Cichy Fragles

skocz do treści

Przeczytane w 2014 #3

Dodane: 8 lutego 2015, w kategorii: Literatura

W dzisiejszym odcinku:

  • Strefa bezpieczeństwa Goražde (Joe Sacco)
  • Moje stulecie (Günter Grass)
  • Piekło kobiet (Tadeusz Boy-Żeleński)
  • Ewangelia FSM (Bobby Henderson)
  • Lucyfer #10: Gwiazda Zaranna
  • Tak jest dobrze (Szczepan Twardoch)
  • Fetysz (Kathe Koja)
  • Dobre kości (Margaret Atwood)

Strefa bezpieczeństwa Goražde (Joe Sacco)

okładka (Mroja Press)

Komiksowy reportaż z miejscowości, która podczas wojny w Bośni została ogłoszona przez ONZ strefą bezpieczeństwa – bardzo orwellowsko, bo o bezpieczeństwie nie było tam mowy. ONZ zapewniała ochronę tylko na papierze, w praktyce ograniczając się do wysyłania pomocy humanitarnej (która zresztą też nie zawsze docierała), wyrażania oburzenia i zapewniania o poparciu – nawet wtedy, gdy Goražde zostało zupełnie jawnie zaatakowane przez serbskie wojsko. Wszelkie skojarzenia z dzisiejszymi reakcjami na atak Rosji na Ukrainę są oczywiście z gruntu niesłuszne, bo dziś ONZ nawet nie udaje zaangażowania. Może i lepiej zresztą, bo w Bośni to zaangażowanie nie tylko nie pomagało, ale jeszcze przeszkadzało – przed interwencją NATO trzeba było wycofać „błękitne hełmy” z terenów ogarniętych wojną, ponieważ obawiano się… wzięcia ich jako zakładników.

Polityka to jednak tylko margines reportażu, koncentrującego się na problemach szarych ludzi, którzy tradycyjnie najbardziej na tym wszystkim cierpią. Niestety, w tej szarości mało co się wyróżnia, zwłaszcza gdy się już widziało zylion reportaży wojennych: bieda, głód, ciągła niepewność jutra, jeden dzień podobny do drugiego, marzenia o pokoju… nihil novi. Opisane i narysowane sprawnie, ale doczytałem do końca nieco znużony. Możecie to nazwać znieczulicą.

Ocena: 4-


Moje stulecie (Günter Grass)

okładka (Wydawnictwo Oskar)

Sto (!) tekstów o XX wieku – po jednym na każdy rok. Teksty siłą rzeczy krótkie, zwykle dwustronicowe, odnoszące się do szczególnych wydarzeń historycznych, zwykle w formie fabułki, czasem po prostu komentarze. Całość kojarzy mi się z podręcznikiem do historii, który miałem w podstawówce – każdy rozdział zaczynał się tam jakąś scenką rodzajową wprowadzającą w klimat epoki, np. pogawędką marynarzy wypływających z nowego portu w Gdyni. Nie tylko podobny pomysł, ale też generalnie zbliżona głębia przemyśleń i wartość literacka – o ile mi jednak wiadomo, tamtego podręcznika nie pisał żaden noblista…

Ocena: 3


Piekło kobiet (Tadeusz Boy-Żeleński)

okładka okładka (Wolne Lektury)

Uczynić biedną dziewczynę matką, pozbawić ją pracy dlatego, bo się spodziewa macierzyństwa, kopnąć ją z pogardą, zrzucić na nią cały ciężar błędu i jego skutków, i zagrozić jej latami więzienia, jeżeli, oszalała rozpaczą, chce się od tego zbyt ciężkiego na jej siły brzemienia uwolnić — oto filozofia praw, które, aż nadto znać, były przez mężczyzn pisane! Głosić wzniosłe teorie o „prawie płodu do życia”, znów grozić matce więzieniem w imię praw tego płodu, ale równocześnie nie troszczyć się o to, aby nosicielka tego płodu miała co do ust włożyć… I rzecz szczególna, ten sam płód, nad którym trzęsą się ustawodawcy, póki jest w łonie matki, w godzinę po urodzeniu traci wszelkie prawa do opieki prawnej, może zginąć pod mostem z zimna, gdy matka — którą jej „święte” macierzyństwo czyni nieraz wyrzutkiem społeczeństwa — nie ma dachu nad głową.

Lektura felietonów Boya to zajęcie frustrujące i pocieszające jednocześnie. Frustrujące, bo stulecie prawie minęło, a patologie przez niego piętnowane wciąż mają się dobrze – „obrońcy życia”, jak w jego czasach, tak i dziś stawiają prawa embrionów ponad prawami człowieka, a ponieważ prawo stoi po ich stronie, to podziemie aborcyjne kwitnie, a hipokryzja jeszcze bardziej. Pocieszające natomiast, bo dzięki antykoncepcji i liberalizacji obyczajowej piekło zmieniło się w co najwyżej czyściec – ani niechciane ciąże nie zdarzają się już tak często, ani sytuacja samotnej matki nie jest tak beznadziejna jak w drugiej RP. Do raju ciągle daleko, ale jakiś postęp jest…

Ocena: 4

Inne tego autora: Nasi okupanci, Słówka


Ewangelia FSM (Bobby Henderson)

okładka

Jak powinna wyglądać święta księga religii stworzonej dla jaj? Hmm, zapewne powinna być śmieszna, prawda? No cóż, parę razy jej się to udaje (rozbawił mnie zwłaszcza „eksperyment komunijny”, naukowo dowodzący wyższości pastafarianizmu nad chrześcijaństwem), ale przez większość czasu niespecjalnie – dominuje humor mocno wymuszony, często zdarza się też ostentacyjne szturchanie czytelnika: „patrz, nabijamy się z kreacjonistów, o tutaj! a tu z pobożnych polityków, widzisz?” – widzę, naprawdę nie trzeba mi palcem pokazywać! Dobrze, że chociaż w odróżnieniu od innych świętych ksiąg, ta jest niezbyt długa.

