Po niedawnym wpisie o obietnicach Tuska stwierdziłem, że przydałoby się także bardziej przekrojowe podsumowanie całej działalności rządu, z wyszczególnieniem najważniejszych działań, sukcesów i porażek, wieńczące ocenę tej kadencji na dobre. Jak pomyślałem, tak i uczyniłem, a efekt przerósł moje własne oczekiwania – przynajmniej objętościowo;-).
Sukcesy
Drogi
Nie, nie w sensie „drogi frank i drogi cukier”.
Powyższy wykres, zaczerpnięty z forum SkycraperCity, nie wymaga chyba żadnego komentarza – wyższość rządu Tuska nad poprzednikami widać gołym okiem. A jeśli komuś gołe oko nie wystarczy, sypnijmy liczbami. Oto, ile kilometrów autostrad załatwiały nam kolejne ekipy w ciągu ostatnich kilkunastu lat:
Różne rządy w latach 1989-1993 – w sumie 8 km
SLD-PSL (1993-1997) – 76 km
AWS-UW (1997-2001) – 318 km
SLD-UP-PSL (2001-2005) – 332 km
PiS-Samoobrona-LPR (2005-2007) – 110 km (minus 150 km anulowanych A1 i A2)
PO-PSL (2007-2011) – 845 km
Liczby podaję za znaną z uwielbienia dla tego rządu Rzeczpospolitą, żeby żaden kaczysta nie myślał podważać ich prawdziwości. Gdyby ktoś nie zauważył, dorobek obecnego rządu przewyższa łączny dorobek wszystkich rządów w latach 1989-2007! Fakt, że minister Grabarczyk mimo to nie cieszy się popularnością (OK, z kolejami dla odmiany zawalił na całej linii), a w mediach budowa dróg kojarzy się niemal wyłącznie z opóźnieniami (w rzeczywistości stanowiącymi raczej nieunikniony margines), każe mocno wątpić w mityczny genialny PR Platformy. Trudno uwierzyć, że tak wymierny sukces pozostaje ledwo zauważony – tym bardziej, że w zestawieniu ze śmiechu wartymi dokonaniami PiS-u byłby to wyborny argument w kampanii wyborczej.
Prywatyzacja
Tutaj również łatwo sypnąć liczbami – zobaczmy więc, ile wynosiły przychody z prywatyzacji w minionym dwudziestoleciu:
Różne rządy w latach 1989-1993 – w sumie ok. 3 mld
SLD-PSL (1993-1997) – 14 mld
AWS-UW (1997-2001) – 54 mld
SLD-UP-PSL (2001-2005) – 19 mld
PiS-Samoobrona-LPR (2005-2007) – 2 mld (!)
PO-PSL (2007-2011) – 42 mld
Co tu dużo mówić – tylko rząd Buzka sprywatyzował więcej niż obecny, no ale w tamtych czasach Skarb Państwa miał dużo więcej majątku do sprzedania. Cała reszta nawet razem wzięta nie zdziałała tyle, co minister Grad, który wprawdzie rozkręcał się wolno (w 2008 zarobił raptem 1 mld), ale jak już się rozkręcił, to na całego. Szkoda tylko, że sprzedawał głównie pomniejsze firmy, unikając politycznego ryzyka, a o prywatyzacji molochów typu PKP czy TVP ciągle nie ma mowy. Może w następnej kadencji?
Polityka zagraniczna
Tu już liczb z oczywistych przyczyn nie będzie, ale gdyby istniała jakaś statystyka prosto odzwierciedlająca jakość polityki zagranicznej, to podobnie jak w poprzednich punktach mielibyśmy bardzo solidny wzrost po dołku w latach 2005-2007. Mimo sabotażu ze strony prezydenta Kaczyńskiego (pamiętne „wojny o krzesło” i spory kompetencyjne rozstrzygane przez TK) udało się szybko przywrócić normalność, a nawet więcej:
- Zarówno z Niemcami, jak i z Rosją mamy bodaj najlepsze stosunki w historii; w przypadku Rosji pewnie się to zmieni po powrocie Putina na fotel
caraprezydenta, ale sojusz z Niemcami powinien być już trwały, jeśli tylko nie dopuścimy znowu jakiegoś oszołomstwa do władzy. - W UE zaczęliśmy wreszcie prowadzić politykę wykraczającą poza stanie z boku i myślenie tylko o wyciąganiu dopłat i nieoddawaniu ani guzika; niestety kryzys zmienia reguły gry na naszą niekorzyść – mocno rośnie rola eurolandu, do którego jeszcze nie należymy i na pewno nie zdołamy wejść szybciej niż za 5-6 lat.
