Cichy Fragles

skocz do treści

Zagadka transportowa

Dodane: 26 października 2011, w kategorii: Absurdy

Kraków i Zamość dzieli nieco ponad 300 kilometrów. Niemało, ale też nie jakoś strasznie dużo, jak na XXI wiek. Trochę ludzi tą trasą jeździ, choćby z tego względu, że w Krakowie studiuje spory kawałek Zamościa. Jednak z jakiegoś tajemniczego powodu jeździć nie bardzo jest czym – stan na dzień dzisiejszy to dwa busy (z czego jeden bladym świtem), jeden pociąg i zero autobusów. Tak, zero – PKS od dawna nie ma żadnej linii na tej trasie. PKP przez ostatnie parę lat też zresztą nie miał, dopiero ostatnio z wielką łaską przywrócił jeden pociąg, który z Zamościa wyjeżdża o pięknej godzinie 5:29 rano i jedzie zaledwie siedem godzin.

I co z tego, powie ktoś, przecież nie od dziś wiadomo, że obie te firmy to komuna pełną gębą, a interes pasażerów guzik je obchodzi. Jasne, ja to dobrze wiem, ale co z busami? Tu mamy od dwudziestu lat z okładem wolny rynek, którego niewidzialna ręka rozwiązuje ponoć wszystkie problemy ludzkości, a jednak idzie to marniutko. Kilkanaście lat tego wolnego rynku minęło, zanim w ogóle jakieś busy się na tej trasie pojawiły, a i to powoli i z oporami – jedna firma pojeździła rok i przestała, druga pojawiła się kilka miesięcy temu i odpuściła przed chwilą (tuż przed dwoma długimi weekendami!), trzecia działa już parę lat, ale powyżej dwóch-trzech linii nie wychodzi.

No dobra, znów ktoś powie, może się nie opłaca, może za mała popularność? Bynajmniej – odkąd jeżdżę busami, nie pamiętam przypadku, żeby było więcej niż parę wolnych miejsc, nawet w środku tygodnia w okresie absolutnie nieświątecznym i nieurlopowym obłożenie bywa stuprocentowe, a w okresach takich jak nadchodzący początek listopada do rezerwacji wydzwania się po kilkanaście razy, żeby w końcu trafić na wolną linię i usłyszeć, że na tydzień do przodu wszystko już porezerwowane. I nawet w takiej sytuacji nie opłaca się ruszyć z dodatkowym busem? Nie wierzę.

A jednocześnie z Zamościa do Warszawy stale jest po kilkanaście busów dziennie. Skąd aż taka różnica?


Prawie jak opozycja

Dodane: 21 sierpnia 2011, w kategorii: Absurdy, Polityka

Gdyby w jakimś normalnym kraju premier zaproponował głównej partii opozycyjnej cykl debat z poszczególnymi ministrami podczas kampanii wyborczej, partia ta skakałaby ze szczęścia – debaty dzień po dniu, gwarancja maksymalnego zainteresowania mediów i cała seria okazji do wytknięcia rządowi jego porażek – no naprawdę, lepszego prezentu długo by szukać.

Ale Polska – jak się po raz kolejny okazuje – normalnym krajem nie jest. U nas PiS na wyzwanie Tuska reaguje ledwo skrywaną konsternacją, wykrętami typu „to wy przyjedźcie do nas”, narzekaniami na spychanie w cień ich konwencji wyborczej i złotą myślą nieocenionego Hofmana: „Tusk zmarnował cztery lata i traktuje tę debatę jako koło ratunkowe”. Hmm, zaraz – skoro Tusk zmarnował cztery lata, to czemu debaty na ten temat mają go ratować?

SLD też daje ciała: stękają, że Tusk ich wyklucza, no i mają pełną rację – ale coś nie widzę determinacji, żeby się do tych debat wcisnąć choćby siłą – raczej bezsilną frustrację, że znowu zostali wydymani. Jejku, niech ta partia wreszcie upadnie i zrobi miejsce dla jakiejś porządnej lewicy, bo już po prostu nie mogę patrzeć na te sieroty.

