Cichy Fragles

skocz do treści

Ćwiartka Wyborczej

Dodane: 8 maja 2014, w kategorii: Varia

Znowu wpis okolicznościowy, ale co zrobić, jak się nawinęła druga okrągła rocznica w ciągu tygodnia – i również jest to rocznica wielkiego sukcesu, więc grzech nie uczcić. Zwłaszcza jak się jest stałym czytelnikiem Wyborczej od prawie dwudziestu lat z tych dwudziestu pięciu (wcześniej byłem za mały).

Co tu jednak można napisać, co by już nie zostało napisane ze sto razy? Cóż, to jedna z miar sukcesu – Wyborcza nie tylko przewodzi polskiej debacie publicznej, ale i sama jest jej tematem. Co prawda zwykle jako wcielenie zła wszelkiego, ale wrogowie to również miara sukcesu – zwłaszcza z prawej strony zieje ewidentna zawiść, że to ten wstrętny Michnik ma najlepszą gazetę, a nie my, niezależni i niepokorni.

A dlaczego to właśnie Michnikowi się udało? Przyczyn można wymienić wiele: Gadomski, Jagielski, Kossobudzka, Kublik, Orliński, Radziwinowicz, Samcik, Stec, Wajrak, Zawadzki… Krótko mówiąc, kadry decydują o wszystkim, a Wyborcza zawsze potrafiła przyciągać najlepszych, pełnych twórczej energii pasjonatów w swoich dziedzinach – w przeciwieństwie do zazdroszczących jej mediów prawicowych, które znakomicie przyciągają tylko pasjonatów politycznych nawalanek. Poza tym Wyborczej, zgodnie z jej mottem, nie jest wszystko jedno – rozliczne akcje społeczne typu „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą” czy „Ludzie wolności”, mają większy i trwalszy wpływ na rzeczywistość niż wszelka doraźna pisanina – tego również konkurencja nie potrafi albo jej się nie chce.

Oczywiście żaden sukces nie jest bez skazy – Wyborcza zaliczyła w swojej historii niejedną wpadkę i niejedno potknięcie, których nie będę tu wymieniać (komentatorzy na pewno radośnie mnie w tym wyręczą), od lat boryka się z malejącą sprzedażą, a i dzisiejszą rocznicę uświetnia tekstem mocno samokrytycznym. Ale i to przecież jedna z przyczyn jej sukcesu – zdolność do autorefleksji, której u konkurencji próżno szukać. Mimo postępującego upadku prasy papierowej wierzę zatem, że za kolejne ćwierć wieku Wyborcza nadal będzie czołowym polskim medium – a jej konkurenci nadal będą się zastanawiać, jak ten stan rzeczy zmienić.

Co rzekłszy, idę czytać dzisiejszy numer:-).


Tabloid

Dodane: 16 kwietnia 2014, w kategorii: Varia

Zasadniczo inwazją anglicyzmów niespecjalnie się przejmuję – nasz język przetrwał już XVIII-wieczną inwazję z Francji i XIX-wieczny zabór rosyjsko-germański, więc Anglosasi też mu nie podskoczą – niektóre zamorskie zapożyczenia mocno mnie jednak drażnią. Zwłaszcza tytułowe, może dlatego, że najczęściej się z nim spotykam.

Rozumiem zapożyczanie słów, które nie zdążyły (i już nie zdążą) się dorobić polskiego odpowiednika (np. 90% terminologii IT). Rozumiem zapożyczanie, gdy polski odpowiednik jest mniej wygodny (bo dłuższy czy trudniejszy w wymowie) lub gdy obcojęzyczne słowo ma nieco inny zakres znaczeniowy i z tego względu się przydaje. Za cholerę jednak nie rozumiem, jaki może być pożytek z brzydkiego słowa „tabloid”, skoro nie jest ono ani wygodniejsze, ani nie oznacza niczego innego, niż prapolski „brukowiec”?

