Przez pięć lat po katastrofie smoleńskiej PiS przy każdej okazji krzyczał, że to był zamach, że rząd Platformy jest winny, że mają niepodważalne dowody i tak dalej. Macierewicz prezentował światu te niepodważalne dowody średnio raz na kwartał (co prawda zwykle stały one w całkowitej sprzeczności z niepodważalnymi dowodami z poprzedniego kwartału, ale ojtam ojtam), jego zespół wytrwale pracował nad coraz to kolejnymi teoriami na ten temat, Kaczyński krzyczał o „zdradzonych o świcie”, w PiS-owskiej propagandzie każde rzeczywiste czy wydumane uchybienie w śledztwie natychmiast urastało do rangi wielkiej afery na pograniczu zdrady stanu – i tak dalej, i tak dalej. Nie było dla PiS-u ważniejszej sprawy przez te lata, niż prawda o Smoleńsku.
Aż wreszcie w 2015 doszli do władzy. Pelnej, samodzielnej, niczym nieograniczonej – nawet konstytucją, jak się okazało. Od tamtej chwili absolutnie nic już nie stoi na przeszkodzie, by sprawę katastrofy smoleńskiej ostatecznie wyjaśnić, zdemaskować wszystkie kłamstwa poprzedników i pokazać tym razem już naprawdę niepodważalne dowody na zamach.
Od tamtej chwili minęło półtora roku. I co?
I nic.
Komisja – przepraszam, podkomisja – ds. katastrofy w MON powstała tylko po to, żeby powstać – przez kilkanaście miesięcy ani razu się nie zebrała, a w rocznicę zaprezentowała tylko powtórkę z rozrywki, wszystkie te same dawno obalone bajki, żadnych nowych faktów ani teorii.
Śledztwo wznowiono tylko po to, żeby prowadzić niekończące się ekshumacje, o których doskonale wiadomo, że żadnych znaczących odkryć nie przyniosą. Aha, i żeby tuż przed rocznicą (czysty zbieg okoliczności, bo przecież prokuraturę mamy całkowicie niezależną i apolityczną) odgrzać kwestię winy kontrolerów – z czego też wiadomo, że nic nie wyniknie, bo Rosja na ekstradycję nigdy się nie zgodzi.
Nowe wątki w śledztwie, nowe badania, nowe szczegóły na temat katastrofy – brak.
Dowody na zamach czy choćby winę Tuska – brak.
Zarzuty sądowe dla kogokolwiek z ówczesnego rządu – brak.
Zwrot wraku – nie ma tematu.
Umiędzynarodowienie śledztwa – nie ma tematu.
Zwłaszcza to ostatnie jest znamienne: brak postępów w śledztwie czy odzyskiwaniu wraku można jeszcze jakoś tłumaczyć obiektywnymi trudnościami (co prawda nic nie wiadomo o jakichkolwiek zabiegach o zwrot wraku, ale OK, negocjacje mogą się przecież toczyć po cichu), natomiast w tym przypadku usprawiedliwienia nie widzę żadnego. Tyle krzyczeli, że międzynarodowe śledztwo to konieczność, że jego brak to gigantyczny skandal i niemalże zdrada stanu – a co zrobili, gdy dostali możliwość, by takowe zainicjować? Nic. Nie słyszałem o żadnych krokach, choćby symbolicznych, wstępnych i rozpoznawczych, w tym kierunku. Niesłychanie ważna sprawa niepostrzeżenie przestała kogokolwiek obchodzić.
I to samo można powiedzieć o całej kwestii katastrofy smoleńskiej – przez lata najważniejszy problem Polski, po dojściu do władzy praktycznie przestał kaczystów interesować. Kult Kaczyńskiego tak, apele smoleńskie tak, miesięcznice i rocznice tak, ale wyjaśnienie sprawy – już nie. Kiedy PiS nie był w stanie nic z tym zrobić, wtedy się interesowali jak nikt – ale kiedy wszelkie możliwości już mają, zainteresowanie, zamiast wzrosnąć, zniknęło. Rząd, który na rozlicznych innych frontach wykazuje się nadaktywnością graniczącą z ADHD, tu akurat robi znacznie mniej od swoich wstrętnych poprzedników. Wzmożenie okołorocznicowe, przez kontrast, tylko dodatkowo podkreśla nieistnienie tematu przez resztę roku – jakże odmienne od bezustannego bicia piany przez poprzednie pięć lat.
Podsumowując, mamy w osobie Kaczyńskiego pokerzystę, który długo ostentacyjnie się odgrażał, jakich to on nie ma mocnych kart – ale gdy przyszła kolej na jego ruch, to zamiast powiedzieć „sprawdzam” albo podbić stawkę, postanowił jednak spasować. Jeśli to jeszcze nie jest wystarczający dowód, że całe to gadanie o zamachu było tylko i wyłącznie polityczną hucpą, a nie autentycznym przekonaniem – to przykro mi, ale lepszego dowodu już raczej nie dostaniemy.
Komentarze
A ludzi i tak nie przekonasz. Mili państwo mnie przekonywali, jakie to oburzające, że po tylu latach dopiero wreszcie jedna komisja powstała. Ktoś dobrze przecedza swoim słuchaczom informacje.
Do końca nie wiadomo co się stało z jednym generałem Sikorskim, który runął w morze w okolicach Gibraltaru. Do dziś. A wszyscy chcą w 5 lat rozwiązać zagadkę opierając się w sumie o żadne fakty, bo wszystko zostało w Rosji. Tego się nie rozwiąże. Nie mamy wraku, wszystko co przesyła Moskwa może być prawdą, ale wiemy, że też nie musi nią być. Jedynym pewnikiem jest kilkadziesiąt trupów nie zawsze dobrze skompletowanych. Tylko co za różnica w której trumnie czyja ręka czy noga leży – i tak gnije. Idąc na cmentarz nigdy nie zastanawiałam się kto leży pod ziemią – ja wspominałam zmarłego. Zamiast rozkopywać groby z okazji rocznic lepiej powspominać i potem robić swoje. Choćby to miało być ustalanie kto tą brzozę posadził ;)