(nie mylić z Aliens vs Predator)
Z pewną taką nieśmiałością sięgnąłem po nową (nową zeszłej wiosny, a teraz już starą, a nawet dawno zakończoną) kolekcję GW. Z jednej bowiem strony każda inicjatywa na rzecz podnoszenia poziomu intelektualnego społeczeństwa jest cenna (szczególnie w dzisiejszych czasach postępującej kretynizacji), ale z drugiej strony dzieła filozoficzne to wyjątkowo ciężka lektura i większość nabywców pewnie przez nią nie zdołała przebrnąć, a niektórzy mogli się wręcz zniechęcić do filozofii w ogóle. Sam po lekturze pierwszych czterech tomów mam mieszane uczucia i sporo wątpliwości co do sensu sięgania po kolejne tomy – no ale pożyjemy, zobaczymy. A póki co przyjrzyjmy się dziełom dwóch ojców filozofii, jakkolwiek by to określenie dwuznacznie nie brzmiało.
Zachęta do filozofii, Fizyka (Arystoteles)
Dlaczego warto zajmować się filozofią? Arystoteles wali z grubej rury: „filozofia (…) jest największym dobrem i jest łatwa do opanowania, tak iż pod każdym względem godna jest tego, ażeby się nią ochoczo zająć”, a zresztą „wszystko poza tym jest bezsensowne i bezwartościowe”. Trudno na takie dictum nie zareagować kpiącym uśmiechem, ale jeśli pominąć momenty, kiedy autora trochę ponosi, trudno „Zachęcie do filozofii” coś zarzucić – krótki, bardzo zgrabny i starannie skonstruowany wywód faktycznie może być niezłą zachętą, jeśli nawet nie do filozofii, to przynajmniej do myślenia i dążenia ku mądrości.
Dużo ciekawiej jednak prezentuje się „Fizyka”. Dopiero tutaj Arystoteles rozwija skrzydła i daje pokaz filozoficznego rozumowania, dogłębnie analizującego wszystkie potrzebne pojęcia i trzymającego się żelaznej dyscypliny myślenia, gdzie każda teza musi być przemyślana, a każda definicja starannie sformułowana – aczkolwiek do ideału trochę brakuje, zdarza się parę razy przyjmowanie wątpliwych tez jako oczywistych oczywistości, lub nieprecyzyjne rozumienie pojęć. A pojęcia, którymi „Fizyka” się zajmuje, to m.in. byt, materia, forma, przyczynowość, celowość, przypadek, czas, przestrzeń, próżnia, ruch…
Rozważania te nie całkiem dotyczą fizyki w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. Arystoteles zajmuje się raczej kwestiami z pogranicza fizyki i metafizyki, rozważając np. czy czas i przestrzeń można dzielić w nieskończoność na coraz mniejsze części, czy też mają one „ziarnisty” charakter, i co wynika z obu możliwych odpowiedzi – przy okazji daje odpór Zenonowi z Elei, jako że w obu przypadkach jego sławne paradoksy tracą sens. Jeśli bowiem możliwy jest podział w nieskończoność, to możliwe jest także przebycie nieskończonej liczby odcinków w skończonym czasie, a jeśli istnieją najmniejsze niepodzielne cząstki, to nie można z nich utworzyć nieskończonej liczby odcinków.
Generalnie rozumowanie Arystotelesa sprawdza się nieźle – w tych punktach, które od jego czasów poddały się naukowej weryfikacji, w większości przypadków jego przypuszczenia okazały się słuszne. Wbrew temu, co by można pomyśleć po lekturze „Innych Pieśni” Dukaja, świat według Arystotelesa nie różni się zbyt mocno od naszego. Bolesnym wyjątkiem jest, niestety, ruch – kwestia, której analiza zajmuje (co za pech) blisko połowę „Fizyki”, a w której intuicja zawiodła wielkiego filozofa na całej linii. Fakt, że przez kolejne dwa tysiące lat zawodziła ona wszystkich, dopóki nie pojawił się Newton – no ale się pojawił i nie da się o jego odkryciach zapomnieć na czas lektury. Ale przymrużyć oko można – i jeśli się tak zrobi, to ocena całości będzie zdecydowanie pozytywna.
Ocena: 4+




(Agora)
(Prószyński i S-ka)
(Prószyński i S-ka)
(PIW)
(Zysk i s-ka)
(Prószyński i S-ka)