Cichy Fragles

skocz do treści

Dziesięć lat bloga

Dodane: 29 maja 2018, w kategorii: Prywata

Dziesiąty rok zamknąłem już trzecim z rzędu antyrekordem: raptem 17 notek i 108 komentarzy (6.35 na wpis). Gdyby więc tylko o ten rok chodziło, to podsumowanie byłoby bardzo krótkie – ale wbrew pozorom optymistyczne. Raz, że z tak niskiego poziomu można iść już raczej tylko w górę (OK, rok temu też tak myślałem, ale tym razem to już na pewno), a dwa, że poziom był niski tylko ilościowo, natomiast jakościowo wręcz przeciwnie – nie znalazłem wśród tych siedemnastu wpisów takiego, z którego byłbym niezadowolony, za to bez wahania mogę kilka z nich polecić:

I na tym, gdyby tylko o ten rok chodziło, w zasadzie mógłbym poprzestać. Ale skoro mamy okrągłą rocznicę, to przecież trzeba podsumować także całe to dziesięciolecie – a to już nieco dłuższy temat.

Dziesięć lat to niewątpliwie kawał czasu, wystarczająco długi, żeby pamięć o jego początkach zaczęła się zacierać – postanowiłem więc kontrolnie przejrzeć (nie przeczytać, bo to już by było zajęcie na dziesiątki godzin) wszystkie notki od samego początku. No i niestety musiałem przyznać, że ten początek dobry nie był – wiele, oj wiele notek (o komentarzach nie mówiąc) z pierwszych dwóch-trzech lat wywołało we mnie zażenowanie, czy to dla nieporadnej formy, czy co gorsza dla treści. Człowiek młody, to i głupi, chciałoby się powiedzieć – ale ja przecież taki znowu młody wtedy nie byłem, bite 27 lat na karku w chwili startu, a mimo to zdarzało mi się wypisywać mądrości nieomal gimbusiarskie. Przykładów wstydliwie oszczędzę.

Na szczęście to już dawno za mną – gdzieś tak w 2011 przeglądanie przestało boleć, zaczęło przybywać wpisów, z których i dzisiaj byłbym zadowolony, a sam blog, początkowo prowadzony całkowicie chaotycznie i bez wizji, stopniowo nabrał bardziej spójnego i wyrazistego charakteru, zbliżając się asymptotycznie do dzisiejszego kształtu – mogę więc z czystym sumieniem zbyć te wczesne lata hasłem „pierwsze koty za płoty”, dodatkowo zauważając, że skoro niegdysiejsze notki dziś mnie żenują, to znaczy, że się rozwijam.

Bilans dekady mogę więc nieskromnie uznać za pozytywny – ale oczywiście nie bez zastrzeżeń. Po pierwsze, znaczącej popularności nigdy nie osiągnąłem, pierwszej lepszej blogerce modowej mógłbym co najwyżej buty czyścić (wizja niezbyt zachęcająca, biorąc pod uwagę, ile one tych butów mają), a i tendencja niezbyt optymistyczna – o ile gdzieś tak do końca 2012 statystyki odwiedzin prawie wyłącznie mi rosły, o tyle parę ostatnich lat to stagnacja z tendencją minimalnie, ale jednak ujemną. Po drugie, nawet abstrahując od popularności, już od jakiegoś czasu mam poczucie, że w jakimś szerszym sensie stoję w miejscu – i to nie takim, w którym chciałbym pozostać na dobre. Liczę, że za kolejne dziesięć lat nadal będę miał co świętować, ale głowy już za to nie dam. Czas pokaże.

Żeby już jednak nie przynudzać i nie smęcić, przejdźmy do posłodzenia sobie. Oto dziesiątka najpopularniejszych wpisów dekady:

  1. Nomen omen
  2. Najlepsze książki, jakie czytałem
  3. Jak używać apostrof’u
  4. Tablet Lark FreeMe 70.2S – pierwsze wrażenia
  5. Mały demotywator
  6. Najtrudniejsze pytania dla wierzących
  7. Najtrudniejsze pytania dla ateistów
  8. 73 obietnice Tuska i ich realizacja
  9. Największa liczba na świecie
  10. Lód (Jacek Dukaj)

Szczerze mówiąc, wartość tego rankingu jest o tyle dyskusyjna, że to raczej zbiór notek, które najlepiej się wypozycjonowały w Google. Z tego też powodu dominują tutaj wpisy z dawniejszych lat (wszystko poza dziewiątym miejscem pochodzi najpóźniej z 2012), ponieważ miały najwięcej czasu na zbieranie odsłon. Wyjątkiem jest wpis o apostrofie, który miejsce na podium zdobył w dużej mierze dzięki temu, że wielokrotnie bywał używany na rozmaitych forach w charakterze argumentu w kłótniach o pisownię. Drugi wyjątek to „Mały demotywator”, który na chwilę zyskał nieoczekiwaną (i z oczywistych przyczyn kłopotliwą) popularność w dniach po katastrofie smoleńskiej. Jeśli jednak chodzi o ich wartość, to wysoko cenię sobie tylko te trzy zaczynające się od „naj”. No, może jeszcze recenzję „Lodu”. Resztę można spokojnie zignorować.

Przejdźmy zatem do subiektywnej dziesiątki wpisów, które uważam za najlepsze. Kolejność alfabetyczna, bo po co sobie komplikować życie – lista tak czy siak subiektywna.

Jak nietrudno zauważyć, są to niemal wyłącznie teksty naukowe, podobnie jak wyróżnione wcześniej trzy notki z „naj” – co chyba wyraźnie wskazuje, w czym najlepiej się czuję i w jakim kierunku chcę podążać – ale w żadnym razie nie oznacza to rezygnacji z innych tematów. Zwłaszcza z literatury, którą w ostatnich latach mocno zaniedbałem i czas najwyższy to zmienić, co i w jedenastym roku blogowania zamierzam uczynić. Ile z tych zamierzeń wyniknie, to już oczywiście inna sprawa.

Kończąc to przydługie już chyba podsumowanie, tradycyjnie zapraszam do śmiałego zgłaszania wszelkich życzeń i zażaleń – okazja jest raz na rok (a taka jak dziś, raz na dziesięć lat), więc korzystajcie bez wahania.


Komentarze

Podobne wpisy