Cichy Fragles

skocz do treści

Człowiek zaczyna się od porodu

Dodane: 20 grudnia 2013, w kategorii: Absurdy


(obrazek via raczkowski.soup.io)

Tak przynajmniej uważa prokuratura. I z tego powodu umorzyła (już po raz drugi) postępowanie w sprawie domniemanego spowodowania śmierci dziecka przy porodzie.

Czytam ten artykuł po raz któryś i nawet nie wiem, co najpierw objechać, tyle celów się nasuwa. Sam fakt, że podejrzanym (a zarazem ojcem dziecka) był ksiądz, daje duuuże pole do wtykania szpilek. Podobnie jak reakcja Kościoła, który jak zwykle próbował zamieść sprawę pod dywan, przenosząc księdza na drugi koniec kraju (potem nawet za granicę), a o usunięciu go ze stanu duchownego pomyślano dopiero, gdy sprawa wyciekła do mediów. Nie mówiąc już o uzasadnieniu decyzji prokuratury, w którym aż się roi od absurdów zwalających z nóg: odmowa wezwania karetki do porodu „nie naraziła noworodka na realne niebezpieczeństwo”, ksiądz „nie zdawał sobie sprawy z zagrożeń związanych z porodem”, a „lekkomyślność nie jest przestępstem”.

Nie mogę się wprost doczekać komentarzy ze strony hierarchów. Sam nie wiem czemu, ale tak jakoś czuję, że będą ciekawe…


MediADHD

Dodane: 7 grudnia 2013, w kategorii: Absurdy, Net


(obrazek via TechCult)

„Dlaczego” – zapytałem pewnego krytyka – „napisał Pan o tym jako o epokowym wydarzeniu, które będzie miało przełomowe znaczenie?” „O czym?” – zapytał.

Stanisław Jerzy Lec

Gdybym nie czytał papierowej prasy, z dużym prawdopodobieństwem jeszcze bym nie wiedział, że Nelson Mandela nie żyje. Zmarło mu się bowiem późnym wieczorem we czwartek, jak już wyłączyłem komputer, potem w pracy nie zaglądałem na portale, a w piątek wieczorem (czyli niespełna dobę po fakcie) wiadomość była już tak stara, że nawet w jakiejś bocznej kolumnie nie na każdym portalu starczyło miejsca.

Niby nic nowego – na uwagę portali przez więcej niż dobę nie zasłużyła sobie Szymborska, Mrożek czy Mazowiecki, więc czemu z Mandelą miałoby być inaczej – ale ciągle nie przestaje mnie zadziwiać, jak szybko „nowe media” zasypują starsze newsy nowszymi i jak przy tym olewają jakąkolwiek hierarchię ważności. Gdybym stracił choć na kilka dni kontakt ze światem i chciał się potem dowiedzieć z netu, co przez ten czas się wydarzyło, byłbym praktycznie bez szans – żeby coś się utrzymało na froncie lub w okolicach tak długo, musiałaby to być chyba wojna atomowa.

No, w ostateczności ślub jakiejś celebrytki.


Kobiety są gorące

Dodane: 19 listopada 2013, w kategorii: Absurdy

Wychodzę rano z domu, temperatura w okolicach zera, szron na trawnikach, para z ust idzie – zakładam czym prędzej rękawice, naciągam kaptur i przyspieszam kroku, żeby się odrobinę rozgrzać… a tu obok pomyka sobie laska bez czapki, bez rękawiczek, w cieniutkiej kurteczce, w spódniczce do połowy uda i na oko bez rajstop nawet. Dochodzę do przystanku, a tam kolejna w podobnym przyodziewku, tyle że chociaż w rajstopach. Obserwuję przez dłuższą chwilę – nawet rąk w kieszeniach nie myśli trzymać, tylko raźno bawi się komórką. W sumie nic nowego – każdej zimy widuję takie przypadki regularnie.

I coraz bardziej mnie to zastanawia – czy to jakaś wrodzona odporność na zimno, występująca tylko u kobiet, czy może raczej pragnienie przyciągania męskiego wzroku jest u niektórych tak silne, że gotowe są dla osiągnięcia tego celu marznąć i ryzykować przeziębienie? Ot, zagadka.


