W czasach słusznie minionych był taki dowcip: „Jakie są cztery główne problemy socjalizmu? Wiosna, lato, jesień, zima”. W roku 2018 podobnie można podsumować problemy Kościoła.
Wiosna: protesty przed kuriami. Pamiętam, że po pierwszym Czarnym Proteście ktoś (ale już nie pamiętam kto) słusznie zauważył, że jest to protest zastępczy – jego właściwym adresatem nie powinien być bowiem rząd, tylko Kościół. Organizatorki najwyraźniej wzięły sobie tę uwagę do serca, zrywając tym samym z kultywowanym od wielu lat (acz niewypowiadanym) przekonaniem, że Kościół „ingeruje w politykę”. Prawda jest taka, że Kościół nie „ingeruje”, tylko zwyczajnie bierze w polityce udział, jako jeden z graczy – i stosownie do tego powinien być traktowany, a nie jako jakaś zewnętrzna wobec niej instytucja, od której nic nie zależy i która za nic nie odpowiada. Wygląda na to, że w tym roku ta prawda w końcu zaczęła docierać do kogoś poza garstką odwiecznych antyklerykałów – co dla Kościoła jest oczywiście fatalną wiadomością, jako że status „ingerującego w politykę” wybitnie mu przez lata pomagał bezkarnie w tej polityce mieszać cudzymi rękami.
Lato: szum wokół pedofilii w Kościele. Wymuszane przez papieża Franciszka dymisje biskupów w Chile czy Holandii to ciągle „too little, too late”, ale i tak dużo więcej, niż robili jego poprzednicy – i dużo więcej, niż robi Kościół w Polsce, nadal zadowalający się „wyrazami ubolewania” (podkreślmy: nawet nie przeprosinami) za bliżej nieokreślone czyny, popełnione przez bliżej nieokreślonych sprawców, pozostających z Kościołem w bliżej nieokreślonym związku. I trudno się temu nawet dziwić: jeśli episkopaty wspomnianych krajów są choć trochę reprezentatywne dla reszty świata, to umoczeni w aferę pedofilską (przynajmniej na poziomie „wiedział i nic nie zrobił”) muszą być praktycznie wszyscy hierarchowie, co oczywiście wyklucza możliwość samodzielnego oczyszczenia się Kościoła – chyba, że w perspektywie dekad, po których umoczeni po prostu wymrą śmiercią naturalną – ale i to tylko przy założeniu, że kolejne pokolenie będzie lepsze.
Założeniu mocno wątpliwym – mafia pedofilska nie wzięła się bowiem z jakiejś pokoleniowej anomalii, tylko z tego wszystkiego, co stanowi DNA Kościoła: poczucia wyższości wobec reszty świata, żelaznej hierarchii, zamkniętych struktur, statusu państwa w państwie, stawiania własnych norm powyżej prawa stanowionego – i dopóki nic się w tych kwestiach nie zmieni, dopóty trudno sobie wyobrazić zmianę podejścia do wewnętrznych patologii.
Jesień: „Kler” w kinach. Prawdopodobnie największa sensacja w historii polskiej kinematografii: rekordowy wynik (ponad pięć milionów widzów) uzyskał film, który ani nie był hollywoodzką superprodukcją, ani ekranizacją lektury szkolnej, ani nie miał wielkiej akcji promocyjnej (ataki prawicy i Kościoła wprawdzie zapewniły mu nieco darmowej reklamy, ale bez przesady), ani nie zebrał zbyt entuzjastycznych recenzji – ani chybi nastroje antyklerykalne w społeczeństwie są znacznie, znacznie silniejsze, niż się wydawało.
Ich wzrost zapewne uszedł czyjejkolwiek uwagi z powodu jednej z naszych cech narodowych, jaką jest hipokryzja: stereotypowy prawdziwy Polak może sobie w zaciszu domowym bluzgać na klechów, a jednocześnie bez mrugnięcia okiem zaliczać wszystkie sakramenty, przyjmować księdza po kolędzie i głosować na PiS, nie widząc w tym żadnego dysonansu. Z tego samego powodu nie oczekiwałbym szybkiego przełożenia się tego antyklerykalizmu na wyniki wyborów – choć w powszechnej opinii stosunek do Kościoła stanowi u nas główny wyznacznik podziału na lewicę i prawicę, to w rzeczywistości od lat nie odgrywa on praktycznie żadnej roli: wybieramy co najwyżej między umiarkowanie klerykalną PO a mocno klerykalnym PiS-em. Jeśli nie liczyć efemerydy Palikota, ostatnią realnie antykościelną partią w Sejmie był SLD, i to jeszcze w latach 90-tych, zanim nie przyjął się wygodny dla Kościoła konsensus, w ramach którego tematu przywilejów tej instytucji się nie rusza (chyba że w celu jeszcze większego ich poszerzenia).
Ale kropla drąży skałę, a niedostrzegalność tego procesu tylko sprzyja jego postępowaniu bez przeszkód, aż do przekroczenia punktu krytycznego – im dłużej więc relacje naszego państwa z Kościołem będą wyglądać tak jak wyglądają, tym radykalniejsze będzie kiedyś ich załamanie.
