Cichy Fragles

skocz do treści

Rok potopu (Margaret Atwood)

Dodane: 28 lutego 2013, w kategorii: Literatura

okładka (Znak)

Jeździliśmy tam autostopem, choć było to zabronione. Ogrodnicy tacy właśnie byli: kazali coś zrobić i zabraniali najprostszego sposobu, w jaki można to było wykonać.
– Twoja matka jest lafiryndą – rzekła Bernice.
To było nieuczciwe, bo sama tak myślałam i Bernice o tym wiedziała.
– Nie powinniśmy oczekiwać od wiary zbyt wiele. Ludzki rozum jest omylny, wszystko widzi przez szkło, zaciemnione. Wszelka religia jest tylko cieniem Boga. A cienie Boga nie są Bogiem.
– Utwierdzają mnie twoje wątpliwości. Mówią mi, że jesteś godna zaufania. Na każde „nie” znajdzie się jakieś „tak”!
Jeśli naprawdę chcecie na zawsze zachować swój obecny wiek, myślała Toby, rzućcie się z dachu. Śmierć to niezawodny sposób, żeby zatrzymać czas.
Powiedziałam wtedy, że może jestem za smutna do tej pracy, może szukają dziewczyn z bardziej optymistycznym usposobieniem. Błyszczące mrówkowate oczy Mordisa roześmiały się i powiedział, jakby poklepywał mnie po ramieniu:
– Ren, Ren, wszyscy są za smutni do wszystkiego.
Glenn mówił: „Użyj mięsnego komputerka”, kiedy chciał powiedzieć: „Użyj umysłu”. Dla mnie to było ohydne: nie mogłam znieść myśli, że mam w głowie mięso.
Drogi Diplodoku, Drogi Pterozaurze, Drogi Trylobicie… Drogi Mastodoncie, Drogi Dodo, Droga Alko Olbrzymia, Drogi Gołębiu Wędrowny… Droga Pando, Drogi Żurawiu Krzykliwy… i wy, wszystkie inne, niezliczone, które w swoim czasie igrałyście w naszym wspólnym Ogrodzie – bądźcie z nami w tej godzinie próby, dodajcie nam woli wytrwania. Jak wy cieszyliśmy się powietrzem, światłem słońca i odblaskiem księżyca w wodzie; jak wy słyszeliśmy zew pór roku i odpowiadaliśmy nań; jak wy zapełnialiśmy Ziemię. I jak wy jesteśmy dziś zmuszeni być świadkami kresu naszego Gatunku; musimy zniknąć z oblicza Ziemi.

(…)

Czy zasługujemy na tę Miłość, którą Bóg utrzymuje Kosmos w istnieniu? Czy zasługujemy na nią jako Gatunek? Przyjęliśmy Świat, który nam został dany, i bezmyślnie zniszczyliśmy jego strukturę i żyjące na nim Stworzenia. Według innych religii, Świat zostanie zwinięty jak zwój papieru i spalony na nicość, a wówczas nastanie nowe Niebo i nowa Ziemia. Lecz z jakiej racji Bóg miałby nam dać nową Ziemię, skoro tę udręczyliśmy tak straszliwie?

Ameryka w nieodległej (i niewykluczonej) przyszłości, zdominowana przez korporacje, które osiągnęły tak wielkie wpływy, że de facto rządzą państwem – a rządy to mocno opresyjne i żwawo zmierzające w stronę totalitaryzmu, choć w białych rękawiczkach. Jednocześnie rozkwitają najróżniejsze sekty, zarówno wojownicze, jak i pacyfistyczne. Do tych drugich zaliczają się Boży Ogrodnicy, twórczo łączący chrześcijańską frazeologię z ekologią: na podstawie Księgi Rodzaju wywodzą, że naturalnym dla człowieka stanem jest wegetarianizm i życie w zgodzie z naturą, na wzór Raju – co też praktykują, np. zakładając ogrody na dachach swoich budynków i starając się żyć wyłącznie z tego, co wyhodują lub znajdą (np. na śmietnikach), w izolacji od „świata złowszechnego”.

