Cichy Fragles

skocz do treści

A co na to media?

Dodane: 21 maja 2018, w kategorii: Absurdy

Naszła mnie ostatnio myśl: jak w realnym świecie wyglądałyby relacje medialne o wydarzeniach z popularnych filmów? Jak to zwykle bywa, jest tylko jeden sposób, żeby się przekonać – wysmarowałem zatem kilka przykładów. Naturalnie mam nadzieję, że zechcecie dopisać więcej w komentarzach.


Pulp Fiction

Kuriozalny napad na restaurację: dwoje młodocianych bandytów trafiło na… dwóch innych bandytów. Wszyscy byli uzbrojeni, do strzelaniny jednak nie doszło – po kilku minutach negocjacji napastnicy doszli do porozumienia i cała czwórka opuściła restaurację, oddalając się w nieznanym kierunku. Jak dotąd nie ujęto żadnego ze sprawców.
Strzelanina w mieszkaniu boksera Butcha C. Wezwana przez sąsiadów policja znalazła zwłoki mężczyzny w łazience. Denat został zidentyfikowany jako znany policji Vincent V., podejrzewany o współpracę z mafią. Trwają poszukiwania Butcha C. – ktokolwiek zna jego aktualne miejsce pobytu, jest proszony o kontakt z policją.

Uzależnienie

Dodane: 22 grudnia 2017, w kategorii: Absurdy

Jadę kilka godzin busem.

Jedna laska ogląda serial na netbooku, trzy czy cztery odcinki ciurkiem.

Druga zawzięcie czatuje przez komórkę, praktycznie bez przerwy.

Dzieciak gra na komórce, bez przerwy nawet teoretycznie, jeśli nie liczyć kilkunastu (!) przesiadek z FIFy na GTA i z powrotem.

Z przodu widzę wystający ekran, na którymś też leci serial.

Gość za mną ciągle stuka oburącz w komórkę, chyba i on w coś gra.

Babka koło niego słucha muzyki, oprócz tego coś pisze.

Laska od serialu wysiada, jej miejsce zajmuje koleś, który od razu odpala przeglądarkę na tablecie.

Nie wszystkich widzę, ale z dużym prawdopodobieństwem jestem tu oprócz kierowcy jedyną osobą, która nie gapi się w ekran, tylko przez okno, jak zwierzę. Bite pięć godzin nie wyciągam ani kompa, ani komórki (poza odebraniem telefonu), ani nawet czytnika – tymczasem dookoła rzadko widzę, by ktokolwiek w ogóle je wyłączał.

Ironia losu i chichot historii – przez lata to ja uchodziłem w otoczeniu za beznadziejnie uzależnionego komputerowego maniaka, tymczasem teraz wyrastam na ostoję normalności pośród rzeszy nałogowców. Uzależnionych zresztą bez porównania silniej niż ja kiedykolwiek – przesiedzieć dobrowolnie pięć godzin bez przerwy przed komputerem zdarzyło mi się ze trzy razy w życiu, tymczasem dla dzisiejszych normalsów to już najwyraźniej codzienność…


Bitnonsens

Dodane: 23 listopada 2017, w kategorii: Absurdy, Net

Im dłużej żyję, tym trudniej mnie czymś naprawdę zdziwić – świat jest tak pełen absurdów wszelakich, że gdybym nie był zakamieniałym racjonalistą, dawno już bym się nawrócił na wiarę w Latającego Potwora Spaghetti, bo jakież inne bóstwo mogłoby taki cyrk stworzyć. Ciągle jednak zdarzają się newsy, których poziom absurdalności pozostawia mnie bezbronnym. Powyższa mapa (znaleziona tutaj) pokazuje państwa, które zużywają mniej energii elektrycznej niż… kopalnie Bitcoinów.

Zauważmy, że wśród owych państw znajduje się Nigeria, licząca skromne 190 mln mieszkańców.

