Cichy Fragles

skocz do treści

Podatki przez sieć – już prawie…

Dodane: 7 kwietnia 2009, w kategorii: Net

Prezydent wreszcie podpisał nowelizację ustawy podatkowej, dzięki której znika w końcu kretyński wymóg używania podpisu elektronicznego przy składaniu PIT-ów przez sieć. Przy odrobinie szczęścia będzie można wypełnić zeznanie w necie jeszcze przed świętami. Witamy w dwudziestym wieku!

Dlaczego nie w dwudziestym pierwszym? Ano dlatego:

Do wysłania PIT-u tą drogą potrzebny będzie komputer z systemem operacyjnym Windows 2000, XP lub Vista i skonfigurowanym dostępem do internetu. Do tego oprogramowanie Adobe Reader w wersji 8.0 lub wyższej z zainstalowaną tzw. wtyczką do tego programu.

Cóż, żadna to nowość, że nasze instytucje państwowe z uporem maniaka promują jedynie słuszne oprogramowanie (akurat Windy używam, ale Adobe Readera nie trawię, a pluginów do otwierania PDF-ów przez przeglądarkę nienawidzę). Żadna też nowość, że najprostsze i najlepsze rozwiązania (czyli w tym przypadku formularze w HMTL-u) muszą być prośbą i groźbą wymuszane, bo urzędnicy robią co w ich mocy, żeby nam utrudnić życie. Ale jakiś krok do przodu został zrobiony, więc może kiedyś nasza skarbówka i w dwudziesty pierwszy wiek wejdzie. Trzeba wierzyć.


Moje blogi roku 2008

Dodane: 14 lutego 2009, w kategorii: Net

Onet ogłosił wyniki konkursu na blog roku 2008 i po raz kolejny poza jednym czy dwoma wyjątkami nagrody przypadły blogom co najwyżej przeciętnym, a w paru przypadkach po prostu słabym – ze szczególnym uwzględnieniem głównej nagrody, którą dostał łzawy blog nastolatki prezentujący poziom szkolnych wypracowań. Znając laureatów trzech poprzednich edycji, nie powinienem się dziwić – na kilkadziesiąt dotychczas nagrodzonych blogów uzbierałoby się może dziesięć, które rzeczywiście na to zasługiwały – ale można było oczekiwać chociaż jakiegoś postępu, a tego wciąż nie widać.

Cóż, przynajmniej sprowokowało mnie to do przemyśleń, kto faktycznie zasłużył w zeszłym roku na wyróżnienie. Oto efekty tych przemyśleń:

W kategorii „humor” moją metaforyczną statuetkę otrzymują Kartonki za absurdalno-geekowsko-złośliwy humor w najlepszym wydaniu i świetne rysunki.

W kategorii „kultura” numer jeden to Cuda świata – blog o klasycznej sztuce i architekturze na najwyższym poziomie.

W kategorii „nauka” wygrywa Cytadela, wbrew tytułowi nie traktująca o architekturze ani strategii wojennej, lecz o fizyce, astronomii i kosmologii. Autor twierdzi, że jest tylko amatorem w tych sprawach, ale trudno w to uwierzyć;-).

W kategorii „net” nagroda niestety „pośmiertna”, bo blog net to miesiąc temu zakończył działalność (choć zastrzegł, że może kiedyś wróci). Ale zanim ją zakończył, pisał genialnie.

W kategorii „polityka”, skoro miniony rok był rokiem wyborów prezydenckich w USA, nie mógł wygrać nikt inny niż Biały Domek, który trzymał rękę na pulsie od pierwszego dnia kampanii prawyborczej do ostatniego zliczonego głosu w listopadzie.