Absurdalne referendum

Dodane: 10 października 2013, w kategorii: Absurdy, Polityka

Dziesięć lat temu głosowaliśmy w sprawie wejścia do UE. Przeciwnicy tego kroku rozważali bojkot referendum, żeby doprowadzić do jego nieważności z powodu zbyt niskiej frekwencji – sondaże bowiem wskazywały, że zwycięstwo opcji prounijnej będzie miażdżące, ale z frekwencją może być krucho. Szczęśliwie przeważył pogląd, że sondaże są na pewno sfałszowane i trzeba iść bronić ojczyzny przed eurozarazą – przeciwnicy UE poszli zatem do urn i wbrew swoim intencjom postawili kropkę nad „i”, pomagając przekroczyć magiczny próg 50%. Bez nich by się to nie udało, bo głos za UE oddało „tylko” 47% uprawnionych. Jakieś wnioski?

No niestety – jak to zwykle bywa, żadnych wniosków nie wyciągnięto, o czym przekonują się teraz warszawiacy:

Popieram Hankę, nie idę na referendum

Popieram, więc nie idę? Absurd, ale właśnie taka postawa ma najwięcej sensu – skoro idąc na referendum można się przyczynić do przekroczenia progu frekwencyjnego, a wynik prawie na pewno będzie dla prezydent(ki?) negatywny, to bezpieczniej zostać w domu. „Bezpieczniej” nie znaczy jednak „bezpiecznie” – jeśli samych przeciwników uzbiera się więcej niż wymagane 29%, lub/i nie wszyscy zwolennicy posłuchają apeli o niepójście, to efekt bojkotu będzie przeciwny do zamierzonego – a według sondaży kwestia przekroczenia progu jest mocno niepewna. Co w takiej sytuacji powinien zrobić zwolennik HGW? No właśnie, nie wiadomo, bo każda decyzja może się okazać przeciwskuteczna. A pozostanie w domu przynajmniej wymaga mniej zachodu…

Taki jest efekt utrzymywania nonsensownego systemu, w którym wynik 28-0 oznacza odrzucenie propozycji, a wynik 28-27 (ba, nawet 15-14) oznacza jej przyjęcie. Jednak system się trzyma od lat i nawet teraz coś nie słyszę o planach jego zmiany, choć dwie możliwości same się narzucają. Pierwsza to likwidacja progu frekwencji (skoro wybory mogą być ważne nawet przy jednym oddanym głosie, to czemu z referendum jest inaczej?), druga – jeśli jednak na frekwencji nam zależy – to uzależnienie ważności wyłącznie od liczby głosów za propozycją. W obu przypadkach dylemat by zniknął, bo nie byłoby już możliwości, by głos przeciw propozycji przyczynił się do jej przyjęcia. Czemu przez tyle lat nikt się nie pofatygował, żeby któreś z tych rozwiązań wprowadzić, nie jestem w stanie pojąć.

Ważność referendum unijnego była tak naprawdę kwestią tylko symboliczną – gdyby frekwencja okazała się za niska, decyzja przeszłaby na parlament, zdominowany przez partie prounijne, więc na jedno by wyszło. Ważność referendum w Warszawie może mieć daleko idące konsekwencje tak dla stolicy, jak i dla całego kraju. Głupio by wyszło, gdyby te konsekwencje wynikły z jednego nieprzemyślanego przepisu – no ale Polak zawsze musi być mądry dopiero po szkodzie…


Wielki demotywator

Dodane: 2 października 2013, w kategorii: Absurdy, Literatura

Skoro Polacy wydają więcej na papier toaletowy niż na książki, to czy można się dziwić, że coraz większa ich liczba ma nasrane w głowie?
(źródło)

Wiem, bardzo nisko upadłem, przeklejając obrazek z Demotywatorów, ale co mi tam, wart jest tego. Dla równowagi mogę rzucić cytatem na zbliżony temat z wysokiej kultury, czyli fraszką Kochanowskiego „Na ucztę”:

Szeląg dam od wychodu, nie zjem jeno jaje;
Drożej sram, niźli jadam; złe to obyczaje.

Jak widać, pewne problemy są ponadczasowe.


Errare humanum est

Dodane: 14 września 2013, w kategorii: Absurdy

(nie, to nie jest komentarz do dzisiejszej awarii Joggera)

W 2008 roku część masy upadłościowej po Lehman Brothers kupił Barclays Bank. (…) Barclays chciał przejąć jedne walory, a innych nie – niektóre przecież miały wartość ujemną.

