Cichy Fragles

skocz do treści

Dziesięć książek wpływowych

Dodane: 21 września 2014, w kategorii: Literatura

Zostałem trafiony przez eV łańcuszkiem – na szczęście tylko książkowym, więc nie doznałem obrażeń. Łańcuszek, gdyby ktoś jeszcze nie zdążył o nim usłyszeć, polega na tym, że publikuje się na blogu listę dziesięciu książek, które najbardziej wpłynęły na nasze życie, po czym wskazuje się kolejnych dziesięciu blogerów, którzy powinni zrobić to samo. Zasadniczo łańcuszki mi zwisają i programowo je ucinam, ale ten akurat jest fajny, promuje czytelnictwo i w ogóle, więc przedłużę.

Co prawda zdarzyło mi się jakiś czas temu opublikować listę dziesięciu najlepszych książek, więc mógłbym pójść na łatwiznę i po prostu do niej odesłać, ale „najlepsze” a „najważniejsze” to niezupełnie to samo – sam opad szczęki nie musi w jakikolwiek sposób wpływać na niczyje życie, natomiast może je odmienić książka skądinąd daleka od rewelacji, ale mimo to kierująca nas pod jakimś względem na nowe tory. W rzeczy samej, na mojej liście najbardziej wpływowych książek znalazły się tylko trzy z dziesiątki najlepszych – ale wszystkie pozostałe niżej wymienione również jak najbardziej polecam.

Lista ułożona chronologicznie, według kolejności czytania:


Mały książę (Antoine de Saint-Exupery)

Moja pierwsza w życiu Oficjalna Ulubiona Książka, co prawda chyba nie tyle ze względu na fabułę i przesłanie, co z powodu działającej na raczkującą wyobraźnię wizji życia na kilkumetrowej planetoidzie – zwłaszcza porośniętej większymi od niej baobabami. Od małego lubiłem absurd i kosmos, a ta wizja pięknie łączyła jedno i drugie.



Tytus, Romek i A’Tomek (Papcio Chmiel)

Wiem, komiks to nie książka, ale skoro sam Papcio nazywał swoje dzieła księgami (ew. książeczkami), to chyba mi też wolno. Zresztą każdy pretekst jest dobry, bo żadna książka nie wpłynęła na mnie bardziej od tej serii i z żadnym bohaterem nie identyfikowałem się bardziej niż z Tytusem – z jego złośliwym poczuciem humoru, oryginalnym podejściem do życia i zamiłowaniem do zabaw językowych („skoro górnik kopie doły, to czy dolnik kopie góry?”) tudzież nonsensu wszelakiego. No i z niemożliwością pełnego uczłowieczenia, mimo ciągłych wysiłków – pod tym względem też mam z nim sporo wspólnego;-).


Shõgun (James Clavell)

Jedna z moich pierwszych „dorosłych” powieści – czyli bluzgi, seks, cynizm i tak dalej, ale przede wszystkim epicka fabuła i efektowne zderzenie kultur, ze wszystkimi tego konsekwencjami – a jedną z nich było to, że zacząłem interesować się Japonią, zanim to było modne.



Krótka historia czasu (Stephen Hawking)

Nie pierwsza książka popularno-naukowa, jaką przeczytałem, ale na pewno pierwsza, która była czymś więcej niż banalnym przeglądem wiedzy naukowej. Wywody Hawkinga o prawach fizyki i strukturze Wszechświata wciągnęły mnie jak czarna dziura – i również niczym czarna dziura, nie pozwoliły już się nigdy uwolnić od swojego wpływu.



Zbrodnia i kara (Fiodor Dostojewski)

Co tu dużo mówić – wielki moralitet, poruszający fundamentalne problemy, stawiający głębokie pytania o naturę człowieka, niepozwalający nikomu pozostać obojętnym… i inne takie banały. Cóż, trudno napisać coś oryginalnego o książce, o której napisano już wszystko. Można co najwyżej dodać, że mnie również ta powieść obojętnym nie pozostawiła.



Heban (Ryszard Kapuściński)

Arcydzieło reportażu, które nie tylko zachęciło mnie do tego gatunku literackiego, ale też pozwoliło (przynajmniej na jakimś podstawowym poziomie) zrozumieć afrykańską kulturę i mentalność – dla Europejczyka może nawet bardziej obcą od japońskiej, wbrew pozorom. Kapuściński wielokrotnie mówił, że jego głównym celem jest zrozumieć Innego i umożliwić to samo czytelnikom – tu udało mu się to zdecydowanie najlepiej.



Fantastyczny Lem (Stanisław Lem)

Wstyd przyznać, ale przez długie lata nie znałem twórczości Lema (poza nieszczęsnymi przygodami Pirxa) i uważałem go za jednego z wielu twórców dawno zdezaktualizowanych ramot o podróżach kosmicznych. Dopiero gdzieś na początku studiów zdarzyło mi się trafić na ten zbiorek najlepszych opowiadań w przecenie za bodaj 20 złotych (likwidacja księgarni, najbardziej dwuznaczna przyjemność bibliofila) i z całą pewnością było to najlepiej wydane 20 złotych w moim życiu. Ile genialnych książek dzięki temu odkryłem, długo by mówić.



Tako rzecze… Lem (Stanisław Lem i Stanisław Bereś)

A jedną z nich był wywiad-rzeka z Mistrzem, pokazujący, czym się różni wybitny intelektualista o niezmierzonych horyzontach umysłowych od szarego zjadacza chleba. Lekcja, której z pewnością nigdy nie zapomnę. Także lekcja pokory, skutecznie lecząca z młodzieńczego przekonania, że się już wszystkie rozumy pozjadało.



Filozofia (Richard Popkin i Avrum Stroll)

O filozofii, podobnie jak o Lemie, też długo miałem tylko mgliste pojęcie i stosunek nieco lekceważący. W końcu jednak postanowiłem się trochę bardziej zapoznać z tematem – i nie mogłem wybrać lepszego tytułu do poszerzenia horyzontów. Co prawda do dziś nie za bardzo czuję się na siłach, by czytać dzieła samych filozofów, ale po tej lekturze przynajmniej zacząłem faktycznie rozumieć omówienia…



Myśli nieuczesane (Stanisław Jerzy Lec)

Leca natomiast ceniłem od zawsze, ale i tak nie doceniałem, podświadomie zakładając, że najbardziej znane jego aforyzmy to zarazem szczytowe osiągnięcia, przy których reszta pewnie może się schować. Mocno się myliłem – Lec tworzył aforyzmy z niezwykłą łatwością dziesiątkami i setkami, co jeden, to lepszy, a słabe prawie mu się nie zdarzały. Pomimo upływu lat nadal chyba żadnej książki tak często nie zdejmuję z półki.



No właśnie, tych lat trochę już się zebrało – bodaj siedem czy osiem, odkąd przeczytałem ostatnią pozycję z listy, a z późniejszych lektur nie pamiętam praktycznie niczego, co by mogło realnie aspirować do jej przedłużenia. Cóż, to naturalna kolej rzeczy, że najbardziej nas kształtują lektury z dzieciństwa i młodości, a potem następuje stabilizacja i coraz trudniej o jakiekolwiek przełomowe doświadczenia. O ile więc lista ulubionych książek pewnie jeszcze nieraz mi się zmieni, to powyższa z dużym prawdopodobieństwem pozostanie w całości lub prawie w całości taka sama na wieki wieków…


Podobne wpisy