W wizję Bitcoina jako nowej, lepszej waluty, która przyniesie nam wolność od państw i banków, nie wierzyłem nigdy (a szkoda, bo gdybym uwierzył i trochę kupił na początku, byłbym dzisiaj milionerem), długo jednak uważałem go za nieszkodliwą zabawkę dla libertariańskich oszołomów. Dziś już nawet to przekonanie okazuje się zbyt optymistyczne – mało, że Bitcoin stał się doskonałym systemem transakcyjnym dla przestępców, mało że walnie się przyczynił do rozkwitu ransomware’u, mało że stał się jedną wielką bańką spekulacyjną (której wirtualny charakter sprawia, że pęknięcie może pójść w tempie, jakiego realna gospodarka nigdy nie zaznała), to jeszcze pompowanie tej bańki zużywa coraz bardziej zauważalny odsetek światowej produkcji prądu.

Odsetek, jeszcze raz podkreślmy, większy niż zużywa 190 mln Nigeryjczyków.

I ten odsetek idzie na nic innego, jak na liczenie haszy. Nieprzydatnych do niczego i nie mających żadnej wartości poza tą, jaką im nadaje ludzkie przekonanie, także niepoparte absolutnie niczym. Bez cienia gwarancji, że jutro (literalnie jutro) te hasze nadal będą warte choćby tyle, co cena zużytego prądu. Czy można wierzyć, że ten świat mógł stworzyć ktoś inny niż Latający Potwór Spaghetti?


Grosik

Dodane: 5 kwietnia 2017, w kategorii: Absurdy

Wygrałem z systemem: jestem winny Żabce grosika. I przy tej okazji zacząłem się zastanawiać, o co tak naprawdę z tymi grosikami chodzi.

„Będę winny/a grosika” słyszał każdy wielokrotnie. OK, zdarza się, że sprzedawca faktycznie nie ma za grosz (nomen omen) pieniędzy w kasie, bo tak akurat fatalnie się złożyło, czarna seria klientów z samymi banknotami i nic nie poradzisz. Jak najbardziej bym rozumiał, gdyby zdarzało się to sporadycznie – ale ostatnio mam wrażenie, że pomijanie tego grosika staje się powoli normą. Może to tylko wrażenie, może jakoś pechowo ostatnio trafiam – ile jednak można tak trafiać? Popularny dowcip o kasjerze z Żabki, który obrabował bank i został rozpoznany po tym, że zabierając pieniądze odruchowo powiedział „będę winny grosika”, też się chyba nie wziął znikąd.

O co zatem chodzi z tymi grosikami? Jeśli z jakiegoś powodu faktycznie tak często się kończą, to przecież nawet równowartość kilku czy kilkunastu złotych wystarczy, żeby mieć, ho ho, jaki zapas bezpieczeństwa. Dla sklepu, przez który codziennie przepływają kilogramy bilonu, nie powinien to być żaden problem. Nasuwa się zatem oczywiste podejrzenie, że tak naprawdę mamy do czynienia z naciąganiem klientów – grosz do grosza, będzie kokosza, jak to kiedyś mawiano. To wytłumaczenie niespecjalnie się jednak broni, bo ilu klientów sklep musiałby tak naciągnąć, żeby w ogóle zauważyć korzyści z tej zabawy? Nawet w piekarni statystyczny klient zostawia przynajmniej parę złotych, a daleko nie każdemu wyjdzie grosik reszty – o jakiego rzędu zyskach można zatem mówić? 0.01% przychodów? 0.001%?

Ale kto wie, żyjemy w czasach postkryzysowego kapitalizmu, który wszystko już tak zoptymalizował i wyżyłował, że ciężko wycisnąć z czegokolwiek jeszcze jakąś dodatkową kasę, więc może i po te 0.001% opłaca się schylać. Albo po prostu kasjerzy są już tak „zoptymalizowani”, że te kilkadziesiąt niezaksięgowanych groszy dziennie na bułkę czy dwie już im robi znaczącą różnicę w budżecie. W jedno i drugie byłbym w stanie uwierzyć, ale w jedno i drugie trochę od biedy. Może więc jest jakiś inny powód? Guglanie mi go nie podsunęło, więc jeśli jest na sali ktoś zorientowany w temacie, byłbym wdzięczny za rozwiązanie zagadki.


