi z marszem przeciwko grypie]. Inna sprawa, że do „kalifatyzacji” takiej np. Francji niepotrzebne są wypadki typu Hebdo, wystarczy poczekać jeszcze 10-20 lat…
I jakkolwiek równanie islamizmu z islamem może i nie ma sensu [szczerze mówiąc nie jestem przekonany, no ale niech Ci będzie], to jednak nie zmienia to niczego; historię tworzą jednostki, nie tłumy. A zdeterminowanych jednostek cywilizacje konkurencyjne mają o rząd wielkości więcej.
Niczego takiego nie zakładam. Jasne jest, że islamiści mają większe ambicje, a w omawianym przypadku chodziło im o zastraszenie – jak to zwykle terrorystom.
I? Co się stanie za te 10-20 lat?
Jednostki tworzące historię, to głównie te na szczytach władzy, na dole historię tworzą w dużo większym stopniu tłumy – że wspomnę chociażby „arabską wiosnę”. A „zdeterminowane jednostki” to broń obosieczna – w Iraku czy Syrii z pewnością woleliby ich mieć o parę rzędów wielkości mniej.
Ostatnie trzy akapity bardzo ciekawe, ponieważ zwracasz uwagę na coś, na co wielu innych uwagi nie zwróciło. Ale z konkluzją się nie zgadzam. Istnieją dwie zasadnicze różnica między islamistami a ugrupowaniami separatystycznymi z Europy. Po pierwsze, kultura. Europejscy separatyści ją z nami dzielą, więc łatwiej o porozumienie. Po drugie, kwestia finansowania itp. Islamiści są nakręcani spoza Europy, separatyści europejscy byli problemem w stu procentach ograniczonym do naszego kontynentu.
Ech, przepraszam za masakrę nawiasami powyżej, myślałem, że Markdownem mogę dodać swój adres do podpisu.
Co do kultury, to fakt, robi ona różnicę – ale też odejście separatystów od terroryzmu wynikło nie tyle z dogadania się, co z utraty wiary w możliwość uzyskania czegoś przemocą. Do islamistów też to może z czasem dotrzeć. Natomiast zewnętrznym wsparciem bym się mniej przejmował – myślę, że służby specjalne nie mają większego problemu z jego śledzeniem, a wręcz może ono stanowić wskazówkę, gdzie upatrywać zagrożeń.
A co do podpisu, to spamerzy ciągle tego nadużywali i znudziło mi się ich wycinanie, więc obecnie podlinkowane podpisy mają tylko użytkownicy Joggera. Life is brutal and full of spam.
Ale utraciwszy wiarę w możliwość uzyskania czegoś przemocą separatyści skorzystali z Planu B: wtopili się w zachodnie, bogate, nowoczesne społeczeństwo, do którego przecież cały czas przynależeli. Tymczasem islamiści osiadli w Europie są na marginesie, więc ich droga do asymilacji będzie dużo dłuższa. Nie mówiąc już o terrorystach „zagranicznych”, którzy notabene sponsorują różnych Kouachi na zasadzie: „ty się wysadzisz w Paryżu, a my sypniemy hojnie groszem twojej jemeńskiej rodzinie”.
Ad. Jogger: W pierwszej chwili platforma bardzo mi się spodobała wizualnie, nie znałem jej wcześniej. Jednak jeśli serwerom zdarzają się często pady takie jak ostatnio, a filtrów antyspamowych brak, to chyba nie wszystko złoto co się świeci. ;)
Z tym marginesem to bym nie przesadzał – akurat dzisiaj wyczytałem, że jeden z paryskich terrorystów nieźle zarabiał, podróżował po świecie, a nawet był raz na jakiejś uroczystości w pałacu prezydenckim – słowem, zaliczał się co najmniej do klasy średniej i życie miał niezłe. W ogóle zresztą terroryści, wbrew stereotypowi, stosunkowo rzadko rekrutują się z najniższych warstw społecznych.
Ale owszem, poczucie solidarności z tymi niższymi warstwami może niektórych popychać do terroru – tak już zresztą było w XIX wieku z komunistami, zwykle pochodzącymi wcale nie z proletariatu. Nie jest to analogia zbyt optymistyczna, biorąc pod uwagę, jak długo komunizm znajdował wyznawców.
A Jogger, no cóż, złoty wiek ma dawno za sobą:-(.