„Co się najbardziej udało rządowi Tuska? Opozycja.” Kiedyś myślałem, że to dowcip – dziś widzę, że to całkowita prawda.


Debata po polsku

Dodane: 30 czerwca 2011, w kategorii: Absurdy

Zebranie właścicieli mieszkań. Nie pierwsze, a nawet nie dziesiąte, ale i tak już samo ustalenie porządku obrad trwa i trwa. Kiedy w końcu udaje się wybrać przewodniczącego zebrania i uspokoić towarzystwo, zaczyna się rozwlekłe gadanie o jakichś procedurach, co i rusz przerywane kolejnymi próbami zabrania głosu przez ludzi z sali. Zanim się wreszcie dowiadujemy, po co w ogóle to zebranie zwołano i nad czym mamy głosować, mija z pół godziny. Jak już wiemy, zaczyna się dyskusja, stopniowo – ale dosyć szybko – przechodząca w kłótnię, przekrzykiwanie się, walki o głos, nie obywa się oczywiście bez nieśmiertelnego „ja panu/pani nie przerywałem!” i symultanicznych pojedynków słownych, w których nikt nikogo nie słyszy, a nawet jak słyszy, to i tak nie słucha.

Po prawie dwóch godzinach udaje nam się wybrać… metodę głosowania. A raczej udałoby się, gdyby było kworum. Ponieważ trochę zabrakło, nieobecni dostaną karty do głosowania pocztą i dopiero jak padnie wystarczająco dużo głosów, to na następnym zebraniu będzie można przejść do głosowania nad meritum. W sumie dobrze, bo może będzie okazja, żeby to meritum przedyskutować – dziś jakoś zabrakło na to czasu…

Co tu dużo mówić – aż się prosi, żeby to podsumować wiadomym cytatem z Bismarcka. Jeśli nie potrafimy się dogadać nawet w najbardziej banalnych i przyziemnych sprawach, to i trudno się dziwić naszym posłom, że nigdy nie mogą dojść do sensownego porozumienia w sprawach wyższej wagi.


Pociąg widmo

Dodane: 15 maja 2011, w kategorii: Absurdy

Warszawa, dworzec centralny, kasa.

– Jeden normalny do Krakowa o 18:05 poproszę.
[po dłuższym sprawdzaniu w komputerze i na ścianie] Nie ma takiego pociągu!
– Jak to nie ma? Przecież sprawdzałem w internecie, że jest.
– Ale ja tu takiego nie widzę.
– A jaki jest najbliższy?
– 18:50 na Interregio mogę panu sprzedać.
– A Intercity nie ma?
– Nie wiem, proszę się zapytać w informacji.

No tak, skąd ona ma wiedzieć, kiedy jest pociąg, ona tu tylko bilety sprzedaje. Dobra, idziemy do infomacji, po drodze zerkając na odjazdy – nic do Krakowa się nie wyświetla, ani o 18:05, ani o 18:50, ani o żadnej. Informacja ma dwa okienka, ale jedno oczywiście nieczynne, a przy drugim kolejka. W kolejce jedna pani nie może dojść do ładu z rozkładem, który jej wydrukowali, a inna się kłóci, że chce jechać prosto do Gdańska, a przez Olsztyn to nie jest prosto. Dziesięć minut stania później:

– Kiedy jest najbliższy pociąg do Krakowa?
– 21:09.
– Jak to, nie ma niczego wcześniej?
– Nie ma.
– Pani w kasie mówiła, że jest o 18:50.
– Nie ma takiego pociągu, teraz jest o 17:56, ale właśnie odjechał. [zegar pokazuje 18:01]
– I nic więcej dzisiaj nie jedzie?
[po chwili stukania w klawisze] Jest jeszcze Intercity na Kraków-Płaszów o 19:23.
– A nie ma Intercity o 18:05? W Internecie sprawdzałem…
To, że pan w internecie sprawdzał, to jeszcze nie wszystko!