A najśmieszniejsze, że główny dogmat pastafarianizmu – twierdzenie, że stwórca Wszechświata jest dziwaczną istotą o absurdalnym poczuciu humoru – dałoby się obronić zupełnie serio, patrząc jak ten świat wygląda. Szkoda, że to akurat czcicielom FSM nigdy do głowy nie przyszło.

Ocena: 3


Lucyfer #10: Gwiazda Zaranna

okładka (Egmont)

Parę ostatnich tomów prezentowało się mizernie i kolejny kupiłem bardziej z niechęci do zarzucania serii tuż przed końcem, niż z wiary, że jeszcze coś z tego będzie. A tu jakże miła niespodzianka – scenarzysta wreszcie przestał odwlekać Ostateczne Starcie, wszyscy ruszyli z impetem w głąb i zaczęło się dziać, że hej. Fabuła może nieprzesadnie skomplikowana (wszyscy walczą ze wszystkimi), ale co tam – nie ma to jak solidna nawalanka przed końcem świata, a tytułowy bohater nawet bierze w niej udział, zamiast pociągać za sznurki gdzieś z boku. Koniec świata oczywiście zaskakująco nie nastąpi (bądź co bądź został jeszcze jeden tom), ale nudzić się wreszcie nie można. W porównaniu z poprzednimi odcinkami solidne odbicie – jeśli ostatni tom tego nie zepsuje, seria jako całość zasłuży na pozytywną ocenę.

Ocena: 4+

Poprzednie tomy: #1-2, #3, #4, #5-6, #7, #8, #9


Tak jest dobrze (Szczepan Twardoch)

okładka (Powergraph)

Sześć mrocznych opowiadań: o starcu zniszczonym przez historię i nienawidzącym świata; o dziewczynie upokarzanej przez rówieśników i marzącej o odegraniu się; o człowieku sukcesu, skrywającym w sobie bestię… i tak dalej. Każdy tekst bardzo pesymistyczny i dający po głowie, każdy na swój sposób burzy spokój ducha. Każdy, oprócz (paradoksalnie) tytułowego – dość sztampowej historyjki o rodzinnej tragedii, do zapomnienia pięć minut po przeczytaniu. Ale to jedyny minus, cała reszta jest wybornie napisana i mocno zachęca do poznania kolejnych utworów Twardocha – co i zamierzam niezwłocznie uczynić.

No, może nie tak niezwłocznie, bo książek w kolejce do przeczytania mam od groma – ale „Wieczny Grunwald” i „Morfina” już się w niej znalazły:-).

Ocena: 5-


Fetysz (Kathe Koja)

okładka (Replika)

Jess i Sophie tworzą związek bez mała idealny. Co w takiej sytuacji musi się stać, żeby było o czym pisać powieść? Oczywiście muszą się pojawić problemy grożące rozbiciem związku. A jak do tego najprościej doprowadzić? Oczywiście wprowadzić na scenę drugą kobietę. Pojawia się zatem Lena, o której dość powiedzieć, że Jess już przy pierwszym spotkaniu porównuje ją do kobry – a z czasem boleśnie się przekona, że porównanie było celniejsze, niż mu się zdawało. Brzmi jak jeszcze jeden standardowy romans, prawda?

No cóż, na poziomie fabuły w zasadzie tak jest – historia niewiele odbiega od utartego romansowego schematu – ale sposób jej opisania, życie wewnętrzne Jessa (narrator), spięcia emocjonalne, wreszcie filozofia życiowa Leny – wszystko to zupełnie zmienia postać rzeczy, z potencjalnego Harlequina robiąc w końcu niemalże moralitet. Jak zwykle u tej autorki (note to self: sprawdzić jak odmienia się jej nazwisko), mamy też studium obsesji, paraliżującej a zarazem popychającej do działania, zwykle o destruktywnych skutkach. Mocna rzecz, w dodatku świetnie się czytająca – szkoda, że sposób wydania sugeruje coś z zupełnie innej półki.

Ocena: 5-

Inne tej autorki: Dziwne anioły


Dobre kości (Margaret Atwood)

okładka (Bellona)

Zbiór… hmm, szkiców? Wprawek? Opowiadanek machniętych w wolnym czasie? Kartek z szuflady? W każdym razie króciutkich tekstów (zwykle nie więcej niż dwie-trzy strony gigaczcionką), których wspólnym mianownikiem, jeśli o takowym można mówić, jest niecodzienny punkt widzenia. Punkt widzenia ufoludka, nietoperza, owada, nawet plemnika – wszystko, co pozwala spojrzeć na świat pod innym kątem, zwrócić uwagę na jego absurdy, lub przynajmniej opisać zwyczajne sytuacje w niezwyczajny sposób. I wszystko byłoby fajnie, gdyby te teksty choć trochę rozwinąć, a nie poprzestawać na kilku akapitach prezentujących pomysł i niewiele ponadto. Autorka z pewnością byłaby w stanie wycisnąć z tych pomysłów dużo więcej – wielka szkoda, że jej się nie chciało…

Ocena: 3+

Inne tej autorki: Opowieść podręcznej, Moralny nieład, Rok potopu


Komentarze

Podobne wpisy