Cichy Fragles

skocz do treści

Czym się różni rząd od samorządu?

Dodane: 20 listopada 2010, w kategorii: Polityka, Przemyślenia

Cisza wyborcza nastała, ale niektórzy chcieliby pewnie pogadać o polityce, więc rzucam temat polityczny, a ciszy nie łamiący: dlaczego władze samorządowe utrzymują poparcie nieporównanie sprawniej niż centralne?

Po dwudziestu latach demokracji trudno już sądzić, że różnica jest tylko dziełem przypadku. Po 1989 parlament wybieraliśmy sześciokrotnie i ani razu partia rządząca nie utrzymała władzy, ani razu nie dostała choćby jednej trzeciej wszystkich głosów i tylko dwukrotnie zdołała poprawić wynik, z jakim doszła do władzy – w obu przypadkach głównie kosztem koalicjantów, którzy w efekcie ponosili ciężką porażkę, a koalicja jako całość i tak wychodziła na minus i traciła sejmową większość. W samorządach natomiast utrzymanie się u władzy nie stanowi większego problemu – urzędujący prezydenci miast są zwykle głównymi faworytami, łatwiej znaleźć takich, którzy wygrają już w pierwszej turze, niż takich, którzy zajmą miejsce poza czołową dwójką. Jeśli mnie pamięć nie myli, cztery lata temu ponad 60% z nich utrzymało władzę, teraz zanosi się na podobny wynik.

Pytanie zatem – dlaczego? Kilka hipotez:

  1. Samorząd boryka się z mniejszymi problemami niż rząd, więc ma łatwiejsze życie.
  2. Media lokalne są słabe, więc nie patrzą władzy tak uważnie na ręce i błędy łatwiej uchodzą bezkarnie.
  3. Mniejsze zainteresowanie sprawami lokalnymi powoduje, że prezydent bywa jedynym powszechnie rozpoznawalnym politykiem w mieście, a konkurencji trudniej zaistnieć.
  4. W samorządzie, z uwagi na charakter spraw, którymi się zajmuje, jest mniej miejsca na wojny polityczne, np. o remonty dróg trudno się tak efektownie pokłócić jak o politykę zagraniczną.
  5. Do samorządów idą po prostu lepsi ludzie niż do parlamentu, bo mniej tam pola do popisu dla kretynów, złodziei i karierowiczów, a zerowe kwalifikacje do czegokolwiek trudniej ukryć.

Wszystkie ww. hipotezy mają oczywiście słabe punkty:

  1. Mniejsze problemy to także mniejsze pole do popisu i mniejsze możliwości ukrycia niekompetencji. Rząd może łatwo uciec w tematy zastępcze, samorząd niespecjalnie.
  2. W największych miastach mediów lokalnych raczej nie brakuje, miasta wojewódzkie są zwykle w centrum uwagi lokalnych dodatków do ogólnopolskich dzienników, Warszawą czy Krakowem interesują się także media ogólnopolskie.
  3. W dużych miastach jest i silna konkurencja, wspierana nawet przez partyjnych liderów. A często rządzą przecież politycy, za którymi żadna partia nie stoi.
  4. Punktów spornych i tak nie brakuje, a opozycja też może być totalna – remontują ulicę Kowalskiego, to źle, bo czemu nie Iksińskiego; jak Iksińskiego to źle, bo czemu nie Malinowskiego; a jak remontują wszystkie, to już w ogóle źle, bo pół miasta w korkach stoi. A o budżet to już w ogóle można walczyć i walczyć.
  5. Wielu ludzi przepływa z samorządów do parlamentu i odwrotnie, czego najlepszym przykładem Warszawa – Lech Kaczyński najpierw rządził nią przez trzy lata, a potem z przyzwoitym poparciem został prezydentem kraju i poleciał w sondażach na dno; odwrotnie Hanna Gronkiewicz-Waltz, wcześniej na szczeblu centralnym raczej w drugim szeregu i mało popularna, w Warszawie po czterech latach rządzenia wyprzedza konkurentów o kilka długości.

Zapewne – jak to zwykle bywa – liczy się wszystko po trochu, a jednego prostego wyjaśnienia nie ma. Ale próbować je znaleźć nie zaszkodzi.