Cytat tygodnia, bez dwóch zdań. I czemu na odjazdach dziesięć minut temu nic nie było o tym z 17:56? Pies z tym, niech będzie 19:23, Płaszów też mi pasuje. Do kasy zatem (innej niż poprzednio).

[dla pewności] Jaki jest najbliższy pociąg do Krakowa?
– 21:09.
– W informacji mówili, że o 19:23 jest jeszcze, na Płaszów.
– No jest, ale to kursuje tylko od poniedziałku do piątku, dzisiaj nie.

Trzy rzeczy są w życiu pewne: śmierć, podatki i burdel w PKP.


Kalendarz prawdziwego Polaka

Dodane: 11 maja 2011, w kategorii: Absurdy

Myślałem, że po Rocznicy kaczyści w końcu sobie odpuszczą obchodzenie miesięcznic, ale nie – wczoraj znowu obchodzili i odgrażali się, że nigdy się nie poddadzą. Przywiodło mi to na myśl pytanie – jak by wyglądał nasz kalendarz, gdybyśmy w ten sposób wspominali wszystkie wielkie narodowe katastrofy, klęski i tragedie?

Cóż, jest tylko jeden sposób, żeby to sprawdzić. Przeleciałem więc Wikipedię i oto, co z tego wynikło:

  1. początek drugiej wojny światowej (wrzesień 1939)
  2. upadek powstania warszawskiego (październik 1944), śmierć JP2 (kwiecień 2005)
  3. początek mordów w Katyniu (kwiecień 1940)
  4. upadek powstania krakowskiego (marzec 1846), tragiczna śmierć gen. Sikorskiego (lipiec 1943)
  5. pierwszy rozbiór Polski (sierpień 1772), stracenie przywódców powstania styczniowego (sierpień 1864)
  6. początek Sonderaktion Krakau (listopad 1939)
  7. klęska pod Cecorą (październik 1620)
  8. zamordowanie króla Przemysła II (luty 1296), upadek powstania w getcie warszawskim (maj 1943)
  9. klęska pod Legnicą (kwiecień 1241), początek rzezi wołyńskiej (luty 1943)
  10. wiadomo, ale także klęska pod Warną (listopad 1444)
  11. zakończenie konferencji jałtańskiej (luty 1945)
  12. śmierć Piłsudskiego (maj 1935)
  13. początek stanu wojennego (grudzień 1981)
  14. zawiązanie konfederacji targowickiej (maj 1792)
  15. ?
  16. upadek insurekcji kościuszkowskiej (listopad 1794), zamordowanie Narutowicza (grudzień 1922)
  17. „nóż w plecy” od ZSRR (wrzesień 1939)
  18. wielki pożar Krakowa (lipiec 1850)
  19. początek potopu szwedzkiego (lipiec 1655)
  20. założenie obozu w Oświęcimiu (maj 1940)
  21. upadek powstania listopadowego (październik 1831)
  22. ?
  23. drugi rozbiór Polski (lipiec 1791)
  24. trzeci rozbiór Polski (pażdziernik 1795)
  25. klęska pod Piławcami (wrzesień 1648)
  26. klęska pod Korsuniem (maj 1648)
  27. ?
  28. początek rozbicia dzielnicowego (październik 1138)
  29. ?
  30. ?
  31. ?

Jak widać, życie prawdziwego Polaka nie byłoby lekkie, gdyby chciał być konsekwentny w pielęgnowaniu pamięci narodowej – raptem sześć dni w miesiącu bez żadnej żałoby (z czego aż trzy z rzędu w końcówce, więc przynajmniej jest kiedy odpocząć), ale za to aż siedem z podwójnymi okazjami. Dramat. Całe szczęście, że 70% Polaków jest nieprawdziwych i tego typu problemy są im obce:-).