- Udało się stworzyć Partnerstwo Wschodnie, które umacnia naszą pozycję w kształtowaniu unijnej polityki wschodniej, a w dłuższej perspektywie może się przyczynić do demokratycznych przemian na obszarze postsowieckim.
- W Mołdawii nasza mediacja przyczyniła się do powstania prozachodniego rządu; sukces totalnie niezauważony przez media – co to ja mówiłem na temat PR-u Platformy?
- Prezydencję póki co prowadzimy sprawnie i bez zgrzytów, udało się podpisać „sześciopak” i zamknąć negocjacje akcesyjne z Chorwacją, jeśli nie dojdzie do jakiejś katastrofy (np. dziewiątego października), to wypadniemy o niebo lepiej niż Czechy i Węgry.
Żeby jednak nie było za różowo – Partnerstwo Wschodnie nie cieszy się wśród państw „starej UE” zbyt wielkim poważaniem i stoi dopiero na początku długiej, krętej i wyboistej drogi. Demokratyzacja na Białorusi ciągle pozostaje w sferze marzeń, a na Ukrainie pod rządami Janukowycza nastąpił wyraźny regres, mimo jego prozachodnich deklaracji. W obu przypadkach nasz MSZ nie ma za bardzo pomysłu, co z tym fantem zrobić – choć fakt, że nie ma go chyba też nikt inny.
(Ludzi, którzy chcieliby mnie uświadomić, że żyjemy w kondominium z białą flagą, a Fotyga była dobrym ministrem spraw zagranicznych, uprzejmie proszę o wysyłanie tych rewelacji na /dev/null – na tym poziomie naprawdę nie mam ochoty dyskutować.)
Polityka małych kroków
Emerytury pomostowe, „Orliki”, reforma nauki i szkolnictwa wyższego, reguła wydatkowa, zamiana zaświadczeń na oświadczenia, początki e-administracji, ustawa o przedszkolach wiejskich, reforma służby zdrowia (zawetowana przez Kaczyńskiego), „Pakt dla kultury”, przymiarki do elektrowni atomowych – wbrew pozorom nie był to taki leniwy rząd, jak go malują. Tych i innych mało medialnych, ale ważnych działań trochę się uzbierało, a ich suma może znaczyć więcej niż pojedyncza wielka reforma. Co nie znaczy, że usprawiedliwiam brak dużych kroków – w paru kwestiach niewątpliwie by się przydały.
Inna sprawa, że reformatorów nigdy nie mieliśmy w nadmiarze – tak naprawdę tylko Mazowiecki, Bielecki i Buzek prowadzili rzeczywiście radykalne reformy (co ciekawe, wszyscy trzej trzymają dzisiaj z PO), wszystkie pozostałe rządy miały na koncie co najwyżej pojedyncze ważniejsze dokonania i na tym tle Tusk wypada co najmniej przyzwoicie.
Normalność
Wiem, wymieniać normalność jako sukces, to trochę… nienormalne. Ale cóż, w naszych warunkach to niestety już jest sukces. Po raz pierwszy od ponad dekady nie było bowiem ani permanentnego burdelu w rządzie, partii i koalicji, jak za AWS, ani co tydzień nowej afery, jak za SLD, ani tych wszystkich atrakcji, za które cztery lata temu podziękowaliśmy PiS-owi. Po raz pierwszy od dawna nie czuję się, jakbym mieszkał w psychiatryku rządzonym przez pacjentów. Dobra, nadal się czuję jak w psychiatryku, ale przynajmniej personel w końcu sprawia wrażenie poczytalnego.