Paranoicy i Samobójcy

Dodane: 5 listopada 2010, w kategorii: Polityka

Po tegorocznych wyborach prezydenckich zamierzałem wystrugać tekst o tym, jak katastrofa pod Smoleńskiem paradoksalnie uratowała PiS przed upadkiem. Jeszcze dziewiątego kwietnia w partii panował marazm, jej notowania dołowały, nie mówiąc o prezydencie bijącym kolejne antyrekordy popularności, a na wybory czekano tam jak na ścięcie. Katastrofa z dnia na dzień wszystko zmieniła – PiS natychmiastowo się obudził i dostał wiatr w żagle, Jarosław Kaczyński dzięki fali współczucia i perfekcyjnie wyreżyserowanej „przemianie” mało co nie został prezydentem, a partia dostała nowy mit założycielski w miejsce zużytej i skompromitowanej „walki z Układem”. Wszystko wskazywało na to, że PiS na dobre wrócił do gry o władzę…

…ale zanim się za ten tekst zabrałem, sytuacja znowu się odwróciła – Kaczyński wywołał wojnę o krzyż, wygłosił słynne słowa o „nieporozumieniu”, potem dorzucił jeszcze „kondominium”, spuścił ze smyczy Macierewicza i krok po kroku nie tylko wrócił do wcześniejszej normy, ale nawet ją przekroczył, marnując cały dorobek z kampanii prezydenckiej i przekreślając się w oczach umiarkowanego elektoratu już chyba nieodwracalnie. A dzisiejsza decyzja o wyrzuceniu Kluzik-Rostkowskiej i Jakubiak stanowi efektowne przypieczętowanie tego trendu. Tym efektowniejsze, że przecież Jakubiak nawet po pamiętnym zgnojeniu przez prezesa niemalże ze łzami w oczach zapewniała o swojej dozgonnej lojalności – i nawet to jej nie uratowało.

Nie muszę chyba dodawać, że uważam ten krok za samobójczy – po latach usuwania z partii wszystkich co rozumniejszych ludzi obie panie były już praktycznie ostatnimi reliktami zdrowego rozsądku i stanowiły jakąś śladową przeciwwagę dla „talibów”. Teraz pozostało tylko wywalić Poncyliusza i Kaczyński osiągnie w końcu swój wymarzony stan – partię o jednym mózgu. Żadnej krytyki, żadnych wątpliwości, żadnego – za przeproszeniem – centryzmu, jednomyślność jak na cmentarzu.

Wszystko to mnie oczywiście bardzo cieszy, bo im gorzej dla PiS-u, tym lepiej dla Polski. Wrodzona paranoja ciągle mi się jednak każe zastanawiać – czy aby na pewno w tym szaleństwie nie ma jakiejś metody? Czy Kaczyński naprawdę jest już tak oderwany od rzeczywistości, żeby wierzyć w możliwość odzyskania władzy z Ziobrą, Kurskim i Macierewiczem? Niemożliwe, to by przecież było zbyt piękne.

Ale jeśli tak jednak jest, to w przyszłym roku możemy obejrzeć naprawdę przecudowną katastrofę:-).


Po trupach do celu

Dodane: 19 października 2010, w kategorii: Polityka

Kolejnych, jak zwykle arcymądrych wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego i jego wyznawców, nie chce mi się nawet komentować, bo generalnie nie ma tu nic nowego: obwinianie Platformy za całe zło świata, przedstawianie siebie jako bezbronnej i niewinnej ofiary, szantaż emocjonalny, cyniczne wykorzystywanie tragedii do walki politycznej – wszystko to już było.

Ale jest jeden szczegół, na który chyba nikt jak dotąd nie zwrócił uwagi: tego typu wypowiedzi, dolewające oliwy do ognia, mogą sprowokować innych świrów (z obu stron barykady) do podobnych czynów. Nietrudno sobie przecież wyobrazić Prawdziwego Polaka, którego światłe słowa Wodza ośmielą do dokopania zdrajcom i mordercom w odwecie za dzisiejszą zbrodnię; albo Prawdziwego Platformersa, który stwierdzi, że skoro przez sam fakt popierania Tuska już i tak ma krew na rękach, to może jej utoczyć jeszcze trochę w walce z oszołomstwem. W prawie czterdziestomilionowym kraju wariatów nie brakuje, a kampania wyborcza może jeszcze podgrzać emocje.

Pozostaje więc pytanie: czy Kaczyński jest kretynem, który tego nie rozumie? Czy raczej doskonale to rozumie i do tego właśnie dąży? Czy może po prostu dowalenie Tuskowi jest tak ważne, że ewentualne efekty uboczne już nie mają żadnego znaczenia?


Cud (?) na Łotwie

Dodane: 4 października 2010, w kategorii: Polityka
Mimo przeprowadzenia najdrastyczniejszych oszczędności budżetowych w Europie – w tym obcięcia emerytur o 10 proc., a pensji w budżetówce o co najmniej 20 proc. – rządząca koalicja wygrała wybory parlamentarne. I to pomimo że w kampanii zapowiedziała dalsze cięcia!