Kup pan kwitek

Dodane: 15 grudnia 2016, w kategorii: Absurdy

Kupowałem mieszkanie. Właściwie to dwie trzecie mieszkania, bo jedną trzecią już miałem, ale mniejsza o szczegóły.

W związku z tym potrzebowałem wypisu z kartoteki lokali (cokolwiek i po cokolwiek by to nie było). Poszedłem do urzędu, odczekałem w kolejce i okazało się, że… mieszkania nie ma w kartotece. Muszę je dopiero zgłosić, ale do tego potrzebuję wypisu z księgi wieczystej, który powinienem wziąć z innego urzędu. Inny urząd szczęśliwie pozwalał wygenerować wypis przez internet, ale nie za darmo – skromne 24 złote za kilka milisekund pracy serwera.

Cóż, trzeba to trzeba – zapłaciłem, wydrukowałem trzy kartki A4, poszedłem znowu do pierwszego urzędu, złożyłem wniosek z wypisem o wpis potrzebny do wypisu (mam nadzieję, że wszystko jest ciągle jasne i logiczne), po czym okazało się, że wprowadzenie danych do kartoteki zajmie kilka dni, więc po wypis mogę przyjść za tydzień. Cóż – minął ten tydzień, poszedłem po raz kolejny, odczekałem w kolejce, złożyłem wniosek i wypis wreszcie dostałem – jedna kartka A4, wydrukowana i ostemplowana w minutę, ale znowu nie za darmo, tylko za kolejne 30 złotych.

Na koniec okazało się, że dodatkowo muszę jeszcze zdobyć zaświadczenie, że mój lokal nie leży w strefie rewitalizacji, bo w Krakowie rewitalizują na potęgę – trzeci już urząd do odwiedzenia, tym razem na szczęście bez kolejki, ale znowu 17 złotych do zapłacenia i tydzień czekania na wydanie dokumentu, który okazał się jeszcze jedną kartką A4 z pieczątką.


Dialog rocznicowy

Dodane: 4 czerwca 2016, w kategorii: Absurdy, Polityka

– Tato, a ten komunizm, co go wtedy obalili, to czemu właściwie był zły?

– No, na przykład władza łamała wtedy konstytucję, służby mogły nas inwigilować praktycznie bez ograniczeń, w telewizji leciała nachalna rządowa propaganda, wobec opozycjonistów prowadzono kampanię oszczerstw, państwowe stanowiska masowo obsadzano niekompetentnymi partyjnymi działaczami, mieliśmy fatalne stosunki z Zachodem, państwo dążyło do kontrolowania wszystkiego i promowało jedynie słuszną ideologię, a premier i głowa państwa byli figurantami, bo tak naprawdę wszystkim rządził lider partii…

– Ojejku, to musiały być paskudne czasy. Jak dobrze, że mamy to już za sobą.


Mieszko i Bierut

Dodane: 14 kwietnia 2016, w kategorii: Absurdy

Władzę nad krajem zdobyli siłą.

Budowali nowe państwo od podstaw.

Dążyli do centralizacji władzy.

Nie tolerowali opozycji.

Mieli zagranicznych doradców.

Podlizywali się silniejszym władcom.

Wypowiedzieli wojnę religii dominującej w ich kraju od stuleci.

W jej miejsce chcieli wprowadzić nową, panującą w sąsiednim mocarstwie.

Mieszkowi się udało.

(przepraszam, że się ostatnio tak opuściłem w blogowaniu – obiecuję rychłą poprawę)


Migracja

Dodane: 9 października 2015, w kategorii: Absurdy

Piątek

Wieczorem przypadkiem zauważam, że strony na moim hostingu przestały działać i pokazują komunikat „Konto hostingowe zostało zawieszone”. Z kasą im na pewno nie zalegam, więc co to ma znaczyć? Dzwonię na helpdesk i dowiaduję się, że właśnie trwa migracja na nową platformę, w ciągu godziny konto zacznie działać normalnie i dostanę maila ze stosowną informacją. Godzina mija, potem druga, ale nic się nie zmienia. Trudno, może do rana zacznie działać.