Wreszcie w kategorii „świat” klasą sam dla siebie był blog pt. Konrad jest w Rwandzie. Co prawda działał na pełnych obrotach tylko przez parę miesięcy, ale jakością tych obrotów zwalał z nóg – dość wspomnieć chociażby wybitny tekst o ludobójstwie, bez żadnej przesady godny Kapuścińskiego. Do dziś nie mogę uwierzyć, że autor po powrocie do Polski wylądował na bezrobociu – może rynek pracy dla reporterów nie jest u nas wielki, ale żeby takie pióro pozostało zupełnie niezauważone? Jak dla mnie skandal.

A spośród blogów niemieszczących się w żadnej z ww. kategorii na najwyższy laur zasłużył Wojciech Orliński, którego chyba nikomu nie trzeba przedstawiać ani rekomendować.

Niestety, nie przewidziałem żadnych skuterów ani innych nagród dla laureatów, ale jeśli któregoś spotkam w realu, to na pewno piwo (albo inny napój) postawię;-).


Linkowanie to podstawa…

Dodane: 21 stycznia 2009, w kategorii: Net

…ale niektórzy już naprawdę przesadzają:

Gdyby ktoś miał wątpliwości – tak, to na czerwono to linki. Wszystkie oczywiście do innych podstron tej samej witryny. Aż dziw, że nie podlinkowali jeszcze słów „rząd”, „koalicja” i „parlament”. Nie pierwszy to taki kwiatek na tej stronie (serwisy Agory nie od dziś słyną z linkowania wszystkiego, co się da), ale wart uwagi, bo pokazuje niektóre kwestie jak w soczewce.

Po pierwsze, bezsens stawiania na ilość, zamiast na jakość – jeśli wszystko jest linkiem, to nic nie jest linkiem, bo tak ewidentny nadmiar tylko zniechęca do klikania w cokolwiek. Po drugie, przerost formy nad treścią, utrudniający autorowi życie – nawet gdyby chciał on wstawić jakiś rzeczywiście pożyteczny i związany z treścią tekstu link, to nie miałoby to wielkiego sensu, bo zaginął by on w masie śmieci. Taki np. Wojciech Orliński, linkujący często-gęsto, ale zawsze z sensem (albo przynajmniej dla jaj) długo by tam pewnie nie wytrzymał.

Po trzecie wreszcie, prymitywizm algorytmu generującego linki – nie dość, że nie potrafi zachować umiaru, to jeszcze linkuje po kilka razy te same słowa. Te niedoróbki można jednak łatwo poprawić… i tu mnie właśnie naszła refleksja, pod wpływem której zacząłem strugać ten wpis. Bo co będzie, gdy zaśmiecaniem tekstów linkami zajmą się naprawdę inteligentne programy? Inteligentne, czyli biorące pod uwagę kontekst, a nie tylko wyłapujące słowa kluczowe; do tego samouczące się i oczywiście pod stałym nadzorem speców od pozycjonowania.

Co to oznacza z punktu widzenia użytkownika, można łatwo przewidzieć, patrząc na rzucające się na nas ze wszystkich stron reklamy – już nie tylko im, ale i zwykłym linkom w tekście nie będzie można ufać, bo na jeden „prawdziwy” przypadnie dziesięć wypuszczonych przez automat. Przedsmak takiej sytuacji mamy już teraz – coraz popularniejsze stają się linki z podwójnym podkreśleniem, przylepiające się do lukratywnych słów kluczowych i wyświetlające reklamy po najechaniu. Ale one przynajmniej są łatwo rozpoznawalne dzięki temu podwójnemu podkreśleniu (ta uczciwość aż mnie dziwi – czyżby do kogoś wreszcie dotarło, że wciskanie reklam podstępem nie jest zbyt skuteczne?), a ich sztuczność zwykle bije po oczach (w zdaniu „na łóżku leżały zwłoki” słowo „łóżko” raczej nie powinno być linkiem do strony producenta mebli). Z linkami bardziej naturalnie wyglądającymi i bez znaków szczególnych już nie będzie tak łatwo – zerkanie na adres przed kliknięciem będzie nieodzowne. Chyba że na wzór AdBlocka powstanie i LinkBlock – ale tu o zadowalającą skuteczność łatwo nie będzie.