Wyborcza.biz

Tusku, widzisz?


Porozmawiajmy o czymś ważnym

Dodane: 9 września 2010, w kategorii: Polityka

Powiem krótko – pod odezwą prof. Kleibera podpisuję się wszystkimi kończynami i gorąco polecam jej lekturę wszystkim myślącym ludziom.

Nie żebym się łudził, że ten tekst przyniesie jakieś większe efekty (znamienne, że przez cały dzień nie pojawił się pod nim nawet jeden komentarz, podczas gdy byle jaki news polityczny ma ich zaraz dziesiątki), ale kropla drąży skałę i kto wie – może kiedyś coś wydrąży.

(a z mniej ważnych spraw – bot Joggera znowu szwankuje, czy tylko na mnie się obraził?)


Krzyżacy

Dodane: 8 sierpnia 2010, w kategorii: Literatura, Polityka
Lecz stojący w pobliżu pan z Taczewa odpowiedział:
– Komu wadził chrzest Litwy, tego może mierzić i krzyż.
– My krzyż na płaszczach nosim – odpowiedział z dumą Schonfeld.
Na to zaś Powała:
– A trzeba go nosić w sercach.

Henryk Sienkiewicz, „Krzyżacy”

Z dedykacją dla „obrońców krzyża”. Wszelkich, nie tylko tych spod pałacu.


Ulga

Dodane: 4 lipca 2010, w kategorii: Polityka

W ostatnich dniach kampanii miałem dojmujące uczucie deja vu – nieudana ostatnia debata, Kaczyński rosnący w sondażach i bezczelnie podlizujący się lewicy, przy bierności Platformy – wypisz wymaluj powtórka z 2005. Tym większy kamień spadł mi z serca po ogłoszeniu wyników. Mogło być lepiej, ale grunt, że ekshumacji IV RP nie będzie, a kaczyści mimo sprzyjających im okoliczności ponieśli już czwartą porażkę z rzędu – oby tak dalej:-).


Słowo na niedzielę

Dodane: 2 lipca 2010, w kategorii: Polityka

Co do tego, jaki powinien być prezydent, zdania są podzielone. Natomiast wszyscy chyba się zgodzą, że prezydent nie powinien:

Oczywiście nie jestem tak naiwny, żeby na serio myśleć, że wszyscy się z tym zgodzą. Skoro Jarek od dwóch tygodni z rozmachem pluje w twarz swoim wyborcom (do niedawna z definicji antykomunistom), a oni – z rzadkimi wyjątkami – nawet nie mają o to pretensji, to doprawdy brak mi już wyobraźni, co w ogóle mogłoby podważyć ich wiarę w Prezesa.

Ale dopóki piłka w grze, wszystko jest możliwe, więc trzeba walczyć do końca. Przecież Polska jest najważniejsza.


Pamiętajmy

Dodane: 18 czerwca 2010, w kategorii: Polityka

(znalezione na raczkowski.soup.io)

Już pojutrze wybory, a stawka – mimo niewielkich uprawnień prezydenta – wyjątkowo jest dość wysoka. Zatem idąc do urn, pamiętajmy:

O dziadku z Wehrmachtu.

O trzech milionach mieszkań.

O ciemnym ludzie, który kupi każdą ściemę.

O koalicji z Samoobroną.

O wcześniejszych gromkich zapowiedziach, że Platforma to może by się do współpracy z Lepperem zniżyła, ale PiS nigdy, przenigdy.

O podpisaniu umowy koalicyjnej przed kamerami telewizji Trwam.

O uwaleniu ustawy o służbie cywilnej zaraz po dojściu do władzy, bo utrudniała obsadzanie posadek krewnymi i znajomymi królika.

O przyjętej w rekordowo krótkim czasie ustawie medialnej, w wyniku której TVP zmieniła się w TVPiS.

O rządzie Kazia Marcinkiewicza, który miał na koncie chyba więcej konferencji prasowych niż ustaw.

O wykształciuchach, łże-elitach, partii białej flagi, froncie obrony przestępców, szarej sieci, złogach gierkowsko-gomułkowskich i tych, którzy stoją tam gdzie ZOMO.

O „oczywistych oczywistościach”, „skrótach myślowych”, „semantycznych nadużyciach” i „prawdzie, której nie udało się udowodnić”.


Cui bono?

Dodane: 21 maja 2010, w kategorii: Polityka

Notowania PiS i PO w 2010

Mam nadzieję, że wyznawcy teorii spiskowych wezmą to pod uwagę. Trzeba przecież zbadać każdy trop, prawda?


« Starsze wpisy Nowsze wpisy »