Porażki
Stan finansów publicznych
Wykres (via Money.pl) chyba dość dobrze pokazuje systematyczny wzrost deficytu budżetowego – a jakby tego było mało, równie systematycznie rośnie także dług publiczny. Raz jeszcze porównajmy dorobek poszczególnych rządów z ostatniego dwudziestolecia – tym razem ujemny, czyli o ile zwiększały nam dług publiczny:
Różne rządy w latach 1989-1993 – w sumie ok. 27 mld
SLD-PSL (1993-1997) – 48 mld
AWS-UW (1997-2001) – 12 mld
SLD-UP-PSL (2001-2005) – 240 mld
PiS-Samoobrona-LPR (2005-2007) – 61 mld
PO-PSL (2007-2011) – 247 mld
Owszem, na obecną sytuację wytrwale pracowały wszystkie kolejne rządy od przynajmniej kilkunastu lat, może z wyjątkiem Millera i Belki – marne to jednak usprawiedliwienie dla Platformy, która ani w opozycji nie słynęła z troski o budżet (vide sprzeciw wobec planu Hausnera), ani po dojściu do władzy nie spieszyła się z oszczędnościami, dopóki kryzys jej do tego nie zmusił. A i potem więcej było kreatywnej księgowości, zaciągania długów i szukania nowych źródeł dochodów, niż realnych cięć w wydatkach. Reguła wydatkowa pomogła przynajmniej zahamować ich rozbuchany wzrost, który był w tej kadencji po raz pierwszy od niepamiętnych czasów niższy nawet od inflacji (czyli realnie ujemny), a deficyt budżetowy udało się utrzymać na znośnym poziomie, ale to na dłuższą metę nie wystarczy, bo dług publiczny ciągle niebezpiecznie szybko rośnie. Jego opanowanie, a najlepiej gruntowna reforma finansów publicznych, to będzie bez wątpienia najpoważniejsze wyzwanie w następnej kadencji.
Permanentna inwigilacja
Po patologiach i nadużyciach z czasów PiS trudno było wątpić, że nasze służby specjalne mają zbyt szerokie uprawnienia, brakuje niezależnej kontroli nad nimi i zbyt łatwo je upolitycznić. Niestety rząd Tuska niewiele w tej kwestii zmienił – horrendalne uprawnienia CBA zostały ograniczone po wyroku TK i na tym w zasadzie się skończyło. Tusk nawet nie wywalił Kamińskiego na zbity pysk, choć to powinna była być jego pierwsza decyzja po dojściu do władzy – ale postanowił być wielkoduszny nie tam, gdzie trzeba. Dobrze, że chociaż po aferze hazardowej w końcu wyciągnął wnioski i zastąpił go niezależnym fachowcem – szkoda tylko, że zabranym z nieco ważniejszego CBŚ. Kolizja uprawnień tych dwóch służb (o innych nie mówiąc) to zresztą kolejny nieruszony problem.
Podobnie z prokuraturą – rozdzielono wprawdzie stanowiska prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości, ale to po rządach Ziobry była narzucająca się oczywistość. Mniej oczywistych zmian już zabrakło – patologie typu areszt wydobywczy mają się dobrze, a odpowiedzialność prokuratorów za nadużycia pozostaje fikcją. Ciągle żyjemy w kraju, gdzie prokurator z plecami może bezkarnie zniszczyć komuś życie śledztwem w sprawie choćby i najbardziej nonsensownych podejrzeń, odwlekając postawienie zarzutów w nieskończoność. A zabezpieczeń brak. Gdyby PiS wrócił do władzy, będzie mógł bez problemu wrócić także do najgorszych praktyk ziobryzmu – wystarczy cofnąć wspomniany rozdział stanowisk (Kaczyński już dawno zapowiedział, że zrobi to natychmiast, jak tylko odzyska władzę) i po sprawie.
Za to o własne bezpieczeństwo przed wścibskimi obywatelami władza dba jak zawsze – tuż przed wyborami dostaliśmy ustawę o informacji publicznej, która powinna ułatwić życie biednym urzędnikom, bo nie będą już musieli szukać pretekstów, żeby odmówić ujawnienia niewygodnych informacji.
Deregulacja
A raczej jej brak. Jasne, zamiana zaświadczeń na oświadczenia to krok w dobrym kierunku, ale dobry na początek kadencji, nie na koniec. Komisja „Przyjazne państwo” naprawiła kilkadziesiąt bubli prawnych – no fajnie, ale co z tego, gdy w kolejce czeka ich jeszcze przynajmniej kilkaset? W tym tempie to potrwa dziesięciolecia. W rankingach wolności gospodarczej czy warunków prowadzenia biznesu niby idziemy w górę, ale powolutku, raczej bez widoków na jakieś poważne postępy. Zatrudnienie w administracji publicznej tradycyjnie rośnie – i tu akurat tempo jest całkiem szybkie. Zdecydowanie nie tego oczekiwałem po rządach partii uważającej się za liberalną.
