Pierwszy raz w historii bloga pokonałem swoją ślimaczą naturę i oto jest – recenzja najnowszej powieści Dukaja raptem tydzień po premierze!
Premierze niecodziennej, bo wyłącznie w wersji elektronicznej, a o papierowej nawet nie wiadomo czy będzie. Postęp jest nieubłagany, kolejny krok w kierunku śmierci papieru został zrobiony i tak dalej – ale przede wszystkim chodziło pewnie o prozaiczne względy marketingowe. Niby e-book zawiera jakieś linki i piętrowe przypisy, ale to tylko pretekst, tak naprawdę nie ma tu niczego, co by się nie dało przenieść na tradycyjny papier.
Mniejsza jednak o formę, zajmijmy się treścią.
Zaczyna się nie tyle nawet od trzęsienia ziemi, co od jej sterylizacji: w naszą planetę uderza strumień neutronowy, natychmiastowo niszczący wszelkie życie. Dzięki technologii nie jest to jednak ostateczny koniec, rzecz się bowiem dzieje w niedalekiej (?) przyszłości, w której możliwe jest już zeskanowanie mózgu i skopiowanie jego zawartości do komputera – służy do tego urządzenie o nazwie InSoul3, stworzone dla graczy, żeby mogli sobie generować doskonałe boty – więc ci, którzy mieli szczęście znaleźć się po bezpiecznej stronie planety w chwili uderzenia, w pośpiechu się zeskanowali, żeby chociaż te boty po nich pozostały.
W tym momencie nie mogę się nie przyczepić: istnieje technologia pozwalająca przenieść umysł do komputera, tak rozwinięta, że już cenowo osiągalna dla zwykłych śmiertelników – i z powodu jakichś bliżej niesprecyzowanych obiekcji moralnych nikt sobie takich kopii nie tworzył, dopóki nie nadszedł koniec świata? W późniejszej części dowiadujemy się, że apokalipsy nie przetrwał ani jeden Japończyk, bo ich kraj był po złej stronie planety i nie mieli czasu na reakcję – serio? Ani jednemu nie przyszło wcześniej do głowy skopiować się do komputera tak po prostu, bo to możliwe? W kraju, gdzie już dzisiaj nie brakuje cudaków żeniących się z wirtualnymi postaciami? No bez jaj, naprawdę.
Tak czy siak, umysły w komputerach przetrwały zagładę, otrząsnęły się z szoku i zaczęły kombinować, jak tu dalej żyć – szczęśliwie automatyzacja zdążyła zajść tak daleko, że elektrownie i wszelka infrastruktura generalnie nadal działa, a o robota dającego się kontrolować przez internet nietrudno, więc ocaleńcy hakują co popadnie – roboty przemysłowe, medyczne, sprzątające, a nawet sekslalki – wszystko, co może się ruszać i ma jakieś narządy zmysłów, nadaje się przecież na ciało. Stopniowo ogarniają się na tyle, że zaczynają odbudowywać cywilizację, a nawet pracować nad odtworzeniem biologicznego życia…
…i tu autorowi niespodziewanie kończy się wena. W sumie wszystko, co udało mu się wycisnąć z wyjściowej sytuacji, to kryzys egzystencjalny głównego bohatera, cała reszta to powtórka z rozrywki. Niespodziewany koniec świata, który fuksem przetrwała garstka odszczepieńców – „Science fiction”. Życie traktowane jak gra komputerowa – „Linia oporu”. Przeskakiwanie między ciałami, nowa biologia – „Król bólu i pasikonik”. Transhumanizm i modyfikacje ciała – „Perfekcyjna niedoskonałość” i ponownie „Science fiction”. Poszukiwanie obcej cywilizacji na podstawie odkształceń czasoprzestrzeni – „Aguerre w świcie”, nawet rozmowa na radioteleskopie natychmiast przypomniała mi konfrontację Aguerre’a z Petrcem. Zakończenie znowuż kojarzy się z „Królem bólu”. Wszystko już gdzieś u Dukaja było, praktycznie ani jednego nowego rekwizytu nie zauważyłem, a ich kombinacja też niczego więcej nie wnosi.