Spotkałem się z argumentem, że „tabloid” jest neutralny, a „brukowiec” ma pejoratywny wydźwięk. Cóż, według mnie to bardzo dobrze, bo właśnie taki powinien mieć. „Złodziej” też jest negatywnie nacechowany, czy wobec tego powinniśmy go zastąpić jakimś neutralnym terminem? Zresztą, jeśli „tabloid” się zadomowi na dłużej, to z czasem też przestanie brzmieć neutralnie – wydźwięk słowa nie bierze się przecież znikąd, tylko od jego desygnatu, a jaki ten desygnat jest, każdy widzi.

Ale co ze słowem „tabloidyzacja” – zapyta ktoś – czym można je zastąpić? Tu prawdziwie polskiego odpowiednika przecież nie ma, a „brukizacja” czy „brukowizacja” brzmi tragicznie. I owszem, ale nie widzę przeszkód, by z „tabloidu” zrezygnować, a przy „tabloidyzacji” pozostać. Słowa „martyr” też w języku polskim nie ma, a „martyrologię” mamy, i to w nadmiarze.

Po co nam zatem „tabloid”? Po nic. Wygodny jest on co najwyżej dla samych brukowców, którym ten brak negatywnego wydźwięku na pewno pasuje – ale jeśli pozwolimy brukowcom, by nam przerabiały język, to tylko patrzeć, jak ten język sięgnie bruku.


I tylko czasu brak

Dodane: 19 września 2013, w kategorii: Varia

Promocje, z których grzech nie skorzystać, rzucają się na mnie ostatnio stadami. A to Origin sypnie hitami w Humble Bundle, a to BookRage odgrzebie powieści Kresa, a to na Allegro dadzą pół Świata Dysku za półdarmo, a to Krytyka Polityczna udostępni „Przewodniki niepolityczne” za całkiem darmo, a to odkryję przypadkiem, że Res Publica Nowa w e-booku kosztuje ile klient uzna za stosowne – a dzisiaj najpierw ujrzałem pełno fajnych gierek w Humble Indie Bundle, a przed chwilą zupełnie z zaskoczenia ruszył kolejny BookRage…

Wszystko fajnie, ale kiedy ja zdążę to wszystko przeczytać/zagrać? Terminy pozajmowane na rok do przodu, lekko licząc – a ile w tym czasie będzie kolejnych okazji? Przydałoby się jakieś Humble Time Bundle, z możliwością kupienia odrobiny wolnego czasu. Kupiłbym naprawdę każdą ilość.


Kryzys

Dodane: 14 lipca 2013, w kategorii: Varia

Napisałbym coś. Naprawdę. Ale ni cholery nie mam weny. O czymkolwiek pomyślę, wydaje się banalne, słabe, nudne, i kto to w ogóle przeczyta.

Wiem, są takie dni w miesiącu i w ogóle. Ale to trwa już od kilku tygodni, a światełka w tunelu ciągle nie widać. Cóż tu począć?


Yob vashu mat!

Dodane: 16 czerwca 2013, w kategorii: Varia

Dawno już tu nie było czepiania się błędów językowych, więc dzisiaj się czepię – formalnie może niezupełnie błędu, ale na pewno drażniącego i ze wszech miar niesłusznego, a z roku na rok coraz bardziej popularnego zachowania, jakim jest pisanie słowiańskich nazwisk z użyciem angielskiej transkrypcji.

Fakt, że tej transkrypcji używamy powszechnie, niezależnie od języka – ale w przypadku arabskiego czy chińskiego nie robi to większej różnicy, bo to języki na tyle odległe od naszego, że i tak nie ma mowy o zachowaniu ich oryginalnego brzmienia. Ani „Mao Ce-Tung”, ani „Mao Zedong” nie przeczytamy zgodnie z prawdziwą chińską wymową, więc to w sumie tylko kwestia umowy, którą wersję wolimy. W przypadku rosyjskiego, ukraińskiego czy bułgarskiego sytuacja jest diametralnie inna: ze względu na bliskie pokrewieństwo z polskim, ich brzmienie można oddać w naszym języku bez porównania lepiej, niż w dalekim angielskim – używanie go w charakterze pośrednika ma więc tyle samo sensu, co podróż z Warszawy do Kijowa przez Londyn.