Minimalizm
Jak już wspominałem wyżej, „polityka małych kroków” zasadniczo mi się podoba i zdecydowanie wolę ją od „szarpania cuglami”, „gryzienia żubra w dupę” i co tam jeszcze nam zboczeńcy różni proponują. Problem tylko w tym, że duże kroki też czasem trzeba robić, a kryzys był idealną okazją, żeby przeprowadzić od dawna odwlekane reformy. Tusk tej okazji nie wykorzystał, zamiast tego wolał się chwalić „zieloną wyspą” i iść po linii najmniejszego oporu. To zresztą podstawa jego strategii – przede wszystkim nie ryzykować, prowadzić możliwie „gładką” politykę i unikać jakichkolwiek konfliktów (w miarę możliwości nawet z PiS – poza wspomnianym Kamińskim włos z głowy nie spadł Macierewiczowi, co uważam za absolutny skandal i kompromitację).
OK, w spokojniejszych czasach byłoby to może słuszne podejście, ale czasy takie spokojne nie są – o stanie finansów publicznych już mówiłem, druga fala kryzysu się zbliża, a sytuacja w strefie euro ciągle jest daleka od happy endu. Przydałoby się zatem więcej odwagi i zdecydowania.
Populizm
No właśnie, czasami jednak Tusk potrafił się wykazać zdecydowaniem i determinacją – ilekroć trzeba było ratować swój wizerunek lub jakoś się wykazać przed wyborcami, natychmiast stawał na wysokości zadania. Sprawa zabójców Olewnika, afera hazardowa, dopalacze, kibole – w takich przypadkach reakcja była natychmiastowa i zdecydowana, a nawet przesadna, byle się pokazać. Szczególnie w przypadku afery hazardowej, gdzie mieliśmy najpierw bezsensowną dymisję Schetyny, którego związek z aferą był żaden, a potem napisaną na kolanie ustawę, która była takim bublem prawnym, że – paradoksalnie – gdyby Miro i Zbycho dopięli swego i przepchnęli korzystne dla swoich kumpli zapisy, efekt byłby chyba mniej szkodliwy niż to, co nam rząd wysmarował dla oczyszczenia się z podejrzeń o sprzyjanie niecnym hazardzistom.
Fakt, jak na polskie standardy nie jest to tragedia, poza ustawą hazardową populistyczne gesty Tuska przynajmniej nie były specjalnie szkodliwe dla państwa, tym niemniej niesmak jest spory. Od partii stawiającej na wykształciuchów wypadałoby oczekiwać poważniejszego traktowania wyborców.
Kontrowersje
Tutaj będzie krótko, bo raz, że nie chce mi się dłużej rozpisywać, a dwa, że wpis już i tak się zrobił mocno rozwlekły (fakt, że miałem dwa jeszcze dłuższe, ale iść na rekord nie zamierzam). Do rzeczy zatem: OFE, służba zdrowia, edukacja, wojsko. W tych dziedzinach nie zdołałem sobie wyrobić jednoznacznego poglądu na działania rządu – po części z powodu niepewności co do ich długofalowych konsekwencji, po części z braku odpowiednich kompetencji, a po części przez prozaiczne lenistwo i niedostatek zainteresowania, co przyznaję bez bicia. Szczęśliwie nie jestem w tej kwestii osamotniony.
Podsumowanie
Końcowa ocena sprawia mi problem, bo argumentów za i przeciw nie brakuje, a zarzuty i usprawiedliwienia w wielu sprawach można mnożyć. Z jednej strony rzeczywistość tradycyjnie okazała się daleka od oczekiwań, z drugiej strony w porównaniu z poprzednikami i tak było nieźle (a alternatywy, jak już pisałem, przeraźliwie brak), z trzeciej strony dobrze wypaść na tle Kaczyńskiego to żadne osiągnięcie, z czwartej strony sytuację mocno utrudniał prezydent i wydarzenia niezależne (kryzys, Smoleńsk, powódź), z piątej strony… Nie no, nie kombinujmy ponad miarę. Uwzględniając wszystkie okoliczności, oczekiwania i skalę porównawczą, rząd Tuska w skali szkolnej oceniam na czwórkę. Bez plusów, bez minusów. Amen.
Komentarze
PiS wybudował najmniej autostrad? Chyba aż na nich zagłosuję przez to. No i to nie za PiS-u zarządzono katastrofalne w skutkach usamorządowienie PR-ów…
Gwoli ścisłości, najmniejszy wynik (dokładnie zerowy) miał rząd Olszewskiego, którego tu nie wyodrębniłem w statystyce. Ale nie wiem, co w tym dobrego.
