Od kilku dni cała Polska żyje wiadomością o tym, że gdzieś na drugim końcu świata (no, może trochę bliżej) jacyś psychole kogoś zamordowali. Rzecz niby niespecjalnie sensacyjna, bo każdego dnia, świątek, piątek czy niedziela, rozmaici psychole na całym świecie mordują w porywach do kilkuset osób i nikogo to specjalnie nie obchodzi – ale w tym akurat przypadku zamordowany był Polakiem, a mordercy pochwalili się swoją zbrodnią wszem i wobec, więc medialność automatycznie wzrosła tysiąckrotnie.
Mógłbym teraz napisać, co sądzę o takiej mentalności plemiennej i takiej hierarchii ważności, w której nic nie znaczący incydent, jakim była śmierć jednego polskiego inżyniera, stoi wyżej niż np. wielki atak terrorystyczny w stolicy Indii, o którym przez dwa i pół miesiąca tyle w polskich mediach nie napisano/powiedziano, co o tym inżynierze przez tydzień. Mógłbym też coś napisać o powszechnej histerii, w ramach jeden kretyn domaga się komisji śledczej, drugi chce wpisać do konstytucji zakaz negocjacji z terrorystami, a trzeci ogłasza naszą porażkę w wojnie z terroryzmem – ale tymi tematami zajmę się może kiedy indziej, a póki co wolę wspomnieć coś o statystyce.
Statystyka, której się przyjrzałem na marginesie ww. sprawy, wygląda następująco – według danych Komendy Głównej Policji w roku 2008 w Polsce miało miejsce 759 zabójstw. Innymi słowy, ciut powyżej dwóch dziennie. Nie muszę chyba dodawać, że żadna z tych siedmiuset pięćdziesięciu dziewięciu ofiar nie trafiła na pierwszą stronę jakiejkolwiek poważnej gazety, ani też nie wzbudziła większego zainteresowania komentatorów, choć morderstwo w Polsce wydaje mi się ciut ważniejszym dla mieszkańca Polski tematem, niż morderstwo w Pakistanie. Ale to tylko tak na marginesie. Wróćmy do wspomnianej liczby, która – jakkolwiek niezbyt miła – okazuje się być najlepszym wynikiem od 1990, kiedy zabójstw było tylko (?) 730. W międzyczasie liczba ta wynosiła zwykle około tysiąca, szczyt osiągając w 2001 (1325), by potem spaść do poziomu nieco powyżej 800. Zresztą, co się będę rozpisywać, spójrzmy lepiej na wykres:
Jak nietrudno zauważyć, po skoku w pierwszej połowie lat 90-tych (spowodowanym zapewne „szokiem transformacyjnym”) zaczęliśmy notować systematyczny spadek, z wyjątkiem podskoku w latach 2000-2004 oraz małej nieregularności w roku 2007. Złośliwy los sprawił, że dwa najgorsze lata mieliśmy, kiedy Lech Kaczyński był ministrem sprawiedliwości – ale to oczywiście przypadek, a przyczyną wzrostu był zapewne ówczesny kryzys.
A teraz pytanie – co Ci się rzuciło w oczy w poprzednim akapicie, czytelniku/czytelniczko?
Jedni pewnie zwrócili uwagę przede wszystkim na „szok transformacyjny”, inni na Kaczyńskiego, jeszcze inni na jakże medialne ostatnio słowo „kryzys”. Ale idę o zakład, że absolutnie nikogo specjalnie nie zainteresowały słowa „podskok” czy „mała nieregularność”. I idę o zakład, że o ile nazwanie zabójstwa inżyniera „nic nie znaczącym incydentem” w drugim akapicie tego tekstu niejednego oburzyło, o tyle nazwanie kilkudziesięciu „nadmiarowych” morderstw w 2007 „małą nieregularnością” nie oburzyło nikogo.
Zabicie jednego człowieka to zbrodnia, zabicie milionów to tylko statystyka – powiedział podobno Stalin. Trochę przesadził, statystyka zaczyna się dużo szybciej. Pojedyncze morderstwo może być w mediach tematem numer jeden przez tydzień, a gdyby rządowi udało się tego inżyniera uratować, przez dwa tygodnie o niczym innym byśmy nie słyszeli. Tymczasem informacja, że w zeszłym roku było w kraju prawie o sto morderstw mniej niż w poprzednim, nie obchodzi nikogo – sam się o tym dowiedziałem tylko przez przypadek. Nie muszę chyba dodawać, że rok temu psa z kulawą nogą nie obchodził wzrost w 2007, a podczas kampanii wyborczej w 2001 żaden polityk ówczesnej opozycji nie wypomniał ówczesnemu rządowi, że liczba zabójstw w poprzednim roku wzrosła o ponad dwieście – choć pojedynczych zamarzniętych bezdomnych wypominali bardzo chętnie.
Wiem, marudny jestem, a ludzkiej natury i tak nie zmienię. Wiem, że emocje zawsze będą u większości ludzi przeważać nad rozumem, a jedno wyjątkowo brutalne morderstwo nagłośnione przez media zawsze będzie znaczyć więcej niż tysiąc anonimowych zbrodni w policyjnych statystykach. Ale może chociaż parę osób te wywody trochę otrzeźwią.
Komentarze
Hmm dzisiaj o tym rozmawiałem ze znajomą. Mnie zawsze jako przykład służą ludzie z afryki, gdzie dziennie to pewnie setkami można liczyć ofiary, ale łot tam, oni nie polacy także problemu nie ma.
No w przypadku tego inżyniera był jeszcze czynnik międzynarodowy. Obcy Polaka biją a nawet zabili;)) To zawsze dobrze się sprzedaje jak naszego biją;))
Notabene co do zabójstw w Polsce, wiesz jakie są okoliczności większości zabójstw? W znaczeniu kto najczęściej kogo zabija?
Podobno (statystycznie) najczęściej w rodzinie przy alkoholu.
witam
trzeba wziąć pod uwagę ze 30% z tej liczby morderstw to usiłowania, polska policja wlicza je w statystyki