Cichy Fragles

skocz do treści

Zjednoczona Porażka

Dodane: 27 maja 2019, w kategorii: Polityka

Przez trzy i pół roku nie wierzyłem w możliwość drugiej kadencji rządów PiS – no bo przecież samodzielnej większości bez kolejnego nieprawdopodobnego zbiegu okoliczności nie wycisną, a koalicję mogą zrobić co najwyżej z Kukizem, o ile wejdzie. Dziś już niestety nie tylko wierzę, ale nawet jestem głęboko przekonany, że jeśli nie stanie się jakiś cud, to PiS ma drugą kadencję w kieszeni.

Potwierdziło się to, o czym pisałem w poprzedniej notce – jednoczenie opozycji było strategicznym błędem, i to jeszcze większym, niż się wydawało. Partie, które w 2015 zebrały prawie 45% głosów (podczas gdy PiS tylko 37%), tym razem przegrały stosunkiem głosów 38:45 – pomimo specyfiki eurowyborów (w których PiS zawsze dotąd zbierał mniej głosów niż w parlamentarnych), pomimo wszystkich pisowskich afer, pomimo bomby w postaci filmu Sekielskiego, uderzającego w PiS rykoszetem… Skoro mimo wszystko PiS to wygrał, i to z najlepszym wynikiem, jaki jakakolwiek partia osiągnęła w jakichkolwiek ogólnopolskich wyborach po 1989 (poprzedni rekord, 44%, uzyskała dziesięć lat temu Platforma, też w eurowyborach), to w wyborach parlamentarnych należy się spodziewać wszystkiego najgorszego.

I nawet nie da się tradycyjnie zwalić winy na lewicę, która ma czelność mieć własne poglądy i nie popierać Schetyny – suma wyników KE, Wiosny i Razem, to nadal tylko o włos więcej niż wynik PiS (45.77% do 45.38%), a znacznie mniej niż łączny wynik PiS-u, Kukiza i Konfederacji. Jeszcze szersze zjednoczenie nie miałoby już więc nawet matematycznego sensu.

Co zatem można jeszcze zrobić? Cóż, matematyka jasno pokazuje, że jedyną drogą do pokonania PiS-u jest teraz odebranie mu wyborców – żadnych innych rezerw nie ma i nie będzie. Ale tego oczywiście nie da się dokonać hasłem „obalmy PiS, a potem się zobaczy”. Nie dokona się tego także licytacją na rozdawnictwo, bo w tej dziedzinie PiS jest bezkonkurencyjny – choćby z tego względu, że będąc u władzy, może od razu rozdawać, a nie tylko obiecywać. Jedyne, co pozostaje, to na serio sformułować własny program, własną ideologię i własną narrację zdolną konkurować z narracją PiS-u, a potem konsekwentnie ją propagować. Ale tego z kolei nie zrobi się w koalicji od PSL-u po Nowacką, cudów nie ma.

Problem w tym, że koalicja opłaca się osobiście Schetynie, pozwalając mu umacniać się na tronie lidera opozycji. Opłaca się także Platformie, pozwalając jej grać powyżej swojej wagi i marginalizować konkurencję (tu zauważmy, że w tych wyborach padł jeszcze jeden rekord: pomimo chóralnego krzyku małych partii o rozbijaniu POPiS-u, zanotowaliśmy największą w historii dominację dwóch czołowych ugrupowań, które zebrały w sumie aż 83% głosów, bijąc o dobre dziesięć punktów dotychczasowy rekord z 2007). Opłaca się Nowoczesnej, pozwalając jej udawać, że jeszcze istnieje. Opłaca się SLD, który podobnie jak Platforma boi się mieć poglądy, a oprócz tego boi się pozostania poza Sejmem. Z tego ostatniego powodu koalicja opłaca się też PSL-owi…

Cała więc nadzieja w tym, że charakter narodowy weźmie w opozycjonistach górę, sprawiając że wbrew swoim doraźnym interesom zaczną się żreć i koalicję zerwą, co w dalszej perspektywie wyjdzie wszystkim na zdrowie. Albo w tym, że jednak spojrzą dalej niż czubek własnego nosa, przemyślą sytuację i sami z siebie wezmą się na serio do roboty – ale w takie cuda to ja już dawno nie wierzę.


Komentarze

Podobne wpisy