Rzucam okiem i… Myślę „że też Ci się chciało” :)
Pobieżne przejrzenie całości (uważniejszą lekturę pozostawię sobie na późniejszy termin) rodzi kilka uwag:
Ad 1: Ani centymetr. Zestawienie nie dotyczy autostrad zakończonych, tylko zainicjowanych – nawet nie w sensie wbicia pierwszej łopaty, tylko licząc od podjęcia decyzji i rozpisania przetargu.
Ad 2: Ja się nie dziwię, ja stwierdzam fakt.
Ad 1: Ciekawi mnie jeszcze, ile do tych 845 dochodzi kilometrów, które zostały „zatwierdzone”, rozpisane wcześniej i obecnie są w budowie (że niby przeróżne biurokratyczne procedury trwały dłużej niż rządy poprzednich ekip).
Ad 2: Jako i ja :)
Co do dróg w budowie – patrz wykres na początku wpisu. A liczbę oddanych w poszczególnych latach kilometrów możesz dodatkowo zobaczyć tutaj – z zastrzeżeniem, że to długość autostrad oddanych do użytku w danym roku, więc np. rekord z roku 2006 wynika z tego, że po trzech latach oficjalnie zakończono budowę odcinka A3 o długości 150 km.
Moje lenistwo… OK, doczytam później i przetrawię :)
Co do dróg – nie wspomniałeś i bardzo ważnym minusie, za który szczerze nienawidzę PO. Wprowadzili… opłaty za korzystanie z publicznych dróg! Dzięki temu dochodzi do takich absurdów jak autobusy komunikacji miejskiej, które muszą haracz płacić. Bo o kosztach dla firm przewozowych czy zwykłego Kowalskiego z większym autem nie wspomnę. Dla mnie karygodne posunięcie, ale cóż, biedak Rostowski musi się jakoś ratować.
Prywatyzacja – Grad powinien poddać się do dymisji (co zresztą Donaldu Tusku obiecał!) już po aferze ze stoczniami i magicznym inwestorem z Kataru. To raz. Dwa to to, że gadanie o tym, iż rząd powinien wszystko jak leci prywatyzować to jakiś żart. Energetyka, paliwa, służba zdrowia itp. powinny zostać państwowe tym bardziej, że przynoszą zyski (argument o tym, że prywaciarz wyciągnie więcej zysków jest, delikatnie mówiąc, nieprzekonywujący). Ale spoko, niedługo Lotos sprzedadzą Ruskim i nawet nikt szczegółów nie pozna. A to dlatego, że wprowadzili magiczną ustawę o nieudostępnianiu informacji publicznej. Spoczko.
Ten rząd to jest żart, kpina i farsa z obywatela. Podwyższanie podatków, wprowadzanie płatnych dróg, klapa w systemie edukacji, wprowadzanie GMO, kabaret z Grabarczykiem w roli głównej (kwiaty za burdel na kolei). Długo można by wymieniać.
Ah, dodam jeszcze ich chęć wprowadzenia zasranego Euro bez pytania o zgodę obywateli (co to kuźwa ich kraj czy nasz?!). Bo sobie Komoruś wymyślił, że Polacy głosując za UE głosowali też za Euro. Takiego wała.
Przed tego typu zagrożeniami można się spokojnie zabezpieczyć za pomocą złotej akcji, nie ma potrzeby, żeby państwo zajmowało się zarządzaniem firmą. To tylko zagraża konfliktem interesów i tworzeniem posadek dla krewnych i znajomych polityków.
Przykro mi bardzo, ale tak właśnie było – przyjmując traktat akcesyjny, zobowiązaliśmy się również do przyjęcia euro. Żadne referendum w tej sprawie nie ma sensu, chyba że się najpierw weźmiemy za renegocjację traktatu.
„Przed tego typu zagrożeniami można się spokojnie zabezpieczyć za pomocą złotej akcji, nie ma potrzeby, żeby państwo zajmowało się zarządzaniem firmą. To tylko zagraża konfliktem interesów i tworzeniem posadek dla krewnych i znajomych polityków.”
Aha. Bo w prywatnych firmach nie ma nepotyzmu.
„Przykro mi bardzo, ale tak właśnie było – przyjmując traktat akcesyjny, zobowiązaliśmy się również do przyjęcia euro. Żadne referendum w tej sprawie nie ma sensu, chyba że się najpierw weźmiemy za renegocjację traktatu.”