Jednak z jakiegoś powodu (zapatrzenie w Amerykę? przekonanie, że angielski jest bardziej cool i trendy?) ten bezsens krok po kroku zyskuje na popularności – czego najbardziej widocznym przykładem książki z cyklu „Metro 2033”, sygnowane nazwiskiem „Dmitry Glukhovsky”, co po naszemu pisze się po prostu Dmitrij Głuchowski. Żeby było śmieszniej, wydawnictwo nie dba o konsekwencję w tej kwestii, mieszając różne transkrypcje nawet na jednej okładce, choć akurat „Andrey Diakov” wyglądałby zdecydowanie mniej żałośnie niż ten Gluk-cośtam.

Biorąc pod uwagę wszechobecną ekspancję angielszczyzny, jak i postępy analfabetyzmu w necie, w przyszłości będzie pewnie tylko gorzej. Mam jednak nadzieję, że przynajmniej „Zbrodni i kary” nikomu nigdy nie przyjdzie do głowy wydawać pod nazwiskiem „Fyodor Dostoyevsky”, bo w takim wypadku mógłbym mieć problemy z powstrzymaniem się przed zbrodnią – i karą zarazem.

Vot i vsyo;-).


Szkoła umarła

Dodane: 11 maja 2013, w kategorii: Varia

Inkubator procesu reprodukcji wczesnokonsumpcyjnego społeczeństwa postchłopskiego nie nadaje się już nawet do naprawy i jedyne, co można z nim sensownego zrobić, to rozwalić i zacząć budować coś nowego – tako rzecze prof. Hartman w dzisiejszej Wyborczej (w necie niestety tylko fragment tekstu, całość wyłącznie na papierze). Miło widzieć, że mądrzy ludzie z mainstreamu zgadzają się z tym, co pisałem kilka miesięcy temu. Oby to był początek większej debaty, która może za kilka(naście?) lat w końcu doprowadzi do jakichś odważniejszych działań przeciwko tej XIX-wiecznej skamielinie, w której ciągle dręczy się niewinne dzieci, w dodatku z coraz bardziej żenującymi skutkami. Może nie ze wszystkimi propozycjami Hartmana się zgadzam, ale tekst jako całość – koniecznie!


Moralna schizofrenia

Dodane: 10 marca 2013, w kategorii: Varia

Generalnie zastanawiające jest to, jak bardzo wiara religijna przypomina schizofrenię. W pewnym sensie można nawet przyjąć, że jest jej moralną odmianą. Jednym z kluczowych mechanizmów wywoływania tej choroby jest tzw. podwójne wiązanie. Zasadniczo składa się on z trzech elementów. Najpierw jest wysyłany jeden komunikat, potem drugi, ale kompletnie sprzeczny z tym pierwszym, a ostatecznie gdzieś w tle musi pojawić się też zakaz komentowania powstałej sprzeczności.

Smakowity cytat via Trzecie dno – polecam także źródłowy wpis, jak i zresztą cały blog, gdyby jakimś cudem ktoś go jeszcze nie znał.


Denver – dwa scenariusze

Dodane: 20 lipca 2012, w kategorii: Varia

Sytuacja wyjściowa:

Do tragedii doszło w lokalnym centrum handlowym w dzielnicy Aurora na przedmieściach Denver w stanie Kolorado około północy. Mniej więcej 15-20 minut po rozpoczęciu premierowego nocnego pokazu najnowszego filmu o przygodach Batmana ubrany w kamizelkę kuloodporną i maskę gazową mężczyzna wyszedł przed ekran kina i otworzył ogień do widzów w sali nr 9.

