Cichy Fragles

skocz do treści

Opowieść podręcznej (Margaret Atwood)

Dodane: 30 października 2011, w kategorii: Literatura

Opowieść podręcznej | Margaret Atwood (Znak)

Skąd mieliśmy wiedzieć, że jesteśmy szczęśliwi?
Wstaję z łóżka, podchodzę do okna, klękam na parapecie, na małej twardej poduszce WIARA, i wyglądam. Nie widać dosłownie nic.
Zastanawiam się, co się stało z pozostałymi dwiema poduszkami. Musiały być kiedyś trzy. NADZIEJA i MIŁOŚĆ – gdzie się podziały?
„Lepiej” nigdy nie znaczy lepiej dla wszystkich. – mówi – Zawsze dla niektórych jest gorzej.
Transparent zasłania poprzednią nazwę budynku – nazwisko prezydenta, którego zastrzelili. Pod czerwonym napisem mniejszy, czarny, ze skrzydlatym okiem po bokach: BÓG TO NAJWYŻSZE DOBRO NARODU.
Nolite te bastardes carborundorum.

Dawno nie czytałem książki tak dobrej literacko, napisanej tak znakomitym językiem, że mogłaby się w zasadzie obejść bez fabuły, a i tak czytałoby się ją z przyjemnością. A opisywanej tu historii też niewiele można zarzucić. Oto mamy Amerykę, w której do władzy doszli (w wyniku zamachu stanu) fundamentaliści religijni i czym prędzej zaczęli ją przerabiać na swoją modłę, oczywiście z koszmarnymi rezultatami. Ponury totalitaryzm, krwawo egzekwowany zakaz wyznawania innych religii niż jedynie słuszna, delegalizacja wszelkich „bezbożnych” przyjemności, prawa kobiet w zasadzie zlikwidowane – krótko mówiąc, coś pomiędzy Oceanią z „Roku 1984” a Afganistanem za talibów. Bardzo niemiłe miejsce.

Jakby tego było mało, główna bohaterka zajmuje tu najniższy szczebel drabiny społecznej jako tytułowa podręczna. Co ten termin oznacza? Otóż w wyniku bliżej niesprecyzowanej katastrofy ekologicznej powszechnym problemem stała się bezpłodność (według władz – wyłącznie wśród kobiet, bo obowiązująca ideologia wyklucza możliwość bezpłodności u mężczyzny, a jeśli fakty temu przeczą, tym gorzej dla faktów). Dla rozwiązania problemu reżim tworzy zatem instytucję podręcznych: niewolnic-surogatek, które nie mają nawet namiastki jakichkolwiek praw (ani nawet własnych imion) – ich jedynym prawem, a zarazem obowiązkiem, jest urodzić dziecko swojemu panu, a potem ewentualnie następnemu, i następnemu, i następnemu…

Oczywiście sztuczne zapłodnienie jest absolutnie niesłuszne, Biblia dopuszcza tylko naturalną metodę płodzenia dzieci, a to się trochę kłóci ze świętością małżeństwa i tak dalej, więc wymyślono dziwaczny kompromis: podręczna ma zakaz jakichkolwiek bliższych kontaktów ze swoim panem, oprócz seksualnych, a i te odbywają się w ściśle określonych dniach i godzinach, w obecności żony (!) i w religijnej oprawie, z czytaniem ustępów z Biblii włącznie, zarazem sprowadzone są do niezbędnego „technicznego” minimum, bez jakichkolwiek pieszczot czy czułych gestów.

Cały ten rytuał, jakkolwiek żenujący i upokarzający, mniej jednak boli główną bohaterkę, niż ciągła samotność i pusta egzystencja w zniewoleniu, w małym pokoju bez żadnych sprzętów poza łóżkiem i szafą, nawet bez żyrandola, żeby nie mogła się powiesić – jest przecież zbyt cenna. Jedyne, co jej pozostało, to rozmyślanie nad swoim smutnym losem i wspominanie dawnych, normalnych czasów – do chwili, gdy jej pan (notabene wysoko postawiony funkcjonariusz reżimu) zechce wbrew zakazowi bliżej ją poznać…

Jak wspomniałem na początku – forma wybitna, a i treść ze wszech miar godna uwagi: głębokie studium psychologiczne bohaterki i świetne przestawienie może nie tyle totalitaryzmu (ten mamy raczej w tle, zarysowany dość ogólnie) ile sytuacji jego ofiar, zniewolonych nie tylko przez prawo, ale także (kto wie, czy nawet nie bardziej dotkliwie) przez opresyjne normy społeczne. Wbrew temu, czego można by oczekiwać po powyższym opisie, nie ma tu ataku na religię – prędzej na konserwatyzm i patriarchalizm, z ich nieodłączną hipokryzją, wyśmianą bardzo subtelnie i złośliwie zarazem, gdy się okazuje, że jedyną oazą normalności i względnej swobody w chorym państwie pozostał półlegalny dom uciech.

Jedyny poważniejszy zgrzyt dotyczy powstania reżimu – według rozsianych tu i ówdzie wspomnień na ten temat budowa totalitaryzmu w USA poszła jak po maśle, praktycznie z dnia na dzień i bez większych prób oporu, w co (nawet biorąc pod uwagę bezwzględność rewolucjonistów) jakoś trudno mi uwierzyć. Podobnie jak w to, że w czasie akcji powieści reżim istnieje zaledwie od kilku lat, podczas gdy radykalizm i głębokość przemian sprawia wrażenie, jakby to było raczej kilka dekad. Poza tym nie mam zastrzeżeń – przeczytać trzeba obowiązkowo.

Ocena: 5

Inne tej autorki: Rok potopu


Komentarze

Podobne wpisy