Nieodłącznym elementem dyskusji o grach online jest kwestia „płacenia za piksele”, czyli płacenia realną kasą za wirtualne zabawki w grze. A gdy ta kwestia zostanie poruszona, równie pewnym elementem są głosy mówiące, że to idiotyzm, wydawać prawdziwe pieniądze na nieistniejące przedmioty. Głosy te zwykle są przykrywką dla zwykłego cebulactwa, ale przynajmniej niektórzy wygłaszają taką opinię serio – ewidentnie nie zastanawiając się nad jej sensem.
Na czym bowiem polega różnica między płaceniem za piksele, a płaceniem za cokolwiek innego? Przedmiot w grze może sobie być wirtualny, ale korzyść z niego (czy to w postaci ułatwienia gry, czy to w postaci przyjemności z jego posiadania) jest tak samo realna, jak z przedmiotu rzeczywiście istniejącego. Wartość tej korzyści można oczywiście różnie oceniać, ale przecież wszelkie korzyści są przynajmniej częściowo subiektywne – próżno szukać towaru czy usługi, którą każdy wyceni tak samo, a o gustach się nie dyskutuje.
Druga sprawa: czy tylko przedmioty w grach są wirtualne? Gry same w sobie również istnieją tylko w komputerze – mogą oczywiście mieć fizyczny nośnik, ale przecież nie za nośnik płacimy. Podobnie filmy, podobnie ebooki, podobnie muzyka – wszystko to także dane na dysku, nie mniej i nie bardziej materialne od wirtualnego miecza czy pojazdu.
Mało tego – nawet pieniądze, którymi za to wszystko płacimy, też są prawie zawsze wirtualne. Co jest zatem nie tak w płaceniu za piksele, skoro płacimy także pikselami?
Komentarze
Nie jestem fanką kupowania przedmiotów za pieniądze w grach, choć jako że od lat nie gram w żadne MMO raczej nie powinnam się wypowiadać. Moja argumentacja jest jednak inna – przeszkadza mi nie samo płacenie za coś wirtualnego przez graczy a wymuszanie przez twórców gry zakupu czegoś, dodatkowej waluty w grze w celu wyrównania szans z innymi, którzy to coś kupili. W przeciwnym razie musisz albo spędzić kilkanaście razy więcej czasu na osiągnięcie tego samego, albo po prostu nigdy nie osiągniesz satysfakcjonującego poziomu czy miejsca w rankingu. Chyba to właśnie to jest powodem, dlaczego nie gram w MMO. Wolę kupić jakąś zwykłą grę, zapłacić jednorazowo i cieszyć się nią w samotności, nie musząc inwestować w żadne magiczne czapeczki w trakcie.
To już zależy od gry. Są takie, w których bez płacenia jesteś gorszym sortem i prędzej czy później albo otworzysz portfel, albo się zniechęcisz – ale i takie, gdzie możesz się bawić równie dobrze, co najwyżej trochę wolniej wbijając expa. A w niektórych przypadkach w ogóle płaci się tylko za ozdoby, które nie mają żadnego wpływu na rozgrywkę (poza takim, że komuś na ich widok szczęka opadnie i zepsuje klawiaturę). Tak więc nie generalizujmy.
Ba, można pójść dalej. Ostatnio znowu zacząłem płacić za fizyczne przedmioty o efektywnie ujemnej wartości: zamiast robić zdjęcia DSLRem, używam starego dalmierza. Więc zamiast mieć „nie istniejące” piksele, mam kawałek żelatyny pokrytej emulsją. Którą muszę dopłacić, żeby przerobić na piksele.
Ci sami ludzie płacą za inny znaczek na aucie i innych fizycznych niby sprzętach.
Ja też bym się zgodził, że to po części skąpstwo – jak ktoś się chce bawić, to po prostu płaci za rozrywkę. Po drugiej części to jednak także pewne zagrożenie, bo ludzie są jakoś bardziej skłonni płacić za takie wirtualne bzdety za te umowne kilka groszy. „A to kupię sobie magiczną różdżkę!” – jakby ktoś szedł na ulicy i sprzedał nam za tą samą kwotę plastikową magiczną różdżkę to już byśmy się postukali w czoło. W wirtualu wszystko tak atrakcyjnie się świeci i mieni. ;-)
@lRem przygotowany na atak bombami magnetycznymi. ;-) Sam kiedyś o tym myślałem, gdzie się podzieją nasze wspomnienia kiedy wszystkie piksele znikną. Zostanie nam tylko to co nadrukowane lub na negatywie.