W stanie Kolorado prawo do posiadania broni jest bardzo liberalne, a na sali było – jak można wnosić z newsów – co najmniej kilkadziesiąt osób, w dużej części zapewne pełnoletnich, które mogły mieć przy sobie broń. Jak zatem powinien wyglądać dalszy rozwój wydarzeń?

Scenariusz #1 – według zwolenników powszechnego dostępu do broni:

Zamachowiec zastrzelił dwie osoby, po czym zginął posiekany kulami przez uzbrojonych widzów.

Scenariusz #2 – według lewackich wrogów wolności:

Co najmniej 14 osób zginęło, około 50 zostało rannych. Policja aresztowała domniemanego zamachowca.

Który scenariusz został zrealizowany w rzeczywistości? No, zgadnijcie.


Jak Amazon dba o klientów

Dodane: 15 lipca 2012, w kategorii: Varia

Wyjątek z maila od Amazonu:

We’re writing to let you know we processed your refund of $10.98 for your Order
(…)
Reason for refund: Export fee reduced

Tłumaczenie dla nieznających języków obcych: w związku z obniżką cła na czytniki Amazon zwrócił mi jego równowartość za zeszłoroczny zakup. Tak po prostu, z własnej nieprzymuszonej woli. Przez chwilkę aż się zacząłem zastanawiać czy to nie jakaś ściema, ale zaraz wyguglałem, że Amazon faktycznie tak robi – choć skąd się tak naprawdę biorą te zwroty i ich wysokość, pozostaje zagadką. Tak czy siak, Amazonowi należy się uznanie – przekonałem się naocznie, że opowieści o niesłychanie przyjaznym podejściu tej firmy do klientów to nie bajki. Oby tak dalej i oby reszta świata brała z nich przykład:-).


28 * Tetris

Dodane: 6 czerwca 2012, w kategorii: Varia

Dwadzieścia osiem lat temu, szóstego czerwca 1984, światło dzienne ujrzała jedna z najlepszych gier komputerowych w historii, a już na pewno najpopularniejsza – nie sposób znaleźć szanującego się gracza, który by w nią chociaż raz nie zagrał. Nic dziwnego, bo zasady banalnie proste, a rozgrywka, wymagająca zarówno zręczności jak i inteligencji, wciąga bardziej niż chodzenie po bagnach – do tego stopnia, że neurolodzy stworzyli pojęcie Tetris effect na określenie aktywności pochłaniającej umysł do tego stopnia, że nie sposób się od niej oderwać w myślach czy nawet snach…

Trudno uwierzyć, ale autor tej genialnej gry – Aleksiej Pażytnow – przez długie lata nic na niej nie zarobił. Ba, gdy miliony ludzi na całym świecie uzależniało się od układania klocków, on klepał biedę, dosłownie przymierając głodem. Swoje dzieło stworzył bowiem w ZSRR, gdzie pojęcie własności intelektualnej nie istniało, a pomysł zarabiania na takim wstrętnym burżuazyjnym wynalazku jak gra komputerowa – cóż, trudno było o gorszą herezję. Los Pażytnowa zmienił się po – jakże by inaczej – emigracji do USA. Dopiero tam, po założeniu firmy i wygraniu kilku procesów o prawa do Tetrisa, wreszcie zaczął godziwie zarabiać. O jakieś dziesięć lat za późno i pewnie parę zer za mało, ale jednak.

Tyle tytułem wstępu, a teraz do rzeczy: z okazji dwudziestych ósmych urodzin Tetrisa zebrałem tutaj dwadzieścia osiem najciekawszych, najoryginalniejszych, lub przynajmniej najdziwniejszych jego przeróbek. Niektóre o wartości tylko anegdotycznej, ale większość jak najbardziej grywalna i godna polecenia – szczególnie tym, którzy oryginał masakrują już od niechcenia z zamkniętymi oczami.


« Starsze wpisy Nowsze wpisy »