Cichy Fragles

skocz do treści

Top 10: najlepsze gierki XX wieku

Dodane: 27 marca 2012, w kategorii: Varia

Dlaczego tylko XX? Cóż, mógłbym tutaj machnąć nostalgiczny wywód o starych dobrych czasach pionierskiego romantyzmu, kiedy takie gry robili, panie, że dzisiaj to już nawet na bazarze takich nie mają – ale byłoby to bzdura i zrzędzenie zgreda żyjącego przeszłością. Owszem, DOSBox jest jednym z częściej odpalanych przeze mnie programów, mimo to (a może właśnie dlatego) na dawne hity patrzę bez emocji i nie zamierzam ich idealizować, ani deprecjonować hitów dzisiejszych, które za kolejne kilkanaście lat zapewne będą wspominane z taką samą nostalgią i wychwalane tymi samymi frazami. Zatem – dlaczego?

Po pierwsze, z daleka lepiej widać – do tytułów sprzed kilkunastu lat łatwiej podejść z dystansem, bez uprzedzeń, z samodzielnie wyrobioną przez lata opinią. Po drugie, trudno porównywać gierki z różnych epok – przepaść technologiczna (i finansowa) jest zbyt wielka, żeby był jakikolwiek sens stawiać obok siebie np. Ishar i Skyrim. Fakt, aby być w tym punkcie konsekwentnym, należałoby i XX wiek podzielić na dwie czy trzy epoki, ale ojtam ojtam;-). Po trzecie wreszcie, w początkach obecnego stulecia zacząłem wypadać z obiegu i dziś już tylko z grubsza się orientuję, co tam w gierkach piszczy (dość powiedzieć, że w kolejce do zagrania mam takie tytuły jak Gothic 2 czy Fable), więc aktualniejszego rankingu nie byłbym w stanie zrobić rzetelnie.

Dobra, do rzeczy. Oto moja subiektywna lista w kolejności alfabetycznej:


Civilization

Treść Civilization została dokładnie zawarta w tytule tej gry. Jest to historia rozwoju cywilizacji ludzkiej, historia odkryć, paktów i podbojów, walki z naturą i z innymi ludźmi, historia ekonomii, która zawsze bezlitośnie weryfikuje zamierzenia polityków i strategów.

Nic dodać, nic ująć – ten cytat z „Biblii komputerowego gracza” powinien wystarczyć za wprowadzenie ludziom, którzy o „Cywilizacji” nie słyszeli. Pozostałe 99% graczy chyba żadnych tłumaczeń nie potrzebuje – kto choć raz w to zagrał, zbudował kilka miast, stoczył parę wojen z sąsiadami, rozwinął jakąś technologię i tak dalej, powinien znać magię tej gry i syndrom „jeszcze jednej tury”. Dziś oczywiście wygląda ona już bardzo blado na tle swoich kolejnych części, ale w roku 1990 to była naprawdę strategia ultymatywna, w cieniu której wszelka konkurencja jeszcze długo leżała i kwiczała.


Taki sobie niecny plan

Dodane: 22 marca 2012, w kategorii: Przemyślenia

  1. przyuważyć palacza ze zwisającym kapturem;
  2. poczekać aż wywali peta na ziemię nawet nie zadając sobie trudu zgaszenia go;
  3. podnieść tlącego się peta i niepostrzeżenie wrzucić do ww. kaptura;
  4. obserwować rozwój wydarzeń z dziką satysfakcją.

Kiedyś na pewno ten plan zrealizuję. I niech będzie, że jestem złym człowiekiem;-).


Zagadka na niedzielę

Dodane: 17 marca 2012, w kategorii: Polityka

Fundusz Kościelny przynosi Kościołowi ok. 90 mln złotych rocznie. Wpływy z PIT wynoszą ok. 38 mld złotych rocznie. 0.3% z tej drugiej sumy to 114 mln złotych. W Polsce mamy podobno 90% katolików, więc dla KK zostałoby 103 mln rocznie. A nawet gdyby np. co dziesiąty katolik okazał się kryptoateistą czy zwykłym leniem, któremu nie chce się raz na rok wypełnić rubryczki w zeznaniu podatkowym, to nadal Kościół byłby ciut do przodu w porównaniu z obecnym systemem.

No i nie zapominajmy, że wpływy z PIT wraz z rozwojem gospodarki systematycznie rosną, podczas gdy obecne wydatki na Fundusz Kościelny zależą w dużej mierze od liczby duchownych (ubezpieczenia społeczne i tak dalej), których powoli ubywa.

Dlaczego zatem propozycja rządu wywołuje ze strony Kościoła ostry sprzeciw, teksty o wytaczaniu armat i straszenie wojną religijną? Przecież chyba nie dlatego, że Kościół sam nie wierzy w swoje statystyki?