A z punktu widzenia wyszukiwarki? Jak tu automatycznie odróżnić link „sztuczny” od „naturalnego”? Szczerze mówiąc, nie mam pomysłu i marnie widzę szanse Google’a w tym wyścigu zbrojeń – dokonanie takiego rozróżnienia już na pierwszy rzut oka wydaje się dużo trudniejsze niż generowanie wiarygodnie wyglądających linków, więc specjaliści z Mountain View musieliby być stale o kilka długości przed peletonem, żeby nie przegrać. No ale Google nie na darmo zatrudnia najlepszych programistów na rynku, więc kto wie?

Jedno jest pewne – prace nad sztuczną inteligencją posuną się przy tym mocno do przodu, co jeszcze raz pokaże, jak krętymi ścieżkami chadza postęp naukowy.


Wyścig mózgów

Dodane: 17 stycznia 2009, w kategorii: Net

Wpadłem kilka miesięcy temu na pomysł – stworzyć stronę, która by pozwalała zrobić z kanałami RSS coś więcej niż czytniki. Na przykład filtrować, łączyć kilka kanałów w jeden, przesyłać wiadomości z kanału na maila lub odwrotnie, wstawiać widok kanału na własną stronę, czyścić wiadomości z niepożądanych elementów i tak dalej. Krótko mówiąc – narzędzie, które by mogło ten cały strumień (ś)wiadomości jakoś sprawnie kontrolować.

Co prawda nie miałem za bardzo pomysłu, jak taki serwis miałby na siebie (no i na autora) zarabiać, ale na pewno coś by się wymyśliło. Gorzej, że nie miałem czasu, by się tym zająć, a i z ochotą do pracy różnie u mnie bywa – ale kilka tygodni temu w końcu się wziąłem, zaimplementowałem parę podstawowych funkcjonalności i nawet zacząłem ze swojego dzieła korzystać. Z bardzo zadowalającym skutkiem zresztą – dość powiedzieć, że dzięki łączeniu wiadomości i banalnie prostym filtrom dzienna liczba wiadomości spadła prawie o połowę, a ich przeglądanie stało się wyraźnie wygodniejsze.

Pomyślałem zatem, żeby nie budować od razu całego kombajnu, tylko dorobić parę opcji, wystrugać interfejs i postawić to w sieci, zanim ktoś inny wpadnie na to samo. Przecież wiadomo, że w sieci kto pierwszy ten lepszy, a zabawka wydawała się mieć potencjał. I pewnie prędzej czy później bym się ruszył i to zrobił, choć dopieszczenie wszystkiego zajęłoby mi na pewno wiele tygodni (nie jest łatwo być leniem i perfekcjonistą jednocześnie). Nie żebym się spodziewał jakiegoś wielkiego sukcesu – bądź co bądź 90% internautów nigdy nie słyszało o RSS, a i wśród pozostałych 10% tylko nieliczni mieliby z takiego narzędzia rzeczywisty pożytek, bo mało kto subskrybuje tyle kanałów, żeby potrzebować przy nich jakiejś automagicznej pomocy.

Ale zgodnie z prawem Murphy’ego, jak również z mądrą sentencją „wszystko co wymyślisz, na pewno zostało już zbudowane przez Japończyków” – akurat jak już miałem się za to zabrać na poważnie, okazało się, że wszystko to i wiele więcej robi już serwis xFruits. Chociaż nie, filtrowania tam nie ma. Ale to z kolei robi Feed Rinse. Oba już zresztą działały, zanim ja w ogóle wpadłem na swój jakże odkrywczy pomysł. Cóż, w sumie od początku nie miałem wielkich złudzeń, że to by było za proste – ale jakaś tam cicha nadzieja jednak była.

I bądź tu człowieku innowatorem.