Walory ułożono, jakżeby inaczej, w excelową tabelkę. Niechcianych walorów nie kasowano, tylko nadawano im status „ukrytych”. Kiedy uzgodnione dokumenty wydrukowano, tabelka została przerobiona na plik PDF. Okazało się, że ukryte walory się w nim znalazły i razem z nim trafiły na papier, pod którym swoje podpisy złożyli szefowie Barclays. Tym samym wbrew swoim intencjom kupili 179 „toksycznych” papierów Lehman Brothers o ujemnej wartości, tracąc około 1,75 mld dol.

Cytat ze świetnego artykułu Wojciecha Orlińskiego z dzisiejszej Wyborczej – papierowej, w necie tylko zajawka, chyba że ktoś wykupił abonament (podobno tacy istnieją).

W tym samym numerze polecam także genialny wywiad z Karolem Modzelewskim – w necie niestety również tylko zajawka, reszta dla płacących, ale w kiosku taniej. Kawałek na zachętę:

– Co takiego jest w człowieku, że nie jedzie na Lazurowe Wybrzeże, tylko zostaje w celi?
– Mógłbym pieprzyć coś o wzniosłych sprawach. A tak naprawdę ta emocja jest dość prosta: „Nie dam chujom satysfakcji!”.
– Ha, ha. Tak właśnie myślałem.
– Dlatego uważam, że wkurzenie to czasem świetna emocja. Silna. Upraszcza wiele decyzji.

Jestę tym co ję

Dodane: 7 sierpnia 2013, w kategorii: Absurdy

Popełniłem kiedyś (a ściślej mówiąc, niemal równo rok temu, ale to czysty przypadek) wpis na temat szczególnego wykwitu sztuki kaleczenia słów. Wykwit zauważyłem gdzieś w necie, więc wzbudziło to we mnie bardziej podziw dla ludzkiej inwencji, niż oburzenie – bo i co tu się przejmować jakimś anonimowym półanalfabetą. Ale dziś odkryłem, że na anonimowych półanalfabetach w necie rzecz się nie kończy:


(odkrycie via Polsky Python)

Próbuję wykrzesać z siebie jakiś stosowny komentarz, ale nijak mi nie wychodzi…


Magnez na nieuków

Dodane: 25 lipca 2013, w kategorii: Absurdy, Nauka

Leci ostatnio w radiu taka reklama:

– Panie profesorze, jaki magnez najlepiej wybrać?
– Oczywiście naturalny! Chyba nie chciałaby pani spożywać produktów syntezy chemicznej?
– Jasne, że nie, ale który magnez jest naturalny?
– Tylko ten zawarty w suplemencie diety X, który zalecam każdemu, ponieważ [bla bla bla]

Krótki propagandowy dialog, a ile nonsensów udało się w nim zmieścić, aż trudno uwierzyć.

Po pierwsze: magnez jest pierwiastkiem, a nie związkiem chemicznym, więc nie można go otrzymać w drodze syntezy – polega ona bowiem na uzyskiwaniu złożonych produktów z prostszych substratów, a nie na odwrót. Chcąc dostać czysty magnez, powinniśmy zastosować raczej redukcję.

Po drugie: straszenie syntezą chemiczną to debilizm bezdenny, jako że jej produktami są niemal wszystkie otaczające nas substancje, włącznie ze spożywczymi. Nawet zwykła woda stanowi produkt syntezy chemicznej (tlenu i wodoru). Gdyby zatem ktoś chciał rzeczywiście nie spożywać produktów syntezy, musiałby nic nie pić, a jeść… hmm, węgiel?

Po trzecie: co to właściwie jest ten „naturalny magnez”? Magnez w stanie wolnym w ogóle nie występuje w naturze, przynajmniej nie na Ziemi. Poza tym nie jest jadalny – możemy spożywać tylko zawierające go związki chemiczne, powstałe oczywiście w drodze syntezy. Jeśli reklamowany preparat takim związkiem nie jest – cóż, nie radziłbym go zażywać.