Moloch (Stanisław Lem)

Dodane: 11 marca 2012, w kategorii: Literatura, Nauka

Moloch | Stanisław Lem (Agora)

[tom 30 Lemowej Kolekcji]

Zbiór esejów publikowanych w latach 90-tych w PC Magazine, a potem zebranych w tomach „Tajemnica chińskiego pokoju” i „Bomba megabitowa”. Po miejscu publikacji nietrudno się domyślić tematyki – i owszem, o komputerach jest tu sporo, ale w wielu tekstach stanowią one tylko pretekst do rozważań o powiązanych problemach. Przede wszystkim o sztucznej inteligencji, która mimo gigantycznego wzrostu możliwości obliczeniowych komputerów była wówczas (i dziś zresztą nadal jest) tylko ciut mniej odległym marzeniem niż kilka dekad wcześniej, kiedy pierwszy raz zaczęto o jej stworzeniu poważnie myśleć. Autor nie ma złudzeń: na sztuczną inteligencję z prawdziwego zdarzenia jeszcze sobie długo poczekamy, skoro póki co przerasta nas nawet stworzenie sztucznego instynktu, którym może się pochwalić byle owad, a najpotężniejsze komputery świata ciągle jeszcze nie.

A nawet jak już się doczekamy, możemy zderzyć się z kolejnym problemem – sztuczny rozum może po prostu nie umieć się dogadać z rozumem naturalnym, jako inaczej zbudowany i wobec tego w inny sposób myślący. Tu oczywiście pojawia się wątpliwość: czy taki niepojmowalny dla nas rozum może w ogóle istnieć? Czy nasz sposób racjonalnego myślenia nie jest jedynym możliwym? Cóż, nigdy nie mieliśmy do czynienia z rozumem innym niż ludzki, więc nie mamy w tej kwestii żadnego punktu zaczepienia – i nie będziemy go mieć, dopóki tej sztucznej inteligencji nie stworzymy. Tu jednak wychodzi kolejny problem: skoro ta inteligencja może być dla nas niezrozumiała, w jaki sposób ją w ogóle rozpoznamy? Skąd będziemy wiedzieć, czy zbudowaliśmy nieludzki rozum, czy tylko dziwacznie funkcjonujący komputer? Czy w ogóle da się to rozstrzygnąć?


Jak używać apostrof’u

Dodane: 7 marca 2012, w kategorii: Varia

Oczywiście nie tak jak w tytule. I nie tak, jak to robi – niestety – większość internautów, wstawiających ten znak gdzie popadnie. A jak widzę po raz kolejny „Facebook’a”, „PiS’u”, „Laptop’a”, czy, o zgrozo, „PC’ta”, innych kwiatków litościwie nie wymieniając, to naprawdę tracę wiarę w ludzkość.

Zasada jest bowiem prosta jak budowa cepa: apostrof w języku polskim służy wyłącznie do oddzielania końcówek wyrazów obcojęzycznych w sytuacji, gdy końcówka jest „niekompatybilna” z resztą wyrazu. Przykładowo jeśli ktoś się nazywa Bruce Wayne, to odmieniając jego imię i nazwisko piszemy „Bruce’a Wayne’a” czy „Bruce’owi Wayne’owi”, bo „e” na końcu wyrazu w rodzaju męskim u nas nie występuje i nie mamy na taką okoliczność odpowiedniej końcówki. Ale jak założy kostium i stanie się Batmanem, to już apostrof przestaje być potrzebny, bo „Batman” odmienia się zupełnie zwyczajnie i prawomyślnie.

Natomiast taki Johnny Depp potrzebuje apostrofu tylko po imieniu („Johnny’ego Deppa”, „Johnny’emu Deppowi”), a i to nie zawsze, bo w niektórych przypadkach końcówka się szczęśliwie zgadza – piszemy więc „z Johnnym Deppem” albo „o Johnnym Deppie” bez żadnego apostrofu. Proste i intuicyjne, prawda?

No to żeby nie było za łatwo, przyjrzyjmy się Francuzom – każdy się chyba domyśli, że Charles de Gaulle przy odmianie powinien mieć apostrof po nazwisku – ale uwaga: po imieniu również! Co prawda kończy się ono spółgłoską i na piśmie wszystko wygląda prawidłowo, ale nie w mowie – „s” na końcu jest bezdźwięczne i niewymawiane, przez co nasze końcówki przestają pasować, więc dla zaznaczenia tego faktu trzeba pisać „Charles’a”, „Charles’em” i tak dalej. Ale jeśli Charles jest Anglikiem czy Amerykaninem, apostrofu już nie trzeba, bo w angielskim to imię wymawia się z „s” na końcu i odmiana jest naturalna zarówno w mowie jak i na piśmie.

Z drugiej strony samogłoska na końcu też nie musi wymagać apostrofu – pod warunkiem, że jest to „y” czytane jako „j”, np. w słowie „Disney” czy „Romney” – ich możemy odmieniać bez żadnych dodatkowych znaczków.

A czasem trzeba kombinować jeszcze inaczej – wspomnianego Bruce’a w narzędniku piszemy „z Bruce’em” (dodatkowe „e” po apostrofie), a w miejscowniku, co dość zaskakujące, „o Brusie” – każdy bowiem chyba przyzna, że „Bruce’ie” czy coś w tym guście wyglądałoby raczej pokracznie. Takich nie całkiem intuicyjnych odmian jest zresztą więcej, ale to na szczęście margines. W miażdżącej większości przypadków wystarczy pamiętać o tym, co napisałem w drugim akapicie.

Ot i wszystko:-).