Ich światopogląd poznajemy dość dokładnie z kazań Adama Pierwszego (lidera sekty), otwierających kolejne rozdziały. Wbrew pozorom, nie znajdziemy tu oszołomstwa i prania mózgów – kazania są inteligentne i całkiem ciekawe, a wyłaniająca się z nich religia okazuje się być solidnie przemyślana, spójna i nawet sympatyczna, bo głosząca miłosierdzie, szacunek dla wszelkich form życia i pacyfizm, w dodatku traktując te zasady jakby poważniej niż inne religie. Co ciekawe, Ogrodnicy ani myślą walczyć z nauką i propagować kreacjonizm, pomimo swojego zafiksowania na Księdze Rodzaju (reszta Biblii wydaje się wyznawców nie obchodzić – dość powiedzieć, że w żadnym kazaniu nie ma bodaj wzmianki o Jezusie czy jakiejkolwiek biblijnej postaci oprócz Adama i Ewy). Krótko mówiąc, religia zupełnie niesekciarska.

Zarazem jednak image Ogrodników prezentuje się nie do końca poważnie – vide dziecinne piosenki śpiewane po kazaniach (chociaż w sumie, czy realny kościelny repertuar wypada na ich tle lepiej?) czy potężny poczet świętych, złożony z ludzi zasłużonych w jakikolwiek sposób dla ochrony przyrody: mamy tu np. świętego Karola Linneusza, świętego Jamesa Lovelocka czy nawet świętego Stephena Kinga (BTW: wie ktoś, na czym polegają jego zasługi w tej kwestii? Wikipedia nic o tym nie wspomina). Tego typu kwiatki tworzą znaczący kontrast z utrzymanymi w śmiertelnie poważnej tonacji kazaniami.

Poza tym wszystkim Ogrodnicy głoszą, że koniec tego świata jest bliski (no, w końcu jakiś sekciarski motyw), gdyż Bóg zamierza zesłać na nas „bezwodny potop”, czyli pandemiczną zarazę, która zniszczy ludzkość. Już na początku dowiadujemy się, że coś takiego faktycznie następuje – i trudno nie zadać sobie pytania, czy Ogrodnicy przypadkiem to zgadli, czy raczej wiedzieli coś więcej, niż się wydawało? Przez całą powieść dostajemy wiele sygnałów, że ich działalność nie kończy się na uprawie warzyw – niektórzy prowadzą jakąś konspirację, o innych wiadomo, że pracowali dla korporacji biotechnologicznych i odeszli z nich na własne życzenie. Na sygnałach jednak się kończy, wszystko obserwujemy z perspektywy dwóch kobiet należących do sekty i wiemy tylko tyle, ile one – a obie z różnych przyczyn wiedzą niewiele, więc pozostajemy bez odpowiedzi na wiele pytań i możemy co najwyżej domniemywać, co naprawdę było grane.

Sytuacja w literaturze niecodzienna – zazwyczaj, nawet jeśli autor nie wszystko wyjaśnia, to przynajmniej daje wyraźne wskazówki, a tutaj dostajemy tylko rozproszone strzępy informacji, z których ciężko coś wydedukować. Częściowo może to wynikać z faktu, że – o czym się dowiedziałem dopiero z posłowia, co za pech – książka jest kontynuacją powieści „Oryks i Derkacz” (a nawet nie tyle kontynuacją, co przedstawieniem tych samych wydarzeń z innego punktu widzenia), może więc odpowiedzi padły już w tamtej książce i należało ją po prostu wcześniej znać. Cóż, jak przeczytam, to się okaże.

A przeczytam na pewno, bo „Rok potopu” zarówno rozbudził moją ciekawość, jak i zostawił po sobie bardzo pozytywne wrażenie. Wizja świata może niespecjalnie oryginalna, ale nakreślona bardzo przekonująco; natomiast w przypadku Bożych Ogrodników nie brakuje ani oryginalności, ani dbałości o szczegóły – widać, że autorka włożyła sporo wysiłku w ich stworzenie, i zdecydowanie było warto. Trzeba też pochwalić język, pełen neologizmów, slangu i zbitek słownych (Sekretburgery, ZdrowoTech, Pychakawa), może nie na poziomie Lema, ale bardzo zgrabnych. Jedyne, czego tu brakuje do szczęścia, to fabuła – życiowe perypetie dwóch bohaterek są dość banalne i w sumie stanowią tylko pretekst do pokazania świata (i sekty) w działaniu, a zakończenie wręcz zniechęca swoją banalnością i nijakością, pozostawiając mocno mieszane uczucia. Zdecydowanie można było te prawie pięćset stron lepiej wykorzystać pod tym względem.

Ocena: 5-

Inne tej autorki: Opowieść podręcznej, Moralny nieład


Podobne wpisy