Kiedy wracam z pracy, prawie codziennie widzę jakąś ulotkę w skrzynce pocztowej, przynajmniej raz na tydzień coś na wycieraczce, a czasem nawet zawieszone na klamce, co już uważam za jawny bandytyzm. Jeśli nie ma mnie przez kilka dni, ulotek zwykle uzbiera się mała sterta.
Co parę weekendów dzwoni do mnie domofonem jakiś roznosiciel ulotek, pragnący wejść na klatkę celem jej zaśmiecenia. Staram się możliwie uprzejmie dać mu do zrozumienia, że 20 centymetrów od domofonu wisi pojemnik na ulotki, a nad nim wielkimi wołami napisano, do czego służy – ale nie, żaden ulotkarz się nie zastosuje, tylko dzwoni po kolejnych mieszkaniach i prędzej czy później zawsze ktoś go wpuszcza.
Raz na tydzień czy dwa mam telefon od telemarketera, który to telemarketer nigdy nie powie, skąd ma mój numer, ale zawsze obieca jego usunięcie z bazy – czego chyba jednak nie robi, bo inaczej wszystkie firmy w Krakowie i okolicach dawno by mnie miały na czarnej liście, a najwyraźniej nie mają, skoro dalej dzwonią. A dzwonić potrafią nawet o ósmej rano w weekend, za co przy całej mojej wrodzonej łagodności chętnie bym kastrował bez znieczulenia.
Na komórkę oczywiście parę razy tygodniowo dostaję SMS-y od operatora, który przez kilka lat naszego związku jakoś nie zdążył załapać, że niczego ponad konieczne minimum (czyli doładowywanie karty na dzień przed terminem) ze mnie nie wyciśnie (nawiasem mówiąc, podziwiam inteligencję ludzi/algorytmów wysyłających obietnice niższego abonamentu posiadaczom komórek na kartę). A oprócz tego co jakiś czas przychodzą informacje o konkursach, w których nie brałem udziału, ale jakimś cudem coś wygrałem.
Tylko na maila prawie żadnego spamu nie dostaję, a jak już nawet coś przez filtry przejdzie, to ani mnie to nie odrywa od innych zajęć, jak telefon, ani mi świata nie zaśmieca, bo anihilacja zajmuje ułamek sekundy.
I tylko ta ostatnia, najmniej upierdliwa forma spamu, jest nielegalna. Cóż za ironia.
Komentarze
Wpuścić i pogonić z kijem (oczywiście krzywdy nie robiąc, tylko takiego nastraszyć).
Wnioskuję, że albo nie ma żadnej bazy, tylko na lewo skombinowane numery (co jest, wbrew pozorom, bardzo powszechną praktyką), albo też mówi tak na odczepnego. Głowy nie dam, ale takie sprawy jak poprawianie/usuwanie własnych danych osobowych trzeba załatwiać pisemnie, własnoręcznie się pod takimi wnioskami podpisując.
W miarę skuteczną metodą jest zapytanie „A z kim chce pan/pani rozmawiać? Bo widzi pan, sprawa jest dość delikatna, Jan Kowalski zmarł miesiąc temu…” – jeśli ma bazę, zaznacza śmierć klienta i więcej nie dzwoni. Jeśli ma numery na lewo, to będzie dalej próbował dzwonić, bez pytania się o nazwisko właściciela telefonu.
Jak się uprzeć, istnieje możliwość zastrzeżenia sobie u operatora, że nie chcemy otrzymywać informacji handlowych, ale przy pre-paidach jest to niestety dość ciężkie do zrealizowania.
zima jest czym piec rozpalic. ale latem…?
Odkładać na zimę ;)
Zamordyzm jest wśród ulotkarzy niestety. Oni mają nakazane na wycieraczkę i są straszeni, że ktoś ich sprawdza (i czasem sprawdzają). Też uważam to za wyższą formę kretyństwa.