Zima: afera prałata Jankowskiego. Nie miał Kościół szczęścia w tym roku: akurat jak dogasała dyskusja o pedofilii, nastąpiło wejście „Kleru”, a akurat jak dogasała ponownie, nastąpiło ujawnienie pedofilskich ekscesów jednego z najbardziej medialnych księży trzeciej RP. I poza pedofilią ponownie odżył temat patologicznych relacji państwa z Kościołem – jak bowiem słusznie ktoś zauważył, widoczny powyżej na zdjęciu pomnik Jankowskiego to pomnik hańby nie tylko KK, ale i państwa, którego liczni przedstawiciele ten monument kilka lat temu fundowali. O pedofilii prałata oczywiście wtedy nie wiedzieli – ale wiedzieli doskonale o jego antysemityzmie, o jadowitych kazaniach, o śmieszno-strasznych politycznych szopkach bożonarodzeniowych, przyrównujących niemiłe mu partie do NKWD czy Gestapo, o pomniejszych przywarach nie wspominając. Wszystko to jednak nie przeszkadzało im go wysławiać jako nieledwie świętego.
To samo tyczy się zresztą zmarłego w ostatnim tygodniu biskupa Pieronka, który najbardziej zasłynął bon motem o feministkach i kwasie solnym, a na koncie miał jeszcze masę innych skandalicznych wypowiedzi, czy to o Żydach, czy to o homoseksualistach, czy to o niesłuszności ścigania pedofilii w Kościele – ale mimo to urastał do rangi autorytetu moralnego, bo jak na kościelne standardy i tak był liberałem…
I to jest w tym wszystkim najsmutniejsze: u progu roku 2019 czołową siłą polityczną i społeczną w Polsce wciąż i niezmiennie pozostaje instytucja tak anachroniczna i dogłębnie zdemoralizowana, że na zdrowy rozum powinna ona być postrzegana przez opinię publiczną jako coś pomiędzy mafią pruszkowską a dżihadystami – ale autorytet religijny wciąż i niezmiennie daje jej taryfę ulgową na wszystko, a postulat choćby ograniczenia jej przywilejów uchodzi za ekstremizm.
Autorytet systematycznie jednak słabnie, a taryfa ulgowa razem z nim. Wszystkie powyższe wydarzenia to przecież nie są odosobnione przypadki, tylko symptomy trwałego trendu, w nowym roku wystarczy więc sobie życzyć, by ten trend nadal się utrzymywał. Kropla, jako się rzekło, drąży skałę – a Kościół w Polsce już dawno nawet nie na skale stoi…
Komentarze
Kościół od zawsze ma swoich wiernych przeciwników jak i zwolenników. Osobiście uważam, że lepiej nie mieszać polityki ze sprawami kościelnymi. Pozdrawiam.
Zwracam uwagę, że b. członkowie mafii pruszkowskiej są tak wielbieni przez „dziennikarzy” katoprawicy, że aż dostają orgazmu podczas przeprowadzania z nimi wywiadów, od których roi się w sieci. Role i Sumlińskie przede wszystkim.
Hmm, to może właśnie o to chodzi, że oni po prostu sympatyzują z każdą mafią?
Tyle żółci i ani słowa o mafii homoseksualnej w KK. A przecież chyba nawet Ty nie podejmiesz się obrony tezy, że zbiór pedofilów w KK i zbiór homoseksualnych księży tamże są rozłączne całkowicie bądź chociażby w przeważającej części. Jakaś misterna nić w konstrukcji zdarzeń pęka?
Jak to ktoś (znowu nie pamiętam kto) dobrze ujął, sprowadzanie gwałtów na chłopcach do kwestii homoseksualizmu ma tyle samo sensu, co sprowadzanie gwałtów na dziewczynkach do kwestii heteroseksualizmu. I na tym litościwie poprzestanę.
Bez chochołów proszę, a Twojej litości nie potrzebuję. Nikt tu nie sprowadza jednego do drugiego. A z prawdopodobnie wysoką korelacją – obaj mylimy nawiasem mówiąc pedofilię z efebofilią – handluj sam.
I jeszcze. Żadnym świętym oburzeniem nie przykryjesz również faktu, że stanowiska kościelne są – a przynajmniej czas jakiś temu jeszcze były – zwyczajną formą „reakcji obronnej” społeczeństwa na homoseksualizm, destruktywny choćby dla „klanowej kumulacji majątku”. Nie ja tworzyłem np. Crusader Kings, wg branży dobrze oddającą majątkowe realia nie tylko tamtych czasów, i nie ja w poradnikach umieszczam smaczki typu „Osoby mające niewielkie szanse na dzieci najlepiej izolować lub odsuwać na bok (np. mianując homoseksualistów na stanowiska kościelne)”. Nie ma logicznych podstaw, żeby sądzić, że np. rodzice chcący sensownie rozdysponować majątek nawet dzisiaj – firmę, cash, whatever – mieliby postępować jakoś specjalnie inaczej.
A czemu ja mam z czymkolwiek handlować? Płeć ofiar nie ma tu przecież nic do rzeczy – Kościół zamiata pod dywan molestowanie dziewczynek dokładnie tak samo jak molestowanie chłopców.
Rzeczywiście, zaczyna się trochę to wszystko chwiać, ale nie potrafię sobie jeszcze wyobrazić, że chociażby religię ze szkół wreszcie by wycofali.
Wydaje mi się, że coś zaczyna w tym betonowym narodzie wreszcie pękać. Sama się zdziwiłam, jak podczas świątecznej wizyty w domu rodzinnym, rodzina mnie nie wyciągała za uszy do kościoła. Ba, sami nie poszli! Aż się bałam, czy jacyś kosmici mi rodzinki nie podmienili :D.