Choć mogłaby: skoro cyfrowe umysły można łatwo kopiować (i się z tego korzysta), to aż się prosi o zaprezentowanie jakichś relacji między kopiami. Nie tylko współpracy, ale i rywalizacji – niektórzy padli ofiarą piractwa, ponieważ konkurujące ze sobą gildie chciały ich mieć dla siebie, co stanowi piękny punkt wyjścia do konfliktów i kryzysów tożsamości, jakich świat nie widział – zupełnie niewykorzystany. Odtwarzanie biologii – też niezłe pole do popisu, też ledwie zarysowane. Gildie walczące o wpływy – cały czas daleko w tle, na oko różniące się od siebie głównie nazwą i logiem, bo rzadko kiedy słyszymy o nich coś konkretniejszego. Przemiany kulturowe w świecie botów, zmieniających „ciała” jak rękawiczki – sprowadzają się do używania emotek zamiast mimiki. Tyle niewykorzystanych szans…
OK, to nadal Dukaj, nadal czyta się to z przyjemnością, literacko i naukowo powieść na poziomie znacznie powyżej większości fantastów, tyle że poniżej tego, do czego autor nas przyzwyczaił. Gdyby to była pierwsza jego książka, może bym się i zachwycił, nie wykluczam – ale pierwsza nie jest, ani nawet nie dziesiąta, więc pewne sztuczki już nie robią na mnie wrażenia. Cóż, miejmy nadzieję, że ta powieść (właściwie mikropowieść, w PDF-ie 170 stron dużą czcionką, z czego przynajmniej 30 stron obrazków) to tylko taki niezobowiązujący przerywnik pomiędzy poważniejszymi dziełami, do których autor bardziej się przykłada i dlatego tak długo już na nie czekamy…
Ocena: 4
Inne tego autora: Lód, Wroniec, Król bólu (#1, #2, #3), Portret nietoty, Science fiction
Komentarze
Też przeczytałem. Podobało mi się chyba bardziej niż Tobie, ale daleki jestem od bezkrytycznego zachwytu. Rzeczywiście, wydawnicza gadka o „przełomowej formie” jest, delikatnie mówiąc, przesadzona. Z wywiadu z Dukajem, który kilka dni temu ukazał się w Świecie Czytników, wynika, że autor rzeczywiście miał parę nowatorskich e-pomysłów, ale niestety nie przeszły.
DALEJ SPOJLERY
Co do błędów logicznych: To, że nikt nie zeskanował się przed Apo, to jedno, ale za większą wpadkę uważam „nowych” ludzi, którzy najwyraźniej oddychali dwutlenkiem węgla. Bo przecież przez te parędziesiąt lat skład atmosfery musiał ulec sporej zmianie…
Brak konkretnej fabuły jest dostrzegalny, lecz mnie nie przeszkadza, postrzegam „Starość aksolotla” bardziej jako powieść idei. Zakończenie uważam za bardzo dobre stylistycznie, jednak przydałby się mocniejszy akcent. Podoba mi się za to melancholijne przesłanie powieści, które odczytuję tak: w ludziach tkwi jakaś potrzeba rozwoju, pragnienie transcendencji, ale w zeskanowanych post-ludziach tego nie będzie, zatrzymamy się metafizycznie w miejscu (bo albo proces skanowania będzie niedoskonały, albo… no właśnie, bo metafizyka).
No tak, cyfrowy nekrolog czytelnika to niewątpliwie byłby mocny strzał – ale faktycznie w standardowych formatach e-booków to niewykonalne.
To można na upartego obronić – może jakoś zatrzymali/spowolnili zmiany, albo wspomogli się inżynierią genetyczną. Z treści nie wynika, ale nigdy nie wiadomo.
No właśnie, tu autor był na dobrej drodze, tylko nie widać tych różnic między botami i ludźmi – mówi się ileś razy, że skan nie był idealny, że w zależności od użytego softu boty mają różne odchyły (skądinąd bardzo fajny pomysł), ale przez całą książkę nie zauważyłem w ich zachowaniach niczego podejrzanego. Może gdybyśmy lepiej poznali głównego bohatera przed Apo, dałoby się coś zauważyć przez porównanie, ale tego zabrakło. Pozostaje tylko zwalić to na metafizykę.
dla mnie tworczośc godna uwagi. motyw z reklamą i ceną, do tego nowość w ebookach strzał w dziesiątke, dla tych kogo fantasy nie ciekawiło, cała ta otoczka z allegro sprawiła ,że zajrzeli, a co tam dyche wydać. i już full nowych wielbicieli,osobscie polecam
Jeszcze nie czytałam książek tego autora, ale skutecznie mnie zniechęciłeś do tej książki. Może kiedyś zacznę czytać książki Dukaja, ale będę pamiętać żeby tą omijać.
ksiazkowy-swiat-niki.blogspot.com
Przepraszam, nie chciałem;-).