Nie było powiedziane kiedy. Za 500 lat to IMO dobry czas.
Euro już doszczętnie zniszczy naszą gospodarkę, ale mydlmy oczy ludziom jak to fajnie jest mieć Euro.
Bywa, choć mniej niż w państwowych. Ale wtedy to już problem prywatnego właściciela, a nie nasz.
Było – kiedy spełnimy kryteria. Możemy oczywiście na złość UE uporczywie ich nie spełniać (chociaż w sumie czy na złość? po Grecji to już raczej będą nieufni wobec rozszerzania eurolandu), ale to taka sobie strategia.
Jak dotąd nikomu nie zniszczyło. No, może pośrednio Grecji, bo bez euro nie dałaby rady tak mocno się zadłużyć.
Sorry, ale zaoponuję. To jest pogląd „pseudo-patriotyczny” i do tego poparty argumentem mocno populistycznym. Przy wprowadzaniu zasady TPA prowadzi to do chorych sytuacji. Słyszałem to z pierwszej ręki, od człowieka (światowego autorytetu, któremu uwierzę prędzej niż krzykaczom w sieci), który za rządów SLD, a potem PiS był prezesem zarządu operatora systemu przesyłowego w branży energetycznej. Powstawał akurat wtedy podział na producenta, operatorów itd. – i wszystko oczywiście w ramach własności skarbu państwa. Kiedy chodził do ministerstwa składać sprawozdania z działalności spółki, politycy wymieniali się złośliwymi i kiepsko rymowanymi wierszykami na jego temat… Piękna sytuacja, prawda? Opowiadał o chorych wręcz sytuacjach, jakie się dzieją, kiedy skarb państwa trzyma na wszystkim łapkę, o nieudolności zarządzania itp. Porównywał to z brytyjskim systemem (w którym też swojego czasu siedział) i nieporównywalnie lepszym efektem, jaki tam osiągnięto.
Naprawdę, ważąc Twoją opinię z opinią profesjonalisty, wybieram drugą opcję.
Aha. Okej. Dobra. A to Ci dopiero!
Dla mnie to człowiek bez jaj i honoru. Tyle w tym temacie :> Oczywiście to jeno moja subiektywna opinia ;]
Dosie mój ty inteligjencie
https://www.youtube.com/watch?v=HHM5YrWWGbA
Ponoć uczą by zapoznać się z tematem zanim otworzy się paszczę. Inaczej zaczynasz pierdolić jak Cichy.
dekadencie, co to zapisać poprawnie nicka rozmówcy nie potrafi – być może to było za trudne dla Ciebie, więc wyjaśnię – ja niczego nie neguję. Akurat wręcz przeciwnie, zdaję sobie z tego doskonale sprawę, głuptasku.
Wątpię tylko w wartościowanie tego argumentu na minus.
@dos: OT: Zgadnij, kim jest „dekadent” ;)
@Krupier: ten rząd nie wprowadził płatnych dróg, tylko zmienił system winietowy na system viaTOLL, i tyle.
Cichy:
„Bywa, choć mniej niż w państwowych. Ale wtedy to już problem prywatnego właściciela, a nie nasz.”
Owszem, nasz. Szczególnie wówczas, gdy w prywatnych rękach są np. elektrownie.
„Było – kiedy spełnimy kryteria. Możemy oczywiście na złość UE uporczywie ich nie spełniać (chociaż w sumie czy na złość? po Grecji to już raczej będą nieufni wobec rozszerzania eurolandu), ale to taka sobie strategia.”
Wg niektórych już dziś spełniamy kryteria.
„Jak dotąd nikomu nie zniszczyło. No, może pośrednio Grecji, bo bez euro nie dałaby rady tak mocno się zadłużyć.”
Powiedz to Słowakom, którzy teraz mają wszystko droższe.
zammer:
To nie jest żaden pogląd pseudo-patriotyczny tylko zdroworozsądkowy. Sytuacje o których piszesz są z pewnością częste niemniej jednak nie uważam by w tym przypadku prywatyzacja była najlepszym rozwiązaniem. Przynajmniej jeśli chodzi o energetykę i służbę zdrowia.
dos:
Dla mnie to konkretny argument przeciw obecnemu rządowi, jak chcesz to możesz jeść sztuczną papkę, ja jednak nie chciałbym dopuścić do takiej sytuacji jaka jest w USA.