Po czwarte: dzienne zapotrzebowanie dorosłego człowieka na magnez ocenia się na 0.3 – 0.5 grama, a jego śladowe ilości można znaleźć w zdecydowanej większości produktów spożywczych, więc niedobór nam nie grozi, jeśli nie stosujemy jakiejś specyficznej diety. A gdyby nawet, to do jego pokrycia w zupełności wystarczy np. kubek kakao. Albo ćwierć kilo kaszy gryczanej, albo podobna ilość fasoli, albo tabliczka czekolady. Albo wiele innych możliwości, zdecydowanie tańszych od jakiegoś suplementu. I bezpieczniejszych, bo tak rozproszonego magnezu nie da się przedawkować, a skoncentrowany w pigułce – jak najbardziej.

Z chemii zawsze byłem cienki, jechałem ledwo na trójkach (co proszę mieć na uwadze, gdybym coś powyżej pokręcił;-)). Zastanawia mnie zatem, jakie oceny zbierali twórcy tej reklamy…


Święta krowa

Dodane: 7 lipca 2013, w kategorii: Absurdy, Polityka

Przedsiębiorca przegrał konkurs organizowany przez państwową instytucję. Oburzył się z tego powodu niesamowicie, narobił szumu, wezwał swoich klientów do demonstracji w obronie swojej jakoby zagrożonej upadkiem firmy, część mediów go w tym poparła. Wspomniana instytucja rozpisała kolejny konkurs, tym razem zawężając kryteria do dziedziny, w której firma prawie nie ma konkurencji, i bezczelnie dopasowując warunki do profilu firmy, żeby nie było najmniejszej szansy, że wygra ktoś inny. W efekcie oczywiście wygrał faworyt, rywali w zasadzie nie mając.

Gdyby ten przedsiębiorca nazywał się np. Kulczyk, ciąg dalszy byłby wiadomy: potężna afera, krzyki o Układzie i przeżartym korupcją państwie, żądania powołania komisji śledczej i dekapitacji wszystkich odpowiedzialnych za konkurs… Oczywistość. Ale delikwent nazywa się Rydzyk, więc nic z tych rzeczy – zero oburzenia, wszystko jest w najlepszym porządku, nawet jego wrogowie protestują co najwyżej półgębkiem.

Nie żeby mnie to dziwiło – wszak KRRiTV od dawna słynie ze stawania na głowie, byle Rydzykowi krzywdy nie zrobić – ale ciągle drażni. Zwłaszcza kiedy ta święta krowa muczy wniebogłosy, jak ją to zbrodnicze państwo prześladuje.


Wiara czyni cuda

Dodane: 5 maja 2013, w kategorii: Absurdy

Zatem… przyszła do mnie, do „tolkszoł”, pewna artystka operowa. Miała opowiadać o czymś innym niż śpiewanie, jednak upierała się, że najpierw musi zaśpiewać arię lub pieśń, bo jeśli nie, to nie przyjdzie na spotkanie. A miało to wyglądać tak: – „Chylisz główkę na pierś białą” – o zgrozo. Nie wiedzieliśmy, co z tym zrobić, ale taki był warunek. Zatem… Na ratunek przyszedł mi jednak mój reżyser Witold Orzechowski: – Powiedz, że głos pani Marzeny ma właściwości zdrowotne i że ten, kto go posłucha i wytrzyma 5 minut, natychmiast będzie zdrowy. Czemu nie, pomyślałem i zacząłem: – Szanowni Państwo, głos pani Marzeny został przebadany przez naukowców z Japonii…
Stwierdziłem, że podam z Japonii, bo tego nikt nie sprawdzi. W owym czasie nie było internetu.
Po trzech dniach przyszły pierwsze listy z podziękowaniami, a potem następne… To był cud, dziękujemy za to spotkanie, wszystkie guzy same się usunęły – pisali ludzie. Mam te listy w domu. Inni pisali: – Dziękuję za tę śpiewaczkę, bo tamtej nocy żona została szczęśliwie zapłodniona.

Fragment rozmowy z Mariuszem Szczygłem w Angorze (numer 16/2013, strony 60-61). Nic dodać, nic ująć, chciałoby się powiedzieć, ale Szczygieł coś jeszcze dodaje:

Nigdy więcej tak nie zrobiłem. Skończyłem z tym, bo poczułem, że mam taką siłę, a wręcz moc, by manipulować ludźmi. To był tak głupi pomysł, jak tego widza zatrzymać po drugiej stronie ekranu…

« Starsze wpisy Nowsze wpisy »