Cichy Fragles

skocz do treści

Kwartalnik kulturalny

Dodane: 8 kwietnia 2025, w kategorii: Literatura

(bo w sumie czemu miałby być tylko literacki)

Przeczytane:

Skarby Ziemi (Ed Conway) – piasek, sól, żelazo, miedź, ropa i lit – od tych sześciu surowców zależy los naszej cywilizacji, w stopniu dużo większym niż się zdaje, a książka to kopalnia wiedzy o kopalniach i dalszych etapach „życia” tych substancji, jak również o problemach, jakie nam generują.

Rozdroże kruków (Andrzej Sapkowski) – nie będę oryginalny, stwierdzając, że jest to lepsze niż „Sezon burz”, ale nie dorównuje sadze – autor nadal dowozi, ale trochę już powtarzalnie i przewidywalnie, nawet Geralt jako nieokrzesany młodzieniec nie wnosi za wiele nowej energii.

Mleczarz (Anna Burns) – opowieść o nacjonalistycznym obłędzie, jaki opętał Irlandię Północną w czasach „kłopotów” – nielekka w lekturze, bo autorka kocha analizować wszystko bez umiaru, z piętrowymi dygresjami, niczym Javier Marias – jako fan tego ostatniego, nie mogłem się nie zachwycić.

Labirynt 1 (Benedykt) – spin-off „Edenu” Lema, nawiązujący także do innych jego utworów na różne sposoby (od oczywistych cytatów, przez znajome motywy fabularne, po subtelne mrugnięcia okiem dla kumatych) i idący dużo dalej od oryginału w kierunku hard SF – dobre pół książki to opisy naprawiania statku po potężnym uderzeniu promieniowania, szczegółowe niczym w „Marsjaninie”. Odkrycie kwartału (pewnie i roku, ale mamy dopiero kwiecień, więc się asekuruję), w dodatku to dopiero pierwszy tom trylogii, a całość jest dostępna w ebookach za darmo – czy można chcieć jeszcze więcej?

I mów, że moja chwała z przyjaciół się bierze (Stanisław Lem, Ursula Le Guin) – korespondencja między dwojgiem tak szacownych autorów chyba nie wymaga rekomendacji, nawet jeśli nie jest zbyt obszerna, a Lem nie błyszczy językowo tak jak w innych listach (co zapewne wynika z faktu, że pisał po angielsku, a w tym języku nie czuł się zbyt pewnie).

Powstanie i upadek starożytnego Egiptu (Toby Wilkinson) – tytuł powinien brzmieć raczej „powstania i upadki”, bo było ich wiele. Ironiczne – wydawałoby się, że państwo otoczone pustynią i morzami powinno być generalnie bezpieczne i stabilne, tymczasem Egipt toczył wojnę za wojną i częściej był rządzony przez obcych, niż przez samych Egipcjan, a nawet w okresach niepodległości zaliczył sporo wojen domowych, przewrotów i rozpadów państwa. Pod rozwagę „geopolitykom”, którzy wierzą, że geografia tłumaczy wszystko.

Rozczarowanie roku (nawet się nie asekuruję) to „Monet: Triumph of impressionism” (David Wildenstein) – nieprawdopodobnie nudna książka, z której można się dowiedzieć wszystkiego o życiu prywatnym Moneta i niczego o jego twórczości. Równie zajmująca byłaby biografia pierwszego z brzegu pacykarza – czy zresztą w ogóle kogokolwiek.

Ograne:

Dredge – pływamy kutrem i łowimy ryby w bajkowej oprawie graficznej – ale kiedy się ściemnia, bajka przechodzi w klimaty Lovecrafta i robi się niebezpiecznie. Gierka niedługa i nietrudna (a momentami nudna, kiedy do zrobienia questa potrzebujemy złapać jakiś rzadszy gatunek ryby), ale bardzo przyjemna i relaksująca.

Baba Is You – Gra logiczna polegająca na manipulowaniu jej własnymi zasadami: mamy klocki ze słowami, z których można układać zdania typu „Wall Is Stop” czy „Flag On Grass Is Win”, definiujące zachowania elementów na planszy, i musimy twórczo te zasady zmieniać, żeby dojść do celu. Genialny pomysł i równie genialna realizacja – kreatywność twórców wydaje się nie znać granic, nawet po dziesiątkach godzin gry ciągle jesteśmy zaskakiwani nowymi pomysłami, a leveli do przejścia mamy dosłownie setki. Mocna kandydatura na najlepszą grę logiczną w historii, a na pewno najbardziej oryginalną.

Obejrzane:

Kaos – grecka mitologia przełożona na współczesne realia (np. Orfeusz jest tu sławnym piosenkarzem, a Minos to operetkowy dyktator) i współczesne problemy (jak transpłciowa Amazonka czy „Trojan Lives Matter”), jednak im dalej w las, tym mniej ma to wspólnego z dekonstrukcją mitów, a w ostatnim odcinku scenarzysta już zupełnie wywraca stolik – i to w taki sposób, że chyba lepiej, że drugi sezon już nie powstanie.

Dojrzewanie – hit ostatnich tygodni i przedmiot gorących dyskusji, nie bez powodu – pierwszy odcinek jest bezdyskusyjnie wybitny, rewelacyjnie nakręcony i zagrany. Kolejne, choć nadal mistrzowskie technicznie, już mu jednak nie dorównują, a przeskok w czasie w trzecim odcinku to rozwiązanie co najmniej dyskusyjne, podobnie jak dziwne pytania psycholożki, pomyślane ewidentnie pod kątem dramaturgii, a nie realizmu. Zawodzi także zakończenie – ostatni odcinek już niewiele wnosi i niczym nie zaskakuje. Całość jednak polecam.


Skomentuj na Facebooku

Podobne wpisy