Całe szczęście, że mam jeszcze w zapasie kilka innych genialnych pomysłów;-). Trzeba tylko sprawdzić, którego z nich jeszcze nikt nie zdążył zrealizować.


Merlin24

Dodane: 14 grudnia 2008, w kategorii: Net

Są ludzie, którzy uczą się na cudzych błędach.

Są ludzie, którzy uczą się dopiero na własnych.

Są wreszcie ludzie, którzy w ogóle się nie uczą.

Do tych ostatnich należy chyba zaliczyć gości odpowiedzialnych za stronę Merlina, którzy po raz kolejny zamontowali w swojej wyszukiwarce ten kretyński checkbox, który ogranicza wyniki wyszukiwania do towarów dostępnych w ciągu dwudziestu czterech godzin.

Mniejsza już o wątpliwy sens samej idei (do świąt jako żywo mamy trochę więcej niż 24 godziny) i jej małą idiotoodporność (vide pamiętna awantura o „Michnikowszczyznę”, którą Merlin jakoby ukrył na złość Ziemkiewiczowi), ale prawdziwym debilizmem jest sposób realizacji – checkbox jest domyślnie zaznaczony i z uporem maniaka zaznacza się przy każdym przeładowaniu strony. Mogę od biedy zrozumieć, że rok temu nikt nie wpadł na pomysł, by zapamiętywać stan pola z ostatniego wyszukiwania – ale że nie wpadli na to i tym razem, to już jest kompromitacja.

Ciekawe, czy w przyszłym roku wreszcie o tym pomyślą. Idę o zakład, że nie.


Acid sracid

Dodane: 5 grudnia 2008, w kategorii: Net

Blogerzy donoszą jeden przez drugiego, że wyszła alfa Opery 10. Jakie zmiany w porównaniu z dziewiątką? Cóż, dla większości kwestią absolutnie najważniejszą, wymienianą na pierwszym miejscu albo i już w tytule, jest zaliczenie testu Acid3. A interfejs, funkcjonalności, wydajność, obsługa tego i owego? Panie, kogo to obchodzi – ważne, że Acid pokazuje magiczne 100/100, bo przecież podstawowym zadaniem przeglądarki internetowej i głównym wyznacznikiem jej jakości jest przechodzenie wyrafinowanych testów. Przeglądanie stron to już kwestia drugorzędna.

Nie żebym miał cokolwiek przeciw Acidowi czy standardom W3C. Wręcz przeciwnie, doskonale rozumiem potrzebę standaryzacji – jak chyba każdy, kto musiał „poprawiać” prawidłowo napisaną stronę, żeby się nie rozsypywała w IE. Drażni mnie natomiast ludzka skłonność do popadania w skrajności i przerabiania wszystkiego na fetysze (vide wszechobecne znaczki „XHTML valid”, tak jakby to był jakiś znak jakości albo deklaracja światopoglądowa). Może to i fajnie, że Opera przechodzi Acid3, ale dla 99% webdeveloperów (że nie wspomnę o 99.999% użytkowników) nie wynika z tego praktycznie nic. Szczęśliwie nie żyjemy już w czasach, kiedy każda przeglądarka interpretowała kod po swojemu i przejście Acid2 faktycznie coś mówiło o jakości silnika – dziś wszystkie przeglądarki (z IEdnym wyjątkIEm) radzą sobie z renderowaniem stron tak dobrze, że layout trzymający się kupy w FF na pewno będzie się też idealnie lub prawie idealnie trzymać w Operze (i vice versa). Przejście Acid3 może więc i coś mówi o zgodności ze standardami, ale głównie na poziomie szczegółów, którymi generalnie nie ma się co podniecać.