AdamK:
Ten rząd wprowadził płatne drogi (nie tylko ekspresowe i autostrady) dla pojazdów o masie własnej powyżej 3,5t i nazywa się właśnie tak jak piszesz.
Krupier: ale eee, przecież już jesz GMO, i to często. To jako pierwsze. Jako drugie – z wielu różnych rzeczy, które wprowadzono w przemyśle spożywczym od czasów rewolucji przemysłowych, akurat GMO niezbyt zasługuje na miano „sztucznej papki”. Jako trzecie – GMO, jak wszystko inne, może być wykorzystane na wiele różnych sposobów. Żeby uniknąć w przyszłości takich sytuacji, jak np. ta obecna z nadużywaniem Roundupu, należałoby jakoś uregulować hodowlę nasion zmodyfikowanych genetycznie. Teraz ze względu na brak takich regulacji mamy w efekcie radosne „róbta co chceta” – a zakazywanie wszystkich upraw GMO z tego powodu byłoby czymś tak idiotycznym, jak zakazywanie produkcji noży kuchennych, bo przecież można je źle wykorzystać. Nie mówiąc już o tym, że od wieków stosuje się naturalne metody selekcji, które mogą być stosowane do tych samych celów, co teraz GMO (i były), tyle, że wymagają one dłuższego czasu i wyższych nakładów pieniężnych.
Ale zawsze można pokrzyczeć przeciwko czemuś tak nośnemu i medialnemu. Przecież to „sztuczna papka”, to „ingerowanie w naturę”, więc musi być złe – zakazać!
dos: masz prawo tak twierdzić, Twoja wola. Póki co teraz na naszym rynku jedynymi produktami GMO są produkty pochodzenia sojowego (mówią o tych legalnie dopuszczonych do obrotu), a ja soi nie jadam (nie licząc jej jako jednego ze składników czegoś innego).
Mówię, że nie chcę by w Polsce było tak jak w USA gdzie firmy lobbują (jeśli już tego nie zrobiły) na rzecz tego by te produkty nawet nie były oznaczane na opakowaniach!
Do tego dochodzi jeszcze kwestia patentów o rolników, którym wiatr „zasadził” plony GMO, a Monsanto już puka do niego o kasę z tego tytułu.
GMO to shit, ale zawsze można pokrzyczeć jakie to fajne i dobre. No i klęskę głodu w Afryce naprawi.
Ze skrajności w skrajność, co?… Oczywiście, że nie naprawi; oczywiście, że nie jest lekiem na całe zło; oczywiście, że najwyżej ułatwi hodowlę i obniży nieco koszty, a cudów nie zdziała. Do tego patenty w wielu różnych formach już dawno przestały wspierać innowację, zamiast tego wspierając tylko tych przebiegłych. Ale to chyba są osobne problemy, nie mające raczej nic wspólnego z samą istotą tego, czym jest GMO, co nie?
„(nie licząc jej jako jednego ze składników czegoś innego)” – a co to za różnica? Trafia do Twojego organizmu tak, czy inaczej – ba, śmiem nawet twierdzić, że to takiej wielkiej różnicy organizmowi nie robi, czy będziesz spożywać samą soję, czy soję jako składnik jakiegoś posiłku.
Pewne argumenty są oczywiście poprawne. Tak bezpośredni i mocny lobbing rzadko kiedy wychodzi komukolwiek oprócz samych lobbujących na dobre, ale to przecież nie jest problem z GMO, tylko z tymi konkretnymi firmami i/lub rządami. Podobne problemy można znaleźć przy innych tematach, a to raczej nie jest powód do tego, by krzyczeć „zakazać wydawania gazet!”, bo np. komuś przeszkadzały słowa „lub czasopisma”. A dokładnie coś takiego się dzieje wśród fanatycznych przeciwników żywności genetycznie modyfikowanej (pewnie głównie ze strachu przed słowem „genetycznie”)
@Krupier: i jednocześnie zlikwidował system winiet. Wychodzi na 0.
dos:
Mimo wszystko zdania nie zmienię, uważam tak jak pisałem – nie chcę by w Polsce było z GMO tak jak jest w USA.
Co do jedzenia to jednak jest różnica czy zjem tej soi 0,01g czy całą paczkę sojowego pasztetu, w którym tej ostatniej jest np. 50g.
