Po pierwsze – żadnych trzech króli nie było. I nawet nie o to mi chodzi, że nie istnieli oni w rzeczywistości (bo to akurat, mam nadzieję, oczywista oczywistość), tylko to, że nie było ich nawet w Biblii. Jedynie w Ewangelii św. Mateusza pojawia się wzmianka o „mędrcach ze wschodu” (notabene bez informacji o ich liczbie) przynoszących w darze słynną mirrę, kadzidło i złoto. Dlaczego w tradycji Kościoła przyjęło się mówić o królach, można tylko domniemywać – pewnie dlatego, że Kościołowi zawsze bardziej było po drodze z królami, niż z mędrcami. Dlaczego akurat trzech – pewnie dlatego, że były trzy prezenty. A dlaczego akurat dzisiaj to święto, skoro Ewangelia słowem nie wspomina o dacie wizyty – to już pewnie tylko zwierzchnik papieża raczy wiedzieć.
Po drugie – leżący w Sejmie projekt (zakładający wprowadzenie kolejnego święta, a w zamian odbierający zwrot wolnych dni za święta wypadające w soboty) oznacza dla nas mniej wolnego czasu. Jak nietrudno policzyć, świąt mogących wypaść w sobotę mamy osiem, więc statystycznie stracimy 8/7 dnia rocznie, a dodatkowe święto zwróci nam tylko 5/7 dnia – per saldo wychodzimy zatem 3/7 dnia rocznie do tyłu. Niby niewiele, ale wystarczy, żeby ustawa straciła sens – bo gdybyśmy chociaż wychodzili na zero, to w sumie żadna różnica, czy dostaniemy wolne w z góry ustalony dzień, czy w jakiś losowy piątek/poniedziałek w okolicach jakiegoś sobotniego święta. Ale jeśli tracimy, to po komu co ta ustawa? Jeśli ktoś koniecznie chce tego dnia odpoczywać, to bardziej się przecież opłaci po prostu wziąć urlop, a politycy, którzy rzekomo chcą takim ludziom pomóc, w rzeczywistości wyświadczają im (i nam przy okazji) niedźwiedzią przysługę.
Po trzecie – jakoś nikt dotąd nie zwrócił uwagi na jeden szczegół: nowe święto wypadłoby tuż po świąteczno-noworocznym sezonie urlopowym, jako czwarty wolny dzień w ciągu dwóch tygodni, a to oznacza przedłużenie tego sezonu o kolejne kilka dni. I coś mi mówi, że straty dla gospodarki z tego tytułu będą większe niż te statystyczne 3/7 dnia dodatkowej pracy, bo jak połowa ludzi jest na urlopach, to reszta też zwykle pracuje na pół gwizdka.
Ale ustawa oczywiście wejdzie w życie i żadne narzekania tego nie zmienią. Nie ma przecież takiej opcji, żeby nasi politycy postawili się Kościołowi w roku wyborczym. W niewyborczym zresztą też…
Komentarze
Oczywiście, nie można było nie zakończyć tego błyskotliwą puentą, jakim to kościół jest skutecznym lobbystą.
Mnie ciekawi jaki miałby mieć z tego zysk. Liczba wiernych na pewno mu nie podskoczy. Liczba dni, w których Katolicy mogliby odwiedzić kościół też spada. Jakieś plusy?
Cichy, jak to się stało, że wcześniej PO udało się sprzeciwić kościołowi, a teraz nie bardzo?
Chyba właściwsze byłoby uczepić się niekonsekwencji parlamentu.
Wolny dzień pewnie niektórych wiernych skłoni do odwiedzenia kościoła, więc jakiś zysk to będzie. Czy warty tej całej hecy – mocno wątpię, ale to już nie moje zmartwienie.
A PO pewnie wcześniej sądziła, że załatwi sprawę bez większego hałasu, ale niestety była w błędzie.
Stwierdziłeś, że liczba wolnych dni maleje, więc podtrzymuje pytanie. Jaki tutaj zysk ma KRK?
Btw. Mogliby zlikwidować wszystkie wolne dni, wtedy by dopiero budżet zyskał!
Dni wolne oddawane za soboty nie są Kościołowi do niczego potrzebne, bo kto dane święto obchodzi, ten i tak pójdzie do kościoła w sobotę. A dzień wolny w święto religijne to jednak jakaś zachęta do świętowania jest, więc bilans z kościelnego punktu widzenia jak najbardziej pozytywny.
Krzyze w instytucjach panstwowych tez sie nie przekladaja kase, ale przeciez w polityce nie tylko o nia chodzi. Przyczyna jest szariacki sposob myslenia: im wiecej jest religijnych elementow w panstwie tym bardziej to panstwo jest religijne. Panstwo w ten sposob jest asymilowane przez instytucje religijna.