Sto lat za Niemcami

Dodane: 4 kwietnia 2011, w kategorii: Absurdy, Futbol

Niemiecki kibol rzucił plastikowym kubkiem piwa w sędziego. Reakcje? Przerwany mecz, powszechny szok i oburzenie, klubowi – poza karą finansową i walkowerem – grozi zamknięcie stadionu dla kibiców. A kibol, jeśli uda się go namierzyć, pewnie więcej na stadion nie wejdzie. „Pierwszy i ostatni taki kibolski incydent zdarzył się 30 lat temu” – czytamy w podlinkowanym wyżej newsie.

Polski kibol – który już wcześniej nie miał czystego konta – wszedł na boisko i przywalił piłkarzowi. Reakcje? Ochroniarze palcem nie kiwnęli, piłkarz „dla dobra Legii” pojednał się z kibolem, który przecież „nie był w stanie się powstrzymać od czynu”, a klub wykazał się och jejku jaką surowością, odwieszając delikwentowi zakaz stadionowy za dawniejsze występki – biedak aż przez rok nie będzie mógł wejść na stadion celem dokonania kolejnych czynów. Ma prawo czuć się pokrzywdzony – przecież w Poznaniu jego kolega po fachu za karczemne ekscesy na trybunach nawet nie stracił ciepłej posadki w klubie, a co dopiero mówić o podważaniu konstytucyjnego prawa do wchodzenia na stadion.

Parafrazując stary dowcip o budowie dobrobytu: Jak rozwiązać nasz problem z kibolami? Wypowiedzieć Niemcom wojnę i od razu się poddać. Sądząc po tym, jak się u nas walczy z kibolami, jest to chyba najbardziej realna opcja, jaką mamy.


Atomatolstwo

Dodane: 15 marca 2011, w kategorii: Absurdy

W wypadkach samochodowych codziennie giną dziesiątki ludzi. Nikogo to nie skłania do rezygnacji z używania samochodów.

W katastrofach lotniczych co parę miesięcy ginie sto i więcej osób. Nikt z tego powodu nie nawołuje do przesiadania się do pociągów czy na statki.

Zresztą pociągi też się czasem wykolejają, co zwykle przynosi przynajmniej kilkanaście ofiar śmiertelnych. Ale to również nie wywołuje dyskusji o sensowności korzystania z pociągów.

W kopalniach węgla co roku giną setki górników. I oczywiście także w tym przypadku nikt się nawet nie domaga zamykania elektrowni węglowych, bo i nie do pomyślenia jest, żeby jakikolwiek rząd taki pomysł zaakceptował.

Ale wystarczy, że w wyniku największego od pokoleń trzęsienia ziemi dojdzie do uszkodzenia reaktora i wzrostu promieniowania w jego najbliższej okolicy do poziomu zagrażającego zdrowiu, to od razu histeria się robi, że łojejku. To nic, że na świecie jest dobre dwieście elektrowni atomowych i od ćwierć wieku ani jedna nie spowodowała żadnego zagrożenia – nawet ten pojedynczy przypadek to już „cezura dla całego świata”. Ręce opadają, o spodniach nie mówiąc.

Pozostaje mieć nadzieję, że Tusk będzie miał więcej rozumu niż Merkel, i nie ulegnie histerykom. Pomijając bowiem wszystko inne, elektrowni jądrowych mamy pod dostatkiem tuż za miedzą i jedna w te czy wewte naprawdę różnicy w kwestii bezpieczeństwa nie zrobi.


„Noc kryształowa w TVN”

Dodane: 12 marca 2011, w kategorii: Absurdy

Do wpisu o fajansiarstwie polskich mediów przymierzam się już od jakiegoś czasu, ale jak to często bywa, ciągle brak mi czasu i ochoty. Póki co zadowolę się zatem zareklamowaniem genialnego tekstu na ten temat, popełnionego przez Galopującego Majora. Znakomite podsumowanie, pod którym podpisuję się wszystkimi dostępnymi kończynami – z lekką nutką zawiści, że nie ja to napisałem;-).


Państwo prawa

Dodane: 8 marca 2011, w kategorii: Absurdy

Jak długo może trwać areszt tymczasowy? Na przykład siedemnaście miesięcy. Sam nawet nie wiem, co mnie w tej sprawie najbardziej wkurza.