AdamK:
Rotfl, weź może zapoznaj się bardziej z tematem, ok? Łopatologiczne wyjaśnienie ode mnie – drogi, które do tej pory były darmowe, teraz już nie są. Więc nie, nic nie wychodzi na 0 bo niby jak mogłoby wyjść skoro tych płatnych dróg jedynie DODANO. I tak jak pisałem, często zwykłych krajówek, nawet nie ekspresowych czy autostrad.
@dekadent
Jeśli jesteś tym, którego ostatnio zbanowałem, to miej odrobinę przyzwoitości i odpuść sobie. Naprawdę nie mam ochoty bawić się w ciuciubabkę.
@Krupier
Może i tak, ale w praktyce w prywatnych firmach takie cyrki się nie zdarzają. Nawet jeśli jakiś Kulczyk zatrudni synka w firmie, to będzie miał dość rozumu, żeby mu nie dawać na dzień dobry jakiegoś odpowiedzialnego stanowiska. A politycy tyle rozumu często nie mają.
To niech ci „niektórzy” odrobią pracę domową z naszych wskaźników ekonomicznych, bo póki co z całą pewnością kryteriów nie spełniamy.
Możesz poprzeć to twierdzenie jakimś linkiem pokazującym skok inflacji albo spadek siły nabywczej przeciętnego Słowaka (i w miarę możliwości jakoś argumentującym tezę, że to euro winne, a nie kryzys)? Z tego co mi wiadomo, Słowacja stała się droższa dla nas, bo euro się umocniło w stosunku do złotówki, ale dla Słowaków niespecjalnie.
A co do GMO – nie widzę żadnego powodu, dla którego miałoby być zakazane. Jeśli komuś się wydaje, że zmodyfikowany genetycznie pomidor go otruje albo ugryzie, to dla świętego spokoju może być obowiązek oznaczania, że dany produkt to GMO i po sprawie.
Kawal interesujacej prorzadowej propagandy swietnie nawiazujacej do watkow gierkowszczyzny. To co chcesz pochwalic dajesz na poczatek i to w wersji ilustrowanej, a zeby nie bylo, ze pomijasz rzeczy zle to owszem na marginesie sie o nich wspomina, zaznaczajac ze mozna bylo lepiej, ze na przyszlosc trzeba sie poprawic. I oczywiscie nastepna piecio^ czterolatka jest od tego. Ale zadnych konkretow juz nie ma. Zadnych liczb, wykresow, tylko ogolniki.
Nie przedstawiles danych dotyczacych wzrostu zadluzenia, zwiekszenia biurokracji, porownania kosztow budowy autostrad i stadionow w Polsce i innych krajach. Takie sukcesy jak Nord-Stream ktory – przypomne – wg ministra PO mial byc kolejnym paktem Ribbentrop-Molotow, a jak przyszlo co do czego zadowolil sie obietnica ze nam przesuna rure przy porcie szczecinskim jak bedziemy potrzebowac. Bo teraz nie mozemy, tego sie nie dalo zalatwic swietna polityka zagraniczna. Niszczejacy wrak rzadowego samolotu jest tez swietna wizytowka doskonalej polityki, rosnacego prestizu i swietnych stosunkow itd.
BTW nie traktuj pomowien GW serio, wiara we wlasna propagande nie przynosci szczescia.
Heh, tak się właśnie zastanawiałem przed publikacją wpisu, czy napierw dać sukcesy, czy porażki. Po namyśle stwierdziłem, że tak czy siak ktoś zinterpretuje wybraną kolejność jako próbę wyeksponowania sukcesów (jeśli na początku, to że niby ważniejsze, a jeśli na końcu, to że niby mają bardziej zapaść w pamięć) i widzę, że się nie pomyliłem.
Na marginesie? Opis sukcesów zajął mi 6120 znaków, a opis porażek 5714 znaków. Porażająca różnica.
Dla równowagi – pisząc o sukcesach, wytykałem też niedociągnięcia.
Wiesz, trochę trudno o liczby i wykresy obrazujące populizm rządu czy patologie w służbach. W przypadku finansów przyznaję, jakoś nie pomyślałem – ale OK, żeby mieć czyste sumienie, niniejszym dodałem wykres i liczby. Zwiększyłem tym samym długość części „porażkowej” do 6131 znaków – to już nawet o 11 więcej niż o sukcesach;-).
Podobnie jak zyliona innych danych. To jest wpis na blogu (i tak już długi), a nie rocznik statystyczny.
@Krupier: w systemie winietowym płatne był ruch po wszystkich drogach krajowych i autostradach. Zastąpił go viaToll. Wychodzi na 0.