Cichy Fragles

skocz do treści

Przeczytane w 2012 #5

Dodane: 26 grudnia 2012, w kategorii: Literatura

W dzisiejszym odcinku krótko o krótkich utworach:

  • Amsterdam (Ian McEwan)
  • Prawo do powrotu (Janusz A. Zajdel)
  • Bestie (Joyce Carol Oates)
  • Złodziej i psy (Nadżib Mahfuz)
  • Za rzekę, w cień drzew (Ernest Hemingway)
  • Śmiertelny strach (Robin Cook)
  • Nasza klika (Philip Roth)

Amsterdam (Ian McEwan)

okładka (Świat Książki)

Redaktor naczelny brukowca zdobywa prywatne zdjęcia niedawno zmarłej przyjaciółki, dzięki którym może skompromitować znienawidzonego polityka. Wybitny kompozytor, przeżywający kryzys twórczy podczas pracy nad symfonią milenijną (rzecz się dzieje kilka lat przed rokiem 2000), szuka natchnienia w górach i gdy je w końcu znajduje, jest tym tak przejęty, że ignoruje nawet widzianą z oddali scenę pobicia, będącego ewidentnie wstępem do gwałtu. Obaj ww. bohaterowie, wieloletni przyjaciele, z powodu tych wydarzeń i ich konsekwencji staną się wkrótce zapiekłymi wrogami, wzajemnie doprowadzając do swojego upadku, a czytelnikowi dając do myślenia tak o moralności, jak i o roli przypadku w ludzkim życiu – do tragedii prowadzi tu bowiem splot zupełnie, wydawałoby się, nieznaczących okoliczności.

Książka niepozorna, przez większość czasu niby nic szczególnego się nie dzieje – a jednak, drobiazg po drobiazgu, układa się to wszystko w mocną rzecz, wobec której trudno pozostać obojętnym. Może oprócz mało wiarygodnej końcówki, gdzie obaj bohaterowie wzajemnie kopią sobie dołki w stylu rodem z taniej komedii, a autor jeszcze potem daje niemal łopatologicznie do zrozumienia, że ich grzechy i tak nie przyniosły oczekiwanych skutków, więc po co im to było. Hmm, a po co było budować te wszystkie moralne dwuznaczności, żeby na koniec walnąć tak banalnym morałem?

Sytuację częściowo ratuje ostatnia scena, stawiająca w nowym świetle przyczynę całego zamieszania (choć jak się zastanowić, to wymowy powieści znacząco ona nie zmienia). Pełnej satysfakcji mimo wszystko nie ma, ale apetytu na kolejne dzieła tego autora niewątpliwie nabrałem.

Ocena: 5-


Prawo do powrotu (Janusz A. Zajdel)

okładka (Nasza Księgarnia)

Na statku kosmicznym w długiej podróży do gwiazd zaczyna się dziać coś złego: tajemnicze awarie, skrytobójcze ataki na członków załogi, potajemna zmiana kursu… Ktoś ewidentnie prowadzi sabotaż, nie wiadomo tylko, kto i po co. Zarazem jednak ten ktoś ratuje statek przed katastrofami, najwyraźniej wiedząc o kosmicznych zagrożeniach więcej niż inni. Czyżby statek wiózł jakiegoś kosmicznego pasażera na gapę? Śledztwo przyniesie w końcu odpowiedź, ale niezupełnie taką, jakiej by się należało spodziewać.

Sama powieść również prezentuje się inaczej, niż by się można było spodziewać po Zajdlu – nie znajdziemy tu ani antykomunistycznych aluzji, ani „social fiction”, z którego słynął, ani żadnych głębszych refleksji. Bliżej tu do sensacji i kryminału, niż do późniejszych powieści Zajdla. Nie znaczy to, że jest źle – czyta się lekko, łatwo i przyjemnie, ale ponad standardy polskiej fantastyki lat 70-tych znacząco nie wystaje.

Ocena: 4


Bestie (Joyce Carol Oates)

okładka (Bellona)

Studentka ulega gorącej fascynacji wykładowcą, nie zwracając uwagi, że jej koleżanki, które wcześniej z nim romansowały, znikały potem ze studiów w atmosferze plotek o problemach psychologicznych. Z czasem oczywiście się okaże, że nie bez powodu – ale ten powód jakoś specjalnie nie robi wrażenia, może z powodu nadmiernie nakręconych oczekiwań. Całość też nie robi wielkiego wrażenia – po tak uznanej autorce spodziewałem się jednak czegoś bardziej oryginalnego.

Ocena: 4-


Złodziej i psy (Nadżib Mahfuz)

okładka (PIW)

Kair, rok 1953. Said Mahran wychodzi z więzienia, gdzie siedział za wspieranie opozycji, dysząc żądzą zemsty na żonie i jej kochanku, którzy na niego donieśli, żeby móc żyć ze sobą – nie przewidzieli tylko, że monarchia upadnie i więźniowie polityczni wyjdą na wolność. Said nie zamierza przebierać w środkach – natychmiast zaopatruje się w pistolet, dowiaduje się o miejscu zamieszkania zdradzieckiej pary i rusza tam, by wymierzyć sprawiedliwość. Wydarzenia potoczą się jednak zupełnie inaczej, niż się spodziewał, a konsekwencje będą bardzo bolesne…

Zanosiło się na coś pomiędzy „Zbrodnią i karą” a „Sztukmistrzem z Lublina”, potem jednak autor skręcił w inną stronę, zamiast moralitetu prezentując równię pochyłą, po której gładko stacza się bohater, coraz bardziej zaciskając sobie pętlę na szyi i obwiniając za swój upadek wszystkich, tylko nie siebie. Od literackiego noblisty z 1988 oczekiwałem czegoś głębszego, tym niemniej potencjał widać, więc na pewno jeszcze po twórczość Mahfuza sięgnę.