Czy to, że jak zwykle nie było żadnego „przepraszam”, a osobom za to odpowiedzialnym bez wątpienia włos z głowy nie spadnie…

Czy to, że gość po półtorarocznym koszmarze, układając życie na nowo, będzie się musiał jeszcze latami (w najlepszym razie miesiącami) procesować, żeby dostać jakieś zadośćuczynienie…

Czy to, że takie przypadki zdarzają się nagminnie, a rekordowy „tymczasowy” areszt trwał – uwaga – siedem lat i dziewięć miesięcy…

Czy może wreszcie to, że sprawa – nie pierwsza i z pewnością nie ostatnia – nie wywołała większej reakcji, ale gdyby bohaterowi artykułu zamknęli stronę, to wszelkie Wykopy i Onety drżałyby w posadach od oburzenia internautów krzyczących wniebogłosy, że żyjemy w państwie totalitarnym.

A z innej beczki, ale też w temacie prawa: jak się po PiS-owsku nazywa przekręt na 150 tysięcy złotych? „Bardzo drobne przestępstwo”. Bez komentarza.


Komisja Majątkowa

Dodane: 2 marca 2011, w kategorii: Absurdy, Polityka

Art-B, FOZZ, afera żelatynowa, Rywin, mafia paliwowa – wszystkie te afery (i wiele innych) bledną przy największym przekręcie w historii Trzeciej Rzeczypospolitej, jakim była (od wczoraj można już szczęśliwie używać czasu przeszłego) Komisja Majątkowa. Przez bite dwadzieścia lat w demokratycznym ponoć kraju, z obowiązującym ponoć rozdziałem Kościoła od państwa, działała komisja, która:

  • w połowie składała się z ludzi wyznaczonych przez Kościół (ale opłacanych przez państwo)
  • wydawała wyroki bez jakiejkolwiek możliwości odwołania
  • decyzje podejmowała niejawnie
  • nie mogła ponosić za nie żadnej odpowiedzialności prawnej
  • w żaden sposób nie weryfikowała wycen dokonywanych przez parafie
  • …nawet gdy były one ewidentnie zaniżone o rząd wielkości…
  • …a nawet swoje własne przeliczniki ustalała szalenie korzystnie dla Kościoła
  • nie uznawała żadnych terminów przedawnienia, zajmowała się nawet mieniem zabranym przez… cara po powstaniu styczniowym
  • prawdopodobnie (bo ścisłych wyliczeń brak) oddała Kościołowi mienie warte nawet kilkakrotnie więcej niż mienie zagrabione przez komunistów

…a Kościół po tym całym megaprzekręcie (oficjalnie szacowanym na 5 mld złotych, w rzeczywistości pewnie dużo więcej) ciągle jeszcze może ubiegać się o zwrot pozostałego majątku w sądach. Nóż się w kieszeni otwiera z impetem.

Miałem o tym wszystkim napisać wczoraj, ale jakoś nie zdążyłem. I w sumie dobrze, bo dzisiaj pojawiła się taka oto puenta:

– Nie jesteśmy zadowoleni z działalności i wyników prac Komisji Majątkowej, to nie był instrument doskonały – powiedział z kolei mec. Krzysztof Wąsowski, współprzewodniczący Komisji ze strony kościelnej. – Ze strony kościelnej mogę powiedzieć, że jesteśmy niezadowoleni z efektów prac Komisji Majątkowej. Komisja nie zaspokoiła roszczeń majątkowych Kościoła w sprawie dóbr, które stracił – powiedział Wąsowski.

Po dwudziestu latach bezczelnego dojenia państwa zgłaszać pretensje, że nie udało się wydoić jeszcze więcej – doprawdy, to już jakiś wyższy poziom bezczelności. I to w wykonaniu delikwenta, który według prokuratury nawet te ww. horrendalne uprawnienia przekroczył, żeby jeszcze trochę kasy ukręcić na boku. Zaiste, „czarna mafia” to naprawdę łagodne określenie na takie przypadki.


« Starsze wpisy Nowsze wpisy »