Cichy Fragles

skocz do treści

Dyplomacja non grata

Dodane: 8 marca 2018, w kategorii: Polityka

Niemcy, Francja, większość UE, Ukraina, Izrael, USA – lista państw, z którymi mamy na pieńku, wydłuża się systematycznie, a rząd robi co w jego mocy, by ten trend utrzymywać. Z nie lada sukcesami – wydawałoby się, że zostać persona non grata w Białym Domu, to dla przywódców demokratycznego państwa w środku Europy, członka NATO i w ogóle, rzecz nieosiągalna – a tu proszę, jednak można.

Pisowska propaganda oczywiście staje na głowie, żeby przedstawiać wszystkie konflikty jako cenę za „wstawanie z kolan”: poprzednicy byli lubiani, bo nie walczyli o polskie interesy, a my walczymy twardo, więc lubiani być nie możemy – to główna oś ich narracji. Cóż, gdyby faktycznie tak było, moglibyśmy dyskutować, czy zyski przewyższają koszty – ale tak oczywiście nie jest. Zadajmy sobie bowiem pytanie: o co oni właściwie walczą?

No właśnie. W ani jednym przypadku konflikt nie wziął się z zabiegów Polski o jakieś interesy gospodarcze, kształt unijnego budżetu lub traktatu, zobowiązania sojusznicze czy cokolwiek realnie znaczącego – wszystkie te spory toczymy albo o sprawy, w których w sposób oczywisty nie mamy racji i nikogo nie przekonamy (łamanie zasad praworządności czy kwestia uchodźców), albo o sprawy wyłącznie symboliczne (tzn. o historię, która przecież uczy, że jeszcze żadnego sporu o historię nie udało się rozwiązać na drodze frontalnego starcia), albo w ogóle bezinteresownie, jak z Francuzami o jedzenie widelcem…

(Przy okazji: nigdy dość przypominania, że kiedy Macierewicz zrywał kontrakt na Caracale, obiecał załatwić sprawę nowych helikopterów do końca 2016 – tymczasem jest już wiosna 2018, a my nadal nie mamy nawet rozpisanego przetargu)

…a sukcesów, choćby symbolicznych, coś nie widać. Do tego jeszcze co i raz błyszczymy takimi faux pas jak Duda odmawiający rozmowy z sekretarzem stanu USA, albo kuriozalnymi akcjami PR-owymi typu #respectUs czy brednie ambasad o polskich korzeniach Batmana. Komentowanie tego typu zagrywek kwalifikuje się już jako kopanie nawet nie leżącego, tylko paralityka. Za poprzednich rządów PiS-u w polityce zagranicznej też działo się bardzo źle – ale mimo wszystko źle w szeroko pojętych granicach rozsądku, natomiast obecnie widzimy już czystą groteskę.

Niestety, mimo kolejnych dzwonków alarmowych, widoków na zmianę kursu nie ma. Przyjmowanie krytyki, przyznawanie się (choćby przed samym sobą) do błędów i uczenie się na nich, to wszystko zdolności u kaczystów niespotykane – można więc oczekiwać wielu kolejnych kompromitacji, zanim tam komukolwiek zaświta, że może coś jest jednak nie w porządku. A tymczasem alleluja i do przodu, choćby i głową w ścianę.

Szkoda tylko, że to nasza wspólna głowa. Gdyby nie to, obserwowanie tego cyrku dostarczałoby mi niemałej uciechy – a tak dostarcza jej tylko Putinowi.

I w tym momencie wypada zauważyć, że przy całej konfliktowości obecnego rządu, akurat z Rosją nie mieliśmy jak dotąd ani jednego poważniejszego zwarcia, a pisowska propaganda, tyle wysiłku wkładająca w zohydzanie nam Zachodu, Rosji praktycznie nie tyka. Z czego można wnioskować, że w tym szaleństwie jednak jest metoda – ale nie byłby to wniosek optymistyczny.

Rozpaczliwie szukam jakiegoś pozytywnego kontrapunktu na zakończenie tej smutnej notki, ale znaleźć nie potrafię. Niestety, są w życiu sytuacje, kiedy po prostu się nie da. Siedzimy w Tupolewie, słychać „pull up”, choć zagłuszane krzykami „dawaj, zmieścisz się”, a za oknami gęsta mgła – jakże tu być optymistą?


Komentarze

Podobne wpisy