Żeby nie być gołosłownym – w swojej dotychczasowej karierze wystrugałem tak z trzydzieści sajtów, pracując pod FF1.5 (wynik w Acid3: 40/100) i na koniec sprawdzając wygląd w Operze 8 (60/100), z czasem oczywiście przeszedłem na FF2 (53/100) i Operę 9 (85/100), a dodatkowo doszło jeszcze Safari 3 (75/100). Przypadków, kiedy skończony pod FF layout wymagał jakichś poprawek pod innymi przeglądarkami (IE oczywiście nie liczę), pamiętam 4-5, z czego bodaj jeden wymagał jakichś przeróbek zajmujących więcej niż pięć minut. Skoro 45 punktów różnicy tak mało znaczy, to i te dodatkowe 15 zdobyte przez nową Operę trudno uznać za jakąś sensację. Tym bardziej, że nie wiadomo, czy to rzeczywiście efekt perfekcjonizmu programistów Opery, czy tylko poprawienia paru drobiazgów w kodzie pod kątem przechodzenia testu.


Blog Day 2008

Dodane: 31 sierpnia 2008, w kategorii: Net

Blog Day to niewątpliwie święto dla czytelników, ale dla blogerów problem – co tu wybrać? Problem szczególnie ciężki, jeśli ma się od groma subskrypcji, z których najciekawsze już i tak siedzą na liście polecanych. Cóż zatem począć? Na szczęście z pomocą przychodzi Google Reader i zakładka „najmniej znane”. Co zatem mało znanego (w kolejności przypadkowej) mam w czytniku?

Mars observer – fotoblog; wbrew temu, co mogłaby sugerować nazwa, zdjęcia są jak najbardziej ziemskie, choć czasem można mieć wątpliwości;-).

Futbol jest okrutny – cóż, nie da się ukryć. Na szczęście autor tego bloga, dziennikarz Tygodnika Powszechnego, jakoś sobie z tym okrucieństwem radzi.

Komiksowy Blog – wielki zbiór zeskanowanych komiksów. Trochę się wahałem, czy go tu reklamować, bo legalny to on na pewno nie jest. Oprócz stosunkowo nowych komiksów (których ściągania nie zalecam) zawiera on jednak masę niedostępnych już dziś staroci, w szczególności z nieistniejącego już od lat wydawnictwa TM-Semic – a to już zdecydowanie inna para kaloszy.

Rav, Incorporated – literacki blog o pracy w wielkich korporacjach. Czasem liryczny, czasem erotyczny, a czasem straszny, ale (prawie) zawsze śmieszny.

Dylematy filolożki – tytuł mówi chyba sam za siebie. Chodzi oczywiście o filologię najtrudniejszą z możliwych, czyli polską.


RSS Stats

Dodane: 5 sierpnia 2008, w kategorii: Net

Jako że ostatnio po raz kolejny przekroczyłem dwusetkę subskrypcji, postanowiłem trochę bliżej im się przyjrzeć i zrobić małą statystykę. Oto, co z tego wynikło:

Liczba subskrypcji: 203
W tym blogów: 192
W tym używających FeedBurnera: 47

Kategorie (nie sumują się do 203, bo niektóre blogi zaliczyłem do więcej niż jednej):
Humor: 16
Kultura: 14
Nauka: 19
Net: 25
Obrazki: 21
Polityka: 28
Rozrywka: 13
Software: 7
Świat: 22
Varia: 30
WWW: 27

Platformy:
WordPress: 67 (w tym 12 na domenie wordpress.com i 55 na własnej)
Blox: 63
Jogger.pl: 21 (w tym 13 na domenie jogger.pl i 8 na własnej)
Blogspot: 15
Salon24: 3
Blog.pl: 2
Bblog: 2
Inna/własna/niezidentyfikowana: 19

Przyznam, że tak duża liczba blogów na WordPressie trochę mnie zaskoczyła, podobnie jak słaby wynik Joggera. Choć z drugiej strony – na WordPressie stoi ponad tysiąc razy więcej blogów niż na Joggerze, więc zaledwie trzykrotna różnica oznacza, że nasi górą;-).