Sobota

Rano dalej nic nie działa, więc dzwonię ponownie – konsultantka nie jest w stanie wyjaśnić, co się stało, ale obiecuje przekazać sprawę adminom, którzy zaraz to załatwią.

Wieczorem stwierdzam, że nadal nie załatwili, lekko już wkurzony dzwonię ponownie – ale w soboty helpdesk działa tylko do szesnastej, cholera by ich wzięła. Cóż, mam nadzieję, że przynajmniej admini pracują i w końcu się zajmą moim zgłoszeniem.

Niedziela

Nie zajęli się.


Niezależne media

Dodane: 3 sierpnia 2015, w kategorii: Absurdy, Polityka

ABC – gazeta wydawana przez spółkę Fratria, należącą do firmy Apella (dawniej Media SKOK), należącej do Grzegorza Biereckiego, senatora PiS.

Fronda – jak wyżej.

Gazeta Polska – wydawana przez Słowo Niezależne, kontrolowane przez spółkę Srebrna, należącą do Instytutu Lecha Kaczyńskiego, założonego oczywiście przez PiS.

Gazeta Polska Codziennie – wydawana przez spółkę Forum SA, kontrolowaną przez ludzi z PiS (w radzie nadzorczej m.in. europoseł Czarnecki).

Niezależna.pl – patrz Gazeta Polska.

Nowe Państwo – patrz Gazeta Polska Codziennie.

wPolityce.pl – patrz ABC i Fronda.

wSieci – patrz ABC i Fronda.

W tej sytuacji trudno się nawet dziwić, że jeden z media workerów („dziennikarz” to w tym przypadku za dużo powiedziane) paru powyższych tytułów pracował w sztabie wyborczym Dudy.

I pomyśleć, że oni wszyscy mają czelność nazywać się „niezależnymi”, ekscytować się i obnosić z tą rzekomą niezależnością, a w niektórych przypadkach wręcz umieszczać to słowo w tytule lub podtytule (Niezależna.pl tworzona przez Słowo Niezależne – Orwell przewraca się w grobie). Niech mi ktoś powie, że to nie są Himalaje hipokryzji.

Update: z kolei „Wprost” i „Do Rzeczy” mają związki z Putinem


Wymioty o cytrynowym smaku

Dodane: 24 czerwca 2015, w kategorii: Absurdy

– Pani doktor, pomocy! Moje dziecko wymiotuje!
– To poważna sprawa, dziecko może się odwodnić. Proszę mu podać suplement diety X.
– Chwileczkę, już zapisuję. [głośno literuje nazwę]
– Tylko proszę pamiętać, że to koniecznie musi być X, bo żaden inny preparat nawadniający nie ma tak pysznego cytrynowego smaku!

Reklamy leków i suplementów diety to generalnie zło, którego bym surowo zakazał, ale ta wyznacza zupełnie nowy poziom dna.

Jeśli bowiem wymiotujesz tak dużo, że zaczyna to grozić odwodnieniem, to najprawdopodobniej jest to coś poważnego i odwodnienie (jakkolwiek rzeczywiście groźne) raczej nie jest najważniejszym problemem, a już na pewno nie jedynym. Reklamowa „pani doktor” proponuje więc środek, który nie rozwiąże problemu, a w większości przypadków w ogóle się nie przyda – ale niejeden kretyn lub kretynka po wysłuchaniu tego spotu pewnie uzna, że cytrynowy preparat (pamiętajcie koniecznie, że najważniejszy w lekarstwie jest smak!) załatwia sprawę i nic więcej nie trzeba. A stąd już krótka droga do tragedii, której ofiarą padnie bynajmniej nie kretyn(ka), tylko dziecko…

Twórcom tej reklamy życzę zatem porządnego ataku wymiotów, po którym odwodnią im się mózgi, tracąc zdolność do wymyślania niebezpiecznych bredni.


« Starsze wpisy Nowsze wpisy »