Ocena: 4+


Za rzekę, w cień drzew (Ernest Hemingway)

okładka (P.I.W.)

Amerykański pułkownik tuż po drugiej wojnie światowej dożywa swoich dni we Włoszech. Dni już policzone (z powodu śmiertelnej choroby), więc bohater próbuje je dobrze spędzić, romansując z młodą Włoszką i zanudzając ją swoimi wspomnieniami z wojny. A przy okazji również czytelnika, bo wspomnienia niezbyt zajmujące, snute tak chaotycznie, że niewiele z nich wynika, oprócz tego, że pułkownik walczył tu i tam, ze zmiennym szczęściem, ale niezmiennie z głupimi dowódcami. Dużo lepiej wypada sam romans: mamy tu żywe dialogi, często przechodzące w przekomarzanie się, lub wręcz szermierkę słowną; wyłania się z nich ciekawy obraz faceta, który o kobietach niewiele wie, ale wykazuje – wyraźnie wbrew swojej naturze – autentycznie sporo dobrych chęci, by coś z tym zrobić, dopóki jeszcze może.

Niestety, niewiele z tego wszystkiego wynika. Aż się prosi o jakieś spięcie, awanturę czy inny kryzys, tymczasem nie dzieje się nic – wszelkie nieporozumienia są zaraz rozwiązywane, potencjalne konflikty duszone w zarodku, sielanka po prostu. Grozy zbliżającej się śmierci również nie widać – temat poza początkiem i końcówką prawie nieobecny, pułkownik przez sto ileś stron bezcelowo przekomarza się ze swoją lubą, a potem nagle żegna się z nią i z życiem, koniec i kropka. Słabe to i absolutnie nieprzekonujące.

Ocena: 3+


Śmiertelny strach (Robin Cook)

okładka (Rebis)

Ordynator szpitala zauważa serię dziwnych zgonów: pacjenci w średnim wieku, którzy niedawno uzyskiwali przyzwoite wyniki na badaniach okresowych, nagle zaliczają gwałtowną zapaść, a sekcje zwłok wykazują, że ich organy wewnętrzne były zrujnowane, jak u ludzi o dwadzieścia lat starszych. Jakby tego było mało, wybitny naukowiec zatrudniony w szpitalu skarży się, że ktoś go śledzi, najpewniej z powodu dokonanego przez niego odkrycia – prowadził bowiem nowatorskie badania nad mechanizmami starzenia się. Zanim jednak zdąży zdradzić, o co dokładnie chodzi, umiera z objawami podobnymi do wspomnianych pacjentów.

W tym momencie średnio rozgarnięty szympans by się domyślił, że śp. profesor wynalazł jakiś środek gwałtownie przyspieszający starzenie się tkanek, a źli ludzie położyli łapy na tym wynalazku i potajemnie aplikują go pacjentom podczas badań. Ordynator jednak szympansem nie jest i dojście do tej odkrywczej konkluzji zajmie mu jeszcze dobre 200 stron – a w międzyczasie da nam jeszcze parę innych dowodów swojej bezdennej głupoty. Inni bohaterowie zresztą nie przewyższają go intelektem, ciężko tu znaleźć jakąś postać zachowującą się logicznie i wiarygodnie, a zakończenie każe wątpić także w intelekt autora. Na jego obronę można powiedzieć, że mimo wszystko czyta się to lekko i łatwo – tylko po co?

Ocena: 3+

Inne tego autora: Zabójcza kuracja


Nasza klika (Philip Roth)

okładka (Phantom Press)

Zbiór scenek z rządów fikcyjnego prezydenta USA nazwiskiem Trick E. Dixon – wszelkie podobieństwa do Richarda Nixona oczywiście nieprzypadkowe. Roth nie oszczędza obiektu swojej satyry, przedstawiając go jako wyjątkowego idiotę i cynika bez cienia zasad moralnych, dla władzy gotowego zrobić absolutnie wszystko – a dodajmy, że książka powstała jeszcze przed aferą Watergate. Niestety, ostrości krytyki nie dorównuje jej jakość – momentami humor jest toporny niczym w polskich kabaretach. Poza tym satyra ze swej natury ma krótki żywot – wydarzenia i wypowiedzi idą w niepamięć, więc aluzje tracą czytelność. Wiele szczegółów jest tu ewidentnie nawiązaniami do jakichś rzeczywistych wpadek Nixona, ale nie znając szczegółowo historii jego rządów, trudno te nawiązania rozszyfrować.

Warto jednak zwrócić uwagę na przedostatni rozdział, gdzie Dixon tragicznie ginie, a przychylni mu dziennikarze cynicznie wykorzystują żałobę, by wykreować swojego idola na wybitnego prezydenta, którego haniebnie atakowano za życia, a dopiero po śmierci naród się poznał na jego geniuszu. Skąd my to znamy?

Ocena: 4-

Inne tego autora: Oszustwo


Podobne wpisy