Blogi dziennikarzy i publicystów:
Gazeta Wyborcza: 16 (wszystkie na blox.pl)
Polityka: 13 (wszystkie na WordPressie)
Inni: 7

Częstotliwość aktualizacji:
Kanały z więcej niż jednym wpisem dziennie: 19
Kanały nieaktualizowane przez ostatnie dwa miesiące: 32
Średnia dzienna liczba wpisów: 0.46 (co pomnożone przez 203 kanały daje 94.3 wpisów dziennie).


Formatowanie CSS – zagadka

Dodane: 10 lipca 2008, w kategorii: Net, Techblog

Kwestia, która mnie nurtuje od jakiegoś czasu – dlaczego wszyscy (no dobra, prawie wszyscy) formatują kod CSS tak:

.something
{
    width: 100px;
    height: 30px;
    border: 2px solid #ABC;
}

.something a
{
    text-transform: uppercase;
    color: #666;
}

.somethingElse
{
    float: left;
    clear: both;
    display: block;
    padding: 5px;
}

…a nie tak?

.something { width: 100px; height: 30px; border: 2px solid #ABC; }
.something a { text-transform: uppercase; color: #666; }

.somethingElse { float: left; clear: both; display: block; padding: 5px; }

Jakoś nie przychodzi mi do głowy żadna odpowiedź, poza „no bo przecież wszyscy tak robią”. Wyższość drugiego sposobu wydaje mi się bowiem oczywista – kilkakrotna różnica w liczbie zajętych linijek (w powyższym przykładzie cztery zamiast dwudziestu) to nie w kij dmuchał, a chyba mało kto lubi mieć kod rozciągnięty na dziesięć ekranów, gdy można go praktycznie bez straty dla czytelności zmieścić na dwóch. Oczywiście „zwinięty” kod wymaga przyjęcia jakiejś ustalonej kolejności znaczników, żeby je łatwo znajdować wzrokiem, ale odrobina wewnętrznej dyscypliny to chyba nie taki wielki problem.

OK, rozumiem, że niektórym (a może nawet większości) mimo wszystko wygodniej mieć każdy znacznik w osobnej linijce – ale żeby ci „niektórzy” stanowili 99% webmasterów? Tego jakoś nie kumam.

Potrafi mi to ktoś wytłumaczyć?


Zatkany czasowstrzymywacz

Dodane: 7 lipca 2008, w kategorii: Net, Przemyślenia

Nikogo, kto miał do czynienia z RSS, nie trzeba chyba przekonywać do zalet tej technologii. Na nadmiar wolnego czasu mało kto przecież narzeka, a mało co pozwala go tak łatwo zaoszczędzić. Wystarczy kilka subskrypcji, żeby docenić narzędzie, które odwala za nas sprawdzanie, czy na którejś z przeglądanych stron nie pojawiło się coś nowego – a na kilku oczywiście się nie kończy. Przy kilkunastu różnica staje się bardzo wyraźna, a przy kilkudziesięciu nie ma już żadnej dyskusji – regularne odwiedzanie takiej liczby stron byłoby praktycznie niewykonalne. A że apetyt rośnie w miarę jedzenia, klikanie w charakterystyczną pomarańczową ikonkę przychodzi nam coraz łatwiej, kolejne blogi same wskakują do czytnika, wszelkie pożądane treści dostajemy na tacy, a życie staje się coraz piękniejsze.

Do czasu.

Do czasu, gdy liczba subskypcji staje się trzycyfrowa, podobnie jak dzienna liczba wiadomości do przeczytania. Nagle okazuje się, że cudownie zaoszczędzonego czasu znowu zaczyna brakować, ba! zaczyna on nas coraz szybciej gonić. Przekonujemy się o tym dobitnie, kiedy po dwóch-trzech dniach odpoczynku od komputera widzimy pięćset nieprzeczytanych wiadomości i uświadamiamy sobie, że trzeba je w miarę szybko przeczytać, bo w ciągu doby przybędzie sto kilkadziesiąt kolejnych.


« Starsze